Muzycznie nie mamy kompleksów
2007-10-31 11:46:2113 września 2007 zespół Guess Why oficjalnie zawiesił
działalność. To niewątpliwa strata dla
polskiej sceny. Kapela z Poznania zostawiła po sobie 3 bardzo dobre
albumy (za jeden z nich, Road To The
Horizon, została nawet wyróżniona Fryderykiem), które jednak nie zdołały
przebić się poza wąskie i hermetyczne grono fanów bardziej Jesus Lizard i
Neurosis niż Acid Drinkers, w którym założyciel Guess Why - Perła grał przez 5
lat. Ale jeśli przyjrzeć się ostatniemu
dziesięcioleciu w polskiej muzyce, rozpad GW nie dziwi w ogóle. Kapele, które
odważyły się wyjść poza schemat najczęściej musiały godzić się z banicją w
mediach, problemami finansowymi, co w konsekwencji prowadziło do ich rozpadu.
Protoplaści anarchopunka nad Wisłą, słupska Guernica Y Luno,
w swoim credo "5 minut" z pierwszej płyty "Prawdziwie wolny
jestem jedynie wtedy, kiedy wolni są wszyscy ludzie, którzy mnie otaczają"
wieszczyła: "od lat scena co miesiąc przeżuwa kapele, najpierw odkrywa, potem lansuje, potem odrzuca, bo już
nie są świeże i odkrywcze." 2 lata później nie było już Guerniki, jak sami piszą o sobie:
"Któregoś dnia G.Y.L. zobaczyła, że nie ma jednej drogi. Zobaczyła że jest ich tysiące i każda
ma swój cel. To był piękny dzień. Zobaczyliśmy, że nie zespół, nie koncerty
stanowią o nas, że kraty więzienia można rozbić innymi sposobami." Ogromna szkoda, w czasach
wszechobecnej papki lansowanej na punk rock (choćby takie kapele jak Leniwiec
czy Zabili Mi Żółwia), młodzież najczęściej nie dociera do zespołów takich jak G.Y.L. czy Post Regiment.
Post Regiment, czyli jeden z pierwszych hc/punkowych składów
w Polsce posiadający wokalistkę, to też kawałek historii. Przed rozpadem w 1998
zdążyli nagrać 3 płyty, z czego ostatnia z nich - "Tragiedia",
nagrana tuż przed samym zawieszeniem działalności, uważana jest za jedną z najlepszych w historii punka
nad Wisłą.
Kolejną kapelą, która już nie gra, a która wniosła duży
powiew świeżości w krajową scenę było szubińskie Something Like Elvis. Muzycy
SLE, podczas wydania ich genialnej
debiutanckiej płyty, Personal Vertigo (1997) nie mieli nawet ukończonych
20 lat. Następnie przyszły europejskie
trasy z Nomeansno i Fugazi, nagranie dwóch kolejnych płyt (z których żadna nie dorównała poziomem debiutowi, a
ostatnia - Cigarette Smoke Phantom uwidaczniała
chęć odejścia od szybkiego grania i skierowania się bardziej w strone
jazzu niż punk rocka). Something Like Elvis w 2003 podzielił się na dwie kapele
- Contemporary Noise Quintet i Potty
Umbrella, które grają do dzisiaj.
Mówiąc o grupach już nieistniejących, a wnoszących coś
nowego - nie sposób przemilczeć Kobong. Obydwie nagrane przez nich płyty -
"Kobong" (1995) i "Chmury nie było" (1997) - to masa pokręconych riffów, genialnych solówek
nieżyjącego już, niestety, Roberta Sadowskiego,
matematycznie precyzyjnej do bólu i polirytmicznej perkusji i, przede
wszystkim, charakterystycznego wokalu Bogdana Kondrackiego. Krążą legendy, że
Kondrackiego (dziś jest jednym z najbardziej rozchwytywanych na naszym rynku
producentów muzycznych, współpracuje
m.in. z Moniką Brodką, Anią Dąbrowską czy Smolikiem) podczas nagrywania
drugiego albumu trzeba było ściszać, ponieważ
potencjometry nie były w stanie ogarnąć potęgi jego głosu. W 2001 roku, na
gruzach Kobonga powstała formacja Neuma (jako trio, bez Roberta
Sadowskiego), która, niestety, w takiej
formie przetrwała tylko do wydania pierwszego krążka. Poźniejsze obowiązki
muzyków sprawiły, że dziś jedynym łącznikiem między grającą bardzo trudny
noise Neumą a macierzystą kapelą jest
gitarzysta Maciej Miechowicz.
Niestety, to tylko kilka zespołów z morza tych, którym nigdy
nie udało się szerzej wypłynąć. Polski rynek muzyczny jest miejscem skrajnie
nieprzyjaznym dla tych, którzy chcą zrobić coś niekonwencjonalnego. Na
szczęście nie wszyscy się poddali. Kanał Audytywny, Lao Che, Antigama, Kapela
ze Wsi Warszawa - jest dobrze. Muzycznie nie mamy żadnych kompleksów w
porównaniu z zachodem. Szkoda, że na muzyce się kończy ...
Michał Przechera