Jest trochę Maleńczuka, Raz Dwa Trzy i Lao Che
2010-08-25 08:53:30Przede wszystkim „Cafe Brumba” wyróżnia się spośród większości współczesnych zespołów tekstami. Nie ma możliwości, żeby słuchając tego albumu nie wsłuchiwać się najpierw w słowa. Każdy z utworów opowiada swoją własną historię, w formie przypominając wiersze. Często też występuje motyw kota – no jakby nie patrzeć tej najbardziej z „poetyckich” kreatur. I tak w „Czarnym Otello” słyszymy „koteczku mój o krwią splamionych piąstkach / z miłości śmierć jest dobra tylko w książkach”, a w „Chcę Cię zjeść” – „A z twych ramion będę spadał /na cztery łapy/choć możesz mi zaszkodzić i mi trzewia pokroić”.
I tak małym druczkiem przyznam się, że podałam cytaty z tych dwóch konkretnych kawałków, bo właśnie one najbardziej przypadły mi do gustu. Razem z tekstami przychodzi nam się zmierzyć z wokalem samego Limboskiego (czyli Michała Augustyniaka). Głos do złudzenia przypominający Macieja Maleńczuka jest wyjątkową zaletą grupy. Momentami wręcz gardłowy krzyk sprawia wrażenie, że prawdopodobnie to on najbardziej „przeżywa” swoją muzykę, naprawdę świetny efekt, choć nie jestem pewna czy zamierzony. Tak czy inaczej, brzmienie głosu Limboskiego świetnie współgra ze słowami.
A na koniec, niemniej istotna muzyka. Przeróżne instrumenty, bo jest i klarnet, i bas, i akordeon, i kontrabas oraz oczywiście perkusja, gitara i pianino. A grają tylko cztery osoby, grają z resztą świetnie. A przecież wykorzystując takie instrumentarium można było stworzyć totalny chaos, ale nie, Limboski Quartet nie dał się skusić i każdy dźwięk na płycie jest odpowiednio wyważony, wkomponowany i co najważniejsze – dobrze zagrany.
Jedyny zespół, który odważyłabym się porównać do Limboski Quartet, to Lao Che, ale i tak nie do końca. Łączy ich umiłowanie do lirycznych i niezbyt łatwych tekstów, do tego lekkie zamiłowanie elektronicznymi dźwiękami. Tyle, że żeby zauważyć podobieństwo trzeba wsłuchać się w muzykę obu zespołów dosyć dokładnie, bo jest ono stosunkowo głęboko schowane.
„Cafe Brumba” nie jest łatwą, miłą i przyjemną muzyką. Żeby zaczęła się podobać, trzeba trochę więcej niż tylko zwykłego „przesłuchania”, ale warto. Warto, bo jak już złapiemy na nią „wkręta”, to trudno się oderwać. Tylko jedno zastrzeżenie – nie słuchajcie jej jak macie dobry humor – od razu wam przejdzie. Płyta jest świetna na wieczorne przemyślenia i rozmowy, przy niezbyt pozytywnym nastawieniu.
Ada Struś