Hey, Dinosaur Jr. i O.S.T.R. rozgrzali OFF-a
2010-08-11 23:30:53OFF Festival 2010 przeszedł już do historii. Po relacji z pierwszego dnia katowickiego święta muzyki czas na pozostałe dwa dni!
>>> Przeczytaj też: Pierwszy dzień OFF Festivalu za nami! <<<
Sobota
Dzień, który upłynął głównie pod znakiem koncertów na scenie mBank (ekstatycznie przyjęty Hey prezentujący najnowszy album „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” oraz Dinosaur Jr. rozgrzewający publiczność swoim brudnym brzmieniem) oraz przypomnienia przez gdyńską Aptekę klasycznej już płyty „Menda”.
Pogoda, choć lepsza niż w piątek, nie zachęcała zbytnio do zabawy na koncertach. Jednak tłumom, o wiele większym niż dzień wcześniej, te niedogodności w niczym nie przeszkadzały. Już przy samym wejściu na teren festiwalu można było odczuć różnice – kolejki do bramek na przynajmniej kilka minut stania. Także pod scenami widać było spore zainteresowanie – występ Mitch and Mitch ściągnął pod Scenę Leśną wielu miłośników ekipy Macio Morettiego. Pod względem konferansjerki był to jeden z najlepszych momentów całego festiwalu – ciężko było się zdecydować na to, czy skupić się na muzyce czy może na komediowym talencie lidera zespołu.
O 18:50 rozpoczęło się wydarzenie, na które czekało wiele osób – Apteka przypomniała wydany już 15 lat temu album „Menda”. Występ kapeli Kodyma był minimalistyczny (skończył się kwadrans przed planowanym końcem), ale nikt chyba nie czuł się nieusatysfakcjonowany. Apteka, mimo częstych zmian składu nadal trzyma mocną formę, a nową płytą udowodniła, że nadal potrafi dużo. Trochę szkoda, że na OFF Festivalu nie usłyszeliśmy ani jednego kawałka z wydanego niedawno „Tylko dla...”.
Ogromną popularnością cieszył się koncert Hey, który zgromadził bodaj najwięcej publiczności podczas całej imprezy. Katarzyna Nosowska udowodniła, że nadal potrafi wprowadzić publiczność niemalże w ekstazę, a zespół potrafi zrobić jej świetne, elektroniczne tło pod teksty, które uczestnicy OFF Festivalu prawie jak jeden mąż znali na pamięć.
Jednak nie wszystkie występy powalały na kolana – zespół Mew zaprezentował dość słabej jakości kalkę smętów z imponująco mało męskimi wokalami. Spora grupa śpiewających teksty Duńczyków pokazała jednak, że Mew mają w Polsce grono oddanych fanów.
Na zakończenie sobotnich koncertów na scenie mBanku pojawił się amerykański Dinosaur Jr. prezentujący głośne, brudne brzmienie będące inspiracją dla wielu kapel jak chociażby legendarna Nirvana (członkowie Mitch and Mitch także dumnie nosili przetarte koszulkę Dinosaura). Zgromadzeni pod sceną coraz śmielej poczynali sobie w pogo, Joseph Mascis pomimo problemów ze sprzętem (a właściwie jego brakiem, graty Dinosaura nie doleciały na koncert) idealnie wpasował się w emocjonujący klimat wieczoru. Trzech starszych panów pomimo minimalnego kontaktu z publicznością zagrało na gitarach tak energicznie, że niejednemu widzowi ten koncert pozostanie długo w pamięci.
Niedziela
Głównym wydarzeniem nie tylko niedzieli, ale i całego festiwalu był koncert The Flaming Lips. Było to zbyt wielkie wydarzenie, a i lider zespołu Wayne Coyne jest zbyt zjawiskową postacią, aby zrelacjonować ten występ w krótkiej wzmiance. Dlatego też o Flaming Lips więcej w tym artykule.
Niezwykle pogodny dzień rozpoczęliśmy od koncertu płockiego Lao Che, które zgromadziło bodaj najwięcej po Hey zaprzysięgłych fanów pod sceną. Kapela Spiętego najwięcej materiału zagrała oczywiście z niedawno wydanego „Prądu stałego/Prądu zmiennego”, ale szybko przekonaliśmy się, że widownia nowe piosenki zna równie dobrze jak wcześniejsze. Pomimo trochę innego targetu swojej muzyki niż przeciętni uczestnicy OFF Festivalu, Lao Che zostało zasłużenie dobrze przyjęte i zagrało bardzo dynamiczny koncert.
Z ich koncertu trzeba było już się szybko zbierać na występ O.S.T.R.ego na scenie głównej. Łódzki raper jak zwykle nie zawiódł. Znakomita sekcja rytmiczna, świetne gadki między utworami i kapitalne utwory z nieziemskimi bitami, które O.S.T.R zdążył nagrać przez 10 lat (to już tyle?) kariery wystarczyły, żeby zaznaczyć obecność dobrego hip-hopu na katowickiej imprezie. W międzyczasie wpadliśmy na bardzo hipnotyczny koncert amerykańskiej formacji Bear In Heaven, która shoegaze'ową muzyką wprawiła wielu słuchaczy w zadumę.
Po O.S.T.R.ym przenieśliśmy się na krótko na koncert dance-popowego The Raveonettes, który porwał publiczność do tańca. W równie dobrej formie była legenda polskiego punka - zespół Kryzys, którego to występ pretenduje do miana jednego z najbardziej pozytywnych na całym OFF-ie. Miło było usłyszeć masę znanych hitów i zobaczyć Roberta Brylewskiego w dobrej formie.
Po koncercie Flaming Lips na krótko jeszcze zahaczyliśmy o występy The Shining oraz Anti-Pop Consortium, które również wywołały u nas dobre wrażenie. Pierwsi w stylu podobnym do Zu zmietli scenę eksperymentalną potężnym metalowym brzmieniem granym jazzowym zestawem instrumentów, a drudzy pokazali, jak brzmi czysty, alternatywny rap w stylu wschodniego wybrzeża.
Tegoroczna edycja OFF Festivalu po raz pierwszy w historii odbywała się w Katowicach. Po raz pierwszy też udało się zebrać tak znakomitą obsadę. Czy impreza spełniła oczekiwania? Z pewnością – nie bez kozery organizatorzy mówili o OFF-ie o najlepszym festiwalu muzyki alternatywnej w Polsce (ja bym pokusił się o stwierdzenie, że to w ogóle najlepszy festiwal muzyczny w naszym kraju), który zostawia daleko w swoich konkurentów. Zobaczyć takie zespoły jak The Flaming Lips, The Fall, Dinosaur Jr. czy Fennesz oraz wszystkich najważniejszych polskich wykonawców w jednym miejscu za jedyne 120 zł to cena iście okazyjna. Arturowi Rojkowi należą się więc gigantyczne brawa za ogarnięcie tego wszystkiego i życzymy mu potężnego impetu na kolejny festiwal. Do zobaczenia za rok!
Jerzy Ślusarski (jerzy.slusarski@dlastudenta.pl)
Michał Przechera (michal.przechera@dlastudenta.pl)