Metronomy na Open'erze
2014-03-03 22:20:15Angielski kwartet Metronomy wystąpi na festiwalu po raz pierwszy. W dodatku przywiozą najnowszy, czwarty album „Love Letters”, którego premiera już dokładnie za tydzień...
W cichej uliczce we wschodnim Londynie mieści się staromodne studio, miejsce pełne analogowego dźwięku i ciepłych, zakurzonych machin, w którym ambicje niezależnych artystów zmieniają się w klasyczne płyty. W ciągu ostatniego pół roku, to studio Toe Rag często odwiedzał pewien mężczyzna z lokami, który kończył w nim długo oczekiwany, czwarty album. Ów pan to Joseph Mount z Totnes w hrabstwie Devon, wokalista i architekt Metronomy. Ich nowy album, "Love Letters", który ukazuje się 10 marca, już samym tytułem mówi wiele i o uczuciach, i o sposobach komunikacji, rzeczach, które zawsze były i zawsze będą. To nie przypadek - ta płyta chce być ponadczasowa.
Po kilku niesamowitych latach, jakie przeżyli Metronomy, mają coraz większe szanse na ponadczasowość. Album z 2011 r., "The English Riviera", przeniósł słońce Zachodniego Wybrzeża USA do Wielkiej Brytanii, zdobywając wiele wyróżnień, w tym nominację do prestiżowej Mercury Prize. „The English Riviera" została nazwana "wizjonerską" (NME), "egzotyczną" (Mojo), "stylową" (The Times), "objawieniem" (The Evening Standard), a magazyn o modzie i-D nawet określił zespół jako "pionierów". Wyprzedali koncert w prestiżowej londyńskiej sali Royal Albert Hall, zjeździli wzdłuż i wszerz Europę i Amerykę Północną; wiele zespołów po czymś takim spoczęłoby na laurach, ale nie oni.
Na albumie znajdziemy też nowe muzyczne inspiracje. Źródłem pierwszego singla "I'm Aquarius" był album Diany Ross i The Supremes z 1969 r., "Let The Sunshine In", pełen psychodelicznych odlotów i pięknego "shoop-shoop" w chórkach. Mount prawie wyrzucił piosenkę z albumu, sądząc, że nie brzmi "jak on", ale potem zdał sobie sprawę, że jego styl zmienia się i wzrasta w naturalny sposób. To był także dobry moment, by rozpocząć nową przygodę - pomyślał. Nowe utwory Metronomy są odważne i ambitne, ale pozostał w nich słodki smak, z którego zespół słynie. W chwytliwych melodiach czai się melancholia, a gdzieniegdzie można spotkać samotność. Piosenki przecierają nieznane do tej pory dla Metronomy szlaki, ale rezultat jest spektakularny. Jest tak, jakby dobrzy przyjaciele wzięli nas za rękę i poprowadzili w nowe miejsce. Jak brzmią pisane na żywo „Listy miłosne”, przekonamy się już za kilka miesięcy na Open’erze!
ip