Heineken Open'er Festival 2009 okazał się wielkim sukcesem komercyjnym i frekwencyjnym. W Gdyni bawiła się rekordowa ilość ponad 60 tys. widzów. W tej beczce miodu znajdzie się jednak miejsce na organizacyjną kroplę dziegciu, a może nawet chochlę.
Tegoroczny Open'er postawił przed sobą karkołomne zadanie sprostania wszystkim wyzwaniom związanym z organizacją tak dużego festiwalu. I choć z wielu trudności udało się wyjść z obronną ręką, wciąż jest jeszcze dużo rzeczy, które wymagają poprawy.
Pod znakiem zapytana stoi fakt, czy ludzie rzeczywiście ściągają do Gdyni wabieni niepowtarzalną atmosferą Open'era. Zdecydowana większość przyjeżdża tutaj ze względu na występy gwiazdy światowej muzyki (może poza nastolatkami, którzy chcą się polansować i Anglikami, którzy sprawiają wrażenie, jakby nie interesowało ich nic poza szybkim sponiewieraniem się). Za zakontraktowanie rozpoznawalnych na całym świecie marek należy się Alter Artowi ogromny plus, ale miało to swoje konsekwencje. Na terenie festiwalu panował niewyobrażalny ścisk, co powinno ewidentnie zastanowić organizatorów nad wprowadzeniem limitowanej ilości biletów. Naturalnie, można zrozumieć chęć osiągnięcia zysku, ale kto naprawdę chce przyjechać na Open'era, ten zapłaci i kilkadziesiąt złotych więcej. Rezultatem tego iście średniowiecznego przeludnienia były koszmarne kolejki przed prysznicami i toi-toiami. Pierwszego dnia festiwalu, kiedy nie wszyscy jeszcze zjechali na miejsce imprezy, wydawało się, że ich liczba jest jak najbardziej wystarczająca. Rzeczywistość szybko zweryfikowała plany, gdy okazało się, że aby mieć dostęp do najbardziej lichej umywalki, trzeba czekać minimum pół godziny. Pomysłowym rozwiązaniem było natomiast wprowadzenie płatnych pryszniców. Wtedy przynajmniej nie spędzało się czasu na bezproduktywnym czekaniu, a i miało się pewność, że natrysk się nie popsuje (co zdarzało się niestety nagminnie w tych ogólnodostępnych).
Kolejną rzeczą, nad którą warto pochylić się w przyszłości, jest sposób zapłaty na festiwalu. Wprowadzenie bonów należy ocenić pozytywnie (choć ceny piwa czy pizzy nie rekompensowały niektórym nazbyt uciążliwego czekania), bo uniknięto w ten sposób czasochłonnego wydawania reszty. Niewypałem natomiast okazały się AlterKarty. Wszystko działało sprawnie aż do czasu, gdy ich autoryzacja zaczęła trwać kilkanaście minut, a czytniki najzwyczajniej w świecie odmawiały posłuszeństwa. Zdarzały się również przypadki, gdy ludziom po zakupie dwóch browarów znikały pieniądze z konta! Na minus trzeba także zapisać totalny chaos, który miał miejsce w niedzielę. Do picia nie można było już kupić nic poza Heinekenem (na którego ciężko będzie spojrzeć przynajmniej do końca roku) i wodą mineralną. Większą wrażliwością mogliby również wykazać się panowie z ochrony, trochę zbyt restrykcyjnie podchodzący do swych obowiązków. Zakaz wnoszenia kanapek czy napojów jest po prostu śmieszny i nie tłumaczy go zamiar sprzedania jak największej ilości towarów na terenie festiwalu (bo przecież nie chodzi tu o bezpieczeństwo, prawda?) Dochodziło nawet do kuriozalnych sytuacji, gdy bramkarze nie przepuszczali dalej ludzi z puszkami piwa sponsorującego festiwal.
Co było zdecydowanie na plus? Na pewno komunikacja. Autobusów transportujących openerowiczów na Kosakowo było w sam raz i nie byliśmy świadkami apokalipsy pomimo ostrego letniego słońca i totalnie zakorkowanego Trójmiasta. Warto jednak zadbać o lepszą współpracę z PKP, które jak zwykle nie spodziewało się takiego najazdu na Gdynię i nie wpadło na pomysł dostawienia dodatkowych wagonów, przez co dla wielu powrót z festiwalu był, najdelikatniej mówiąc, niewygodny.
Co jeszcze można usprawnić na festiwalu, aby uczynić go jeszcze ciekawszym? Na miejscu organizatora zastanowiłbym się, czy nie byłoby warto przenieść niektórych punktów (kino letnie, kafejki internetowe, NGO) z miasteczka festiwalowego na pole namiotowe, które niekiedy wręcz raziło swoim sennym nastrojem. Naprawdę niemożliwe jest ogarnąć wszystkie atrakcje festiwalu, gdy całość zaczyna się o 16, a pierwsze koncerty trwają już od 18!
Miejmy nadzieję, że Open'er 2010 wyciągnie wnioski z tegorocznych niedociągnięć i będziemy mogli to muzyczne święto przeżywać w idealnych organizacyjnych warunkach. Do przyszłego roku!
Jerzy Ślusarski
(jerzy.slusarski@dlastudenta.pl)
fot. Alter Art / Taketwo.pl
Słowa kluczowe: heineken opener festival 2009 organizacja logistyka kolejki problemy alter art