Debiutancki
krążek formacji The Marians „Radioskun" nie wyróżnił się niczym
szczególnym wśród rodzimych dźwięków alternatywnej muzyki rockowej.
Od
nowego albumu, a w dodatku debiutanckiego, oczekuje się elementu
zaskoczenia i przede wszystkim nowego energetycznego brzmienia, które
zainteresuje odbiorcę, niezależnie od tego, czy jest się fanem gatunku
czy też nie. Kiedy jeden utwór jest usypiający, drugi powinien obudzić
słuchacza. Słuchając chłopaków z Mysłowic, można przespać całą płytę
bez pobudki. Na Radioskunie nie ma nic porywającego. Wieje nudą, a 11
kompozycji jest bezsmakowych jak niekiedy chińskie żarcie...Nie
zainteresował mnie żaden utwór.
Tekstowo „Radioskun" to
przejaw swoistego rodzaju buntu, agresji- „w najmniej spodziewanym
momencie wezmę do ręki broń, wtedy pokażę, na co mnie stać", „jak mnie
wkurwisz, dostaniesz bilet w jedną stronę", „w kapturze chowam twarz,
coś wisi w powietrzu, na całym podwórku rozjebałem szyby kamieniami",
„Chodzę wkurwiony całymi godzinami"...
Szczerze mówiąc, martwi
mnie trochę oprawa tekstowa. Tym bardziej w perspektywie wydania
trylogii. Jeśli w pierwszej części w ruch idą kamienie, to co będzie w
następnych? Zastanawia również inspiracja tekstowa. Czym kierował się
Emil Lollo odpowiedzialny za tę działkę? Radioskun to trochę taki styl
podwórkowego chuligana. Przejaw młodzieńczego buntu, który może się
rozwinąć niestety w różnych kierunkach. W których? Być może dowiemy się
na kolejnych płytach. W każdym bądź razie przypomina to trochę klimat
C.K.O.D, którzy przy pierwszej płycie też kreowali się na buntowników.
Niektórzy niestety to kupili. Najciekawsza z tego albumu jest okładka
(tak chyba kiedyś wyglądały lekcję wychowania fizycznego) i cała
otoczka związana z trylogią itd...
Jestem pełen podziwu dla
chłopaków z The Marians, że w ogóle im się chciało. Pozytywne jest na
pewno to, że ta płyta została nagrana z pomysłem, o czym zresztą
świadczy tematyka i powiązana z nią okładką krążka. To, że mi się nie
podoba zawartość, to zupełnie inna sprawa. Pocieszam się faktem, że
jest to na szczęście dopiero 1/3 planu, dlatego wszelkie niepowodzenia
można nadrobić w kolejnych dwóch etapach tego „dzieła". Powodzenia
Radosław Ząb
|