Taylor Swift "Midnights" - recenzja płyty

Zapewne wielu fanów czekało na ten moment z niecierpliwością. W nocy z 20 na 21 października w serwisach streamingowych pojawiły się piosenki Taylor Swift, składające się na jej kolejny album. Po dwóch latach przerwy jedna z najpopularniejszych wokalistek na świecie powraca z krążkiem zatytułowanym "Midnights". O czym tym razem opowiada artystka na najnowszej płycie?

Zobacz też: Dawid Podsiadło powraca na PGE Narodowy

Premiera albumu "Midnights"

"Midnights" to już dziesiąty album w karierze amerykańskiej piosenkarki, który został przez nią ogłoszony 28 sierpnia podczas gali MTV Video Music Awards. Wiadomość o zbliżającej się premierze nowego krążka wywołała ogromną falę entuzjazmu zwłaszcza wśród Swifties, czyli najwierniejszych fanów wokalistki. Wraz z upływem czasu w sieci zaczęły pojawiać się kolejne informacje dotyczące płyty oraz utworów, jakie miały się na niej znaleźć. Sama piosenkarka postanowiła podzielić się nimi w dość nietypowy sposób. W serii krótkich filmików zatytułowanych "Midnights Mayhem With Me" Taylor, ubrana w stylu retro, losowała codziennie inny numer piosenki, a następnie na TikToku jej tytuł. Trzeba przyznać, że to całkiem interesujące i oryginalne rozwiązanie, które przypadło do gustu także fanom, sądząc po entuzjastycznych komentarzach w social mediach.

Warto również wspomnieć o tym, że nad powstaniem płyty razem z Taylor pracowało wielu znanych twórców, w tym Lana Del Rey czy Zoë Kravitz. Poza tym współautorem większości utworów składających się na "Midnights" jest Jack Antonoff. Piosenkarka miała już okazję współpracować z nim wcześniej przy takich albumach jak "Lover" oraz "folklore".

Recenzja dziesiątego albumu Taylor Swift

Album jest utrzymany w klimacie z lat 80. i rozpoczyna się mocnym kawałkiem "Lavender Haze". Jeden z bardziej energicznych utworów na płycie opowiada o tym, że każdy powinien przeżywać związek na swój sposób i nigdy nie przejmować się plotkami ani oczekiwaniami innych osób. Na szczególną uwagę zasługuje również "Maroon". Przedstawiona historia miłości nie ma już odcieni żywej czerwieni, ale burgundu. Tym samym relacja między kochankami nie jest już tylko młodzieńczym wybuchem namiętności, lecz staje się bardziej złożona i dojrzalsza. Piękny przekaz, uświetniony melancholijną muzyką i magicznych głosem wokalistki sprawia, że "Maroon" zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych utworów.

Mniejszy zachwyt wywołuje natomiast "Snow On The Beach", nagrane w duecie z Laną Del Rey. Fani wykonawczyni "Summertime Sadness", którzy mieli nadzieję usłyszeć swoją idolkę na płycie Taylor, będą mogli mówić nawet o gorzkim rozczarowaniu. Wynika to z tego, że we wspomnianej piosence Lana nie otrzymuje niestety żadnego fragmentu — jej udział ogranicza się tylko do tworzenia chórków. W takiej sytuacji stwierdzenie, że potencjał na fantastyczny duet został zmarnowany, z pewnością nie będzie zbyt wielką przesadą.

Warto też wspomnieć o tym, że oprócz trzynastu podstawowych utworów, które zostały opublikowane jako pierwsze i tworzą kompletny album, wokalistka wypuściła jeszcze siedem dodatkowych kompozycji. Wśród bonusowych piosenek znalazły się: "The Great War", "Bigger Than The Whole Sky", "Paris", "High Infidelity", "Glitch", "Would've, Could've, Should’ve", "Dear Reade". Stanowią one idealne dopełnienie całości, tworząc spójną i wspaniałą historię.

Za pośrednictwem najnowszego albumu Taylor Swift zabierają swoich słuchaczy w kolejną wyjątkową podróż. Piosenkarka dzieli się różnymi przemyśleniami, które towarzyszą jej podczas bezsennych nocy. Z typowym dla siebie urokiem snuje opowieści nie tylko o pięknej i dojrzałej romantycznie miłości. Mówi też o mniej przyjemnych uczuciach i problemach, z jakimi musi się mierzyć. "Midnights" to bez wątpienia najdojrzalsza płyta w dorobku wokalistki. Taylor ponownie udowadnia, że posiada nie tylko wybitny talent kompozytorski, ale także ogromną wrażliwość muzyczną.

WG

Taylor Swift - Lavender Haze

fot. instragram.com/taylorswift/