Utwory, piosenki
O albumie
Słońce chore promieniami wymiotuje zarażając wszystko wokół.
Więc wychodzą prosto z ziemi pukle włosów poczerniałe
Niczym ospy dumne znaki, co na ciele rosną żwawo
Stać
Nie stać w obliczu zagłady
Nie kłamać
Nie jeść chleba
Nie rozdmuchiwać prochów przodków
Nie tańczyć patrząc na księżyc
Nie kochać
Nie myć rąk
Nie płakać po złym śnie
Nie troszczyć się o obcych
Nie budować kościołów
Nie skomleć
Nie karmić kruków
Nie widzieć łez swoich bliskich
Nie bać się nieskończoności
Nie stać w obliczu zagłady
Nie stać w obliczu zagłady
Mam znamię pod powiekami,
Korony cierniowej skutki uboczne;
A gdzie brwi wołają do siebie
Echo topi nerwowe uśmiechy;
Tam w gniewie, doliny w kaniony
Przed okamgnieniem
Przed mżawką ze śliny
Zmieniają się nagle;
Jak w popiół papiery
Co ogień wybrały na swego Pana.
Boże cieni, Chmuro krnąbrna,
Zakryj licem swym chorobę,
(Słońce blade, co promieniem wymiotuje);
Niechaj cień okryje pole,
Niech Twój syn poruszy lasem,
Rozkołysze liście w locie,
Bowiem,
Ciało tonie w ślinie swojej,
Gdy na ustach susza t a ń c z y.
Wargi to kaniony złote,
W które skakać nie ma komu.
Chciałbym ja za okno spojrzeć, widząc to co ja chcę widzieć,
Albo chociaż niech Widzenie, które samo sobie panem,
Zgwałci me zmęczone ślepia, tworząc przy tym obraz świeży.
Dziecię moje tak zrodzone,
Niech pod kołdrą powiek zaśnie.
Słońce wymiotuje,
Wymiotuje,
Słońce