Lana Del Rey - nowe zjawisko w muzyce
2012-01-11 15:11:38Uwodzicielski i hipnotyczny głos, kinowo smutny wyraz twarzy oraz teledyski inspirowane filmami Davida Lyncha - to wszystko znaki rozpoznawcze Lany Del Rey obwołanej muzyczną rewelacją 2011 roku.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ LANY DEL REY>>
Sława w 5 minut
A cała historia zaczęła się przecież typowo, wręcz banalnie. Nikomu nieznana wokalistka wrzuciła na YouTube utwór swojego autorstwa. Tym kawałkiem było "Video Games". Melancholijna ballada o niespełnionej miłości zaśpiewana przez Lanę w niezwykle namiętnym tonie podbiła internet. Do jej sukcesu w ogromnym stopniu przyczynił się także wideoklip będący kolażem vintage'owych ujęć, fragmentów kreskówek oraz aktualnych zdjęć, który przypominał swoimi klimatami produkcje Davida Lyncha.
Ale jak to zwykle w świecie bywa, błyskawiczne zdobycie popularności wiąże się z równie szybkim atakiem krytyków. Nie inaczej było tym razem i to jeszcze zanim debiutancka płyta artystki z Nowego Jorku zatytułowana "Born To Die" trafiła na sklepowe półki (a znajdzie się tam dopiero 27 stycznia, w Polsce premiera 3 dni później). Blogerzy internetowi z miejsca okrzyknęli kreację Lany Del Rey jako niezależnej artystki za fałszywą, wspomaganą w rzeczywistości przez wielkich graczy przemysłu muzycznego.
Gangsta Nancy Sinatra
"Zakochaliśmy się w sekundę w tej delikatności, surrealizmie i pięknie rodem z lat 50." - tak pisał o "Video Games" magazyn New Musical Express. Sam film obejrzało już na świecie ponad 18 milionów internautów. Drugi klip "Blue Jeans" opublikowany został w kilka tygodni później, gdy Lana Del Rey była już nie tylko obiektem zachwytu krytyków, ale i stylistów z całego świata. - To ikona stylu! - wołały materiały w "Vogue" i "Rolling Stone".
Sama postać Lany to pomysłowa mieszanka nowoczesności i postmodernizmu (teksty zabarwione hip-hopem, sporo biżuterii, doklejone paznokcie) z modą Hollywood w stylu retro. Co ona sama do powiedzenia o swojej twórczości? "Jestem gangsta Nancy Sinatrą" - odpowiada krótko.
Czy te usta są prawdziwe?
Ale jej droga do gwiazd już napotyka na poważne przeszkody. Szybko okazało się, że artystka znana jeszcze do niedawna jako Lizzy Grant ma już na swoim koncie jeden album, który okazał się klapą. O autorce debiutu "Lana Del Ray" (bo tak jeszcze brzmiał w 2010 roku jej pseudonim) pisano w sieci tak: To nikt inny jak nieudany wykonawca mainstreamowy, którego postanowiono przebrandować za duże pieniądze wielkich wytwórni.
Jako tło do rozważań co do "prawdziwości" Lany Del Rey, która wbrew temu, co twierdzi, najprawdopodobniej nie narzekała na biedę i nie mieszkała w przyczepie kempingowej, służy spór o jej... usta. Na dawnych fotografiach nie wyglądały tak imponująco jak teraz, stąd złośliwcy w mgnieniu oka oskarżyli ją o stosowanie kolagenu w młodym przecież wieku 25 lat. Kontrowersje wokół Del Rey narastały, ale wielu dziennikarzy brało ją w obronę. W Globe Mail czytamy: "To niesamowite, jak wielu ludzi chce zniszczyć tę dziewczynę, zanim się na dobrą sprawę w ogóle wybiła". Także krytyk Guardiana pisał głównie o jej talencie - "Goście, którzy zarzucają jej nieautentyczność to pewnie ci sami, którzy w latach 70. równali Davida Bowiego z błotem za to, że przecież tak naprawdę nie był gejem z kosmosu".
Tajemnica w końcu się wyjaśni
Najważniejsza jednak zawsze pozostanie muzyka. W październiku Del Rey podpisała kontrakt z wytwórnią Interscope, by na koniec stycznia wyznaczyć premierę niezwykle wyczekiwanej teraz płyty "Born To Die". Wideo wyciekło do sieci w ostatnich dniach 2011 roku i narobiło sporo zamieszania. Dużym wydarzeniem była także seria jej koncertów w Europie i Stanach, ale krótkie, 40-minutowe występy tylko zaogniły dyskusje wokół artystki.
"Ta kobieta robi tyle rozgłosu, ale na scenie jest raczej jak niezapisana kartka" - pisały o niej angielskie gazety. Pytania, ile w Lanie Del Rey jest samej Lany, a ile nieśmiałej Lizzy Grant, nabierają wciąż to nowego wymiaru. Bądźmy jednak spokojni - atmosfera tajemnicy wokół niej w końcu opadnie. Najpierw z premierą "Born To Die", a potem z większą trasą koncertową. Miejmy nadzieję, że zahaczającą i o Polskę.
JUR/dawn.com