Drapieżne i wyuzdane electro
2009-01-05 22:43:16Skinny Patrini jest obecne na trójmiejskiej scenie już od paru lat, ale dopiero teraz grupie udało się wydać płytę ze zgromadzonym przez ten czas materiałem. Jeżeli tego rezultatem miał się okazać tak udany debiut, warto było czekać! "Duty Free" zaskakuje od samego początku. Kapitalny otwieracz - utwór "Sweat" od razu stał się moim ulubionym na płycie. Niepokojąca, transowa atmosfera sprawiła, że spociłem się jak przed fizyką w liceum. "Sweat" w swoim zamierzeniu miał wciągać jak narkotyczne bagno i doskonale spełnił to zadanie. Następny w kolejce "So What?!" od razu budzi skojarzenia zimnofalowe i odsłania możliwości wokalne Anny Patrini, która eksponuje silny głos spod znaku Allison Moyet. Patrini w dalszej części płyty potwierdza, że bez wysiłku potrafi zaśpiewać łagodnie i niewinnie jak w "Switch Off", ale i z pazurem, co pokazała w "Merlin". Jej mocny wokal tworzy doskonały dialog z pomysłowymi podkładami Michała Skórki, "Skinny'ego", spośród których niektóre są naprawdę wysokiej klasy.
Gdyby określić muzykę Skinny Patrini jednym słowem, przyszedłby mi do głowy tylko wyraz "syntetyk". Wszystko kręci się wokół electroclashu, ale znajdziemy tu całą paletę innych stylów muzycznych. Zespół czerpie z wielu wykonawców, ale niemal nigdy nie są to zrzynspiracje. We wspomnianym już "Switch Off" pobrzmiewa echo Ladytron, a nieco ponad półminutowy przerywnik "On My Knees" spokojnie mógłby się znaleźć na płycie The Knife. Kolejnym jasnym punktem albumu jest kwaskowate "Little Hell", które przypadnie do gustu wszystkim fanom ryjącego beret "Chrześcijanin tańczy". Ultrasi fabrycznych brzmień i brudnych dźwięków będą zadowoleni, bo na "Duty Free" znajdujemy mnóstwo odniesień do industrialu. Momentami bywa także klasycznie synthpopowo i tanecznie, czego dowodem jest "Show Me". Chcecie post punku, jest i post punk, a nawet Daft Punk. Kończący album "Everything Dress" natomiast swoim pościelowym klimatem znacznie odbiega od drapieżnej atmosfery całej płyty. Eklektyzm jednak w żadnym wypadku nie wychodzi krążkowi na złe. Po paru przesłuchaniach "Duty Free" pod rząd, materiał rzeczywiście może wydawać się trochę jednostajny, ale nic nie jest zburzyć bardzo dobrego wrażenia, które robi zwłaszcza pierwsza połowa płyty.
Skinny Patrini sami określają się jako mroczne i erotyczne electro. Dowodem tego jest kolejny dynamiczny utwór w tym zestawieniu - "Japan", a zwłaszcza linijka "Give me a blowjob, if you're in Japan". Jeśli ktoś wierzy, że Patrini po prostu źle przetłumaczyła słowo "lody", zmieni swoje zdanie po obejrzeniu jej fotek na stronie Myspace zespołu. Cały ten lateks trochę zajeżdża wymuszonym wyuzdaniem, które aż zanadto przypomina tandetę lat 80. Tyle tylko, że w tamtych czasach miało to swój niepowtarzalny urok. Zdecydowanie lepiej to wygląda, kiedy perwersyjny image jest zarysowany delikatnie, jak w bezwstydnym "Delicious".
Nie pokuszę się na razie o jakiekolwiek porównanie do nieosiągalnych na razie dla Skinny Patrini damsko-męskich duetów (żeby chociaż wspomnieć Goldfrapp), ale musimy się cieszyć, że na pustej do tej pory polskiej scenie pojawiły się nowe postacie. W dodatku z otwartymi głowami, które mają pojecie, jak kontrolować chaos, w którym się poruszają. Po Skinny Patrini w ogóle nie widać, że pochodzą z Polski, więc jest szansa, że usłyszymy o nich niedługo w międzynarodowym kontekście. Trasa promująca "Duty Free" rozpoczyna się już w styczniu i jeżeli Skinny Patrini grają w waszym mieście, z pewnością powinniście ich zobaczyć.
Jerzy Ślusarski
(jerzy.slusarski@dlastudenta.pl)