Śladami indiańskich szamanów
2006-04-21 00:00:00
Najnowszy album Cassandry Wilson nie należy do jej najlepszych produkcji, ale na pewno warto dodać go do swojej domowej kolekcji. Wilson to wokalistka nieprzeciętna. Od lat uznawana jest obok Diany Krall czy Dianne Reeves za jeden z najważniejszych głosów współczesnego bluesa. Przez ostatnie kilkanaście lat przyzwyczaiła nas do płyt niestroniących od muzycznych eksperymentów. Pokusy „unowocześniania” brzmień poprzez dodanie syntezatorów czy zapętlonych bitów ujawniły się już na jej ostatniej płycie „Glamoured”, ale tam jeszcze nie były one dominującym motywem. Widać, że artystka zasmakowała w elektronicznych klimatach, co udowadnia najnowszym albumem. „Thunderbird” to podroż w czasie w rejony obrzędowości amerykańskich Indian. Wilson znana jest z zamiłowania do kultywowania tradycji i fascynacji kulturą rdzennych mieszkańców dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. I tu pojawia się pewne „ale”, bowiem już od pierwszych dźwięków krążka (piosenka „Go to Mexico”) mamy do czynienia z muzyką z pogranicza popu i hip-hopu. Mocny syntetyczny rytm może zdziwić tych, którzy liczyli na płytę stricte jazzową. Cassandra odważnie sięga do stylistki muzyki popularnej. W podobnym klimacie do otwierającego płytę utworu, artystka powraca jeszcze w kawałkach “Closer to You,” “It Would Be So Easy,” “Poet” i “Tarot.” Ten niemalże klubowy wątek doskonale skontrastowany jest przez spokojne i głębiej zanurzone w bluesie utwory „Easy Rider” (genialnie budowane napięcie), w ludowej pieśni „Red River Valley” (duet z gitarzystą Colinem Lindenem) czy w klasycznym „I want to be loved”. Ze względu na jej różnorodność, płyta jest bardzo ciekawa. Zarówno zwolennicy bluesa jak i wyznawcy współczesnych brzmień znajdą tu coś dla siebie. Najważniejsze jest to, że Cassadra Wilson w każdej z tych stylistyk nie przekracza granicy dobrego smaku i to jest chyba kluczowy argument, aby sięgnąć po ten album.
|