Amy Winehouse i buddyzm

Brytyjska wokalistka stwierdziła, że nie znajdzie ratunku w cysterskim zakonie i wybrała bardziej niekonwencjonalną metodę leczenia, którą jest... medytacja.

Przysparzająca ostatnio wiele problemów sobie i innym gwiazda, której mózg – według lekarzy – może być uszkodzony z powodu nadużywania narkotyków, rozpoczęła praktykowanie buddyzmu. Zainspirowała ją do tego koleżanka po fachu, piosenkarka Tina Turner.

24-letnia Amy intonuje sobie Nam Myoho Renge Kyo. Brzmi co najmniej dziwnie, jednak wystarczy rozszyfrować poszczególne słowa, by zrozumieć, o co chodzi. By najbardziej zagłębić się w tajemnicy znaczenia, należy oprzeć się na praktyce. Dosłownie oznacza to: Nam (poświęcenie), praktykowanie Buddyzmu; Myoho (Prawo Mistyczne), istota wszechświata i manifestacji jego zjawisk; Renge (kwiat lotosu, który kwitnie i wydaje nasiona w tym samym czasie), symultaniczność przyczyny i skutku; Kyo (sutra, głos, nauka Buddy), wszystkie zjawiska.

Jak możemy wyczytać w brytyjskiej prasie, Winehouse poznała uroki medytacji dzięki jednemu z członków jej zespołu. Teraz codziennie, rano i wieczorem, przez dziesięć minut medytuje w swoim domu. Ponadto Amy widziała wywiad z Tiną Turner, w którym gwiazda opowiadała o swoich doświadczeniach z buddyzmem. Podobno wywarło to spore wrażenie na biednej Amy Winehouse.

Wokalistka ma również sznur buddyjskich korali, z którymi medytuje. Trzyma je w czerwonym jedwabnym szaliku. Sama przyznaje, że praktykowanie buddyzmu nastraja ją bardzo pozytywnie. Czyżby Amy uratowana?

Z takimi hipotezami jeszcze spokojnie. Póki co, 2008 rok jest dla piosenkarki bardzo burzliwy i upływał jej od jednego odwyku do drugiego. Na dodatek zamieszana była w kilka pijackich awantur, najdroższy małżonek trafił do więzienia, a ona co chwila dowiaduje się o tym, co dolega jej zdrowiu, np. Ostatnie informacje o uszkodzonych płucach czy wyżej wymienionym mózgu. Jednak należy mieć nadzieję, że religia buddyjska uchowa Amy przed samozagładą. Skoro nie zgodziła się na pobyt w cysterskim kurorcie, gdzie byłaby pod opieką troskliwych zakonników, to może dalekowschodnia technika samodoskonalenia swego ducha już pomogła młodej artystce. Oby.