Utwory, piosenki
Płyta nr 1
- 1. Anchor up - Oszibarack
- 2. Stop calling me - Oszibarack
- 3. Play it again - Oszibarack
- 4. Molly - Oszibarack
- 5. Point blank - Oszibarack
- 6. A piece of work - Oszibarack
- 7. Motocross - Oszibarack
- 8. Toss your lasso - Oszibarack
- 9. Surfin' safari - Oszibarack
- 10. Liquid song - Oszibarack
- 11. Twitter - Oszibarack
O albumie
Najbardziej oczekiwany klubowy album 2008 roku…
Po imponującym debiucie "Moshi, moshi”, który zaskoczył krytyków i polski rynek muzyczny koncepcją i brzmieniem, formacja Oszibarack powraca z nowym albumem "Plim plum plam”. Podobnie jak w przypadku debiutu muzykę cechuje bezkompromisowe podejście do formy i nieszablonowe pomysły aranżacyjne. Stylistycznie rozpięta jest pomiędzy minimalowym studium w "Anchor up” a dojrzałym, leniwym electro-pop w "Stop calling me”, którego pozazdrościć mógłby wrocławianom sam Goldfrapp.
Muzyka z "Plim plum plam” wpisuje się w estetykę klubową, ale wyrasta ponad format muzyki użytkowej. To raczej postmodernistyczny teledysk, w którym klubbing jest jednym z ujęć, ale nigdy nie stanie się obrazem dominującym. Kolory tego teledysku są zdecydowanie żywe, ale dramaturgia utworów nie akcentuje wyłącznie optymistycznych kadrów. Sięgając głębiej i przypatrując się szczegółom "Point blank”, zauważymy, jak rozedrgane dźwięki magicznego instrumentu theremin nadają temu teledyskowi iście Lynchowski suspens!
Zastosowanie dęciaków może kojarzyć się z wycieczką Oszibarack w stronę nu-jazzu, ale tak nie jest, gdyż aranżacje i klimat utworów ciążą wyraźnie w stronę popu. Nie utożsamiajmy jednak grupy z piosenkami okupującymi playlisty komercyjnych rozgłośni w naszym kraju. Mówiąc "pop”, myślimy bardziej o BBC Radio One i linii programowej związanej z nurtem ambitnym, balansującym pomiędzy niemiecką elektroniką a angielskim dystansem i luzem.
Połączenie różnych stylistyk i zderzenie epok, zabawa kiczem i ucieczka przed przewidywalnością skumulowane w jedenastu utworach. Oszibarack to nowe spojrzenie na eklektyzm, który pieczołowicie wydestylowany z patosu pokazuje, ile jeszcze może zdarzyć się w muzyce wbrew obawom krytyków.