Exclusive - Muzyka

Burn In Snow - był ogień!

2014-03-03 11:14:56

Na kilka dni przed startem tegorocznego Burn In Snow Heyah 2014 jasne było, że część sportowa tej imprezy się nie odbędzie. Część osób kręciła nosami - w końcu World Snowboard Tour, którego jedna z odsłon miała odbyć się w Bielsku, to dla wielu atrakcja nie mniejsza niż koncert Method Mana i Redmana czy A$AP Ferga.

Coś za coś - co prawda w Bielsku nie było śniegu, jednak megaprzyjemna wczesnowiosenna pogoda w dużym stopniu zrekompensowała brak snowboardowych emocji, a przedkoncertowe rozgrzewki w plenerze to coś, na co czeka się przez całą zimę. Na ten melanż wielu nastawiało się tygodniami - umówmy się, że jeszcze nawet kilka lat temu koncert dwóch niekwestionowanych bossów amerykańskiego rapu w Bielsku-Białej byłby wyłącznie wymysłem wariata. Rzeczywistość przerosła jednak oczekiwania fanów dobrych bib i licznie obsadzone pociągi oraz autobusy kursowały z całego kraju na południe Polski w wesołych, często kacowych humorkach już od samego rana. Nic dziwnego - biletów na Burn In Snow zabrakło już na kilkanaście dni przed samą imprezą.

No to do meritum - żaden miłośnik rapu (a w Hali Dębowiec i dookoła niej zgromadziło się kilka ładnych tysięcy) nie mógł czuć się zawiedziony. Piękna hala (naprawdę, z każdego jej miejsca to, co działo się na scenie obserwowało się idealnie), mnóstwo ludzi chętnych do zaznajomienia się czy wspólnego dzielenia się wrażeniami, pozytywny klimat i atmosfera muzycznego święta ze swoistym festiwalem mody ulicznej. Spoooko. Zaczęło się już od 21, komediowym koncertem Sztigara Bonko. Rapowe wcielenie DJa Eproma, który zanotował występ stylizowany na śląski odpowiednik B-Reala z Cypress Hill, było krótkim, ale dobrym preludium dla całego wieczoru. Niewątpliwie fajną inicjatywą były popisy b-boyów, którzy podczas przerw zagarnęli dla siebie dość spory kawałek płyty, gdzie można było pooglądać ich ewolucje. Kilku typów przeceniło swoje siły, ale niektórzy goście byli naprawdę nieźli!

Steez nie zawiódł, Sokół i Marysia Starosta zabrzmieli całkiem przyzwoicie (chociaż można było sobie podarować "kto nie skacze, słucha Meza"), mimo że żeńska część duetu momentami nieco za bardzo chowała się w Sokoła cień. Wojtek zdecydowanie zabrał ten koncert dla siebie i dzięki swojej podwórkowej, stołecznej charyzmie sterował publicznością jak tylko chciał. Wśród głosów z widowni zebrał jednoznacznie pozytywne recenzje - jarano się faktem, że występ nie ograniczył się wyłącznie do smażenia utworów z wydanej niedawno "Czarnej Białej Magii", ale stanowił przekrojówkę kariery Sokoła - nie zabrakło klasyków znanych chociażby z WWO czy uchodzącego za jeden z najlepszych numerów w historii polskiego storytellingu - "Każdy ponad każdym". I chociaż o rodzimym rapie można mieć różne zdanie, to jednak fajnie byłoby zdecydować się (szczególnie po odwołaniu World Snowboard Tour) na ściągnięcie większej ilości reprezentantów naszego hip-hopu (wiemy jednak, że logistycznie to mogło nie być aż tak proste, jak się wydaje).

Pierwszym z amerykańskich akcentów tegorocznego Burn In Snow był występ A$AP Ferga, który wyglądał niczym uciekinier z kutra rybackiego. Reprezentant kolektywu A$AP Mob to zdecydowanie dobry wybór organizatorów. Młodzian z najlepiej chyba ostatnio rokującego składu rapsów z Harlemu udowodnił, że wcale nie zamierza się kłaść plackiem przed fejmem swojego bardziej znanego ziomka Rocky'ego i energetycznym występem w Bielsku na pewno zyskał sobie wielu nowych fanów. Trapowy lord ma szanse w najbliższym czasie wejść do prawdziwej pierwszej ligi rapu. Na razie dzięki doskonale przyjętemu debiutowi otworzył do niej drzwi soczystym butem, teraz jak już rozejrzał się, gdzie jest, dobrze by było, gdyby spodnie jednak nie opadły mu za nisko i trzymał wysoko postawiony sobie poziom. Przyjęcie, jakie zgotowano mu w Bielsku na pewno w tym pomoże.

Oczywiście, wszyscy (a przynajmniej ogromna większość) czekali na występ prawdziwych rapowych legend - Method Mana (szkoda, że w Polsce nie można dorwać koszulki Killer Bees) i Redmana. Duet szerzej znany jako średnio rozgarnięci jaracze z filmu "How High", którego drugą cześć zresztą panowie zapowiadali, podzielił się przyprawiającą o dumę opinią na temat polskiego zioła (według nich wspaniałe, jednak domyślamy się, że kolesie, którzy kręcą jointy z prześcieradeł albo owijają je 24-karatowym złotem zawsze mają dostęp do najlepszego stuffu). No a kiedy zabrzmiały pierwsze dźwięki numeru zatytułowanego identycznie jak film, siedzieli już tylko ci marudzący albo zbyt mocno melanżujący (kilka wysiadek było). Muzycznie prawdziwa petarda - jak powiedział nasz znajomy, "Da Rockwilder" wystrzelił tę halę puff-puff, w stratosferę. Oh my God... oh my God!!! Miazgą było też wykonanie "Trillmatica" razem z A$APami. Numery z obu "Blackoutów" (A-YO!), pojedyncze odpały z Wu-Tang Clanu czy solówek obu emce też poskładały. Nie obyło się nawet bez komediowych akcentów - bo jak inaczej potraktować zachęcanie publiczności do skandowania "Fuck you Method Man, fuck you Redman" czy zaprezentowanie przez Methoda polskiej flagi... do góry nogami. Meth w ogóle bawił się wybornie - w końcu wysłuchał chóralnie zaśpiewanego przez ponad sześć tysięcy gardeł "Happy Birthday" - w dzień (a raczej już w noc) koncertu obchodził 43. urodziny. Zgodnie z zapowiedziami, było stuprocentowe show. Kolesie raczej na pewno nie spodziewali się takiego przyjęcia i być może przyjechali tutaj na chilloucie, że zagrają sobie koncert dla iluś tam białasów. A tu nie! Kilka tysiaków, gdzie co druga osoba odpala gibona (bez kitu, nie wiadomo, czy w takim miejscu staliśmy czy co, ale w zielone grało tam się cały czas), skanduje niemal każdy twój numer i trzeba dać z siebie wszystko. I tak właśnie było - wyjątkowo podjarany całym gigiem był Redman, który poza wzorową wodzirejką (choćby tu było sześć osób, i tak zagralibyśmy na 150%, bo zapłaciliście za ten koncert i chcecie pieprzonego show!) kilka razy rzucił się w rozentuzjazmowany tłum. Method zjarał chyba przed wyjściem na scenę trochę więcej, bo generalnie cały czas cieszył michę, ale muzycznie - nie mamy pytań. Werbalny Zapierdalacz poza swoją niszczącą system dykcją (ile ten gość ma głosów - na każdy kawałek inny? Mógłby nawet zapowiadać walki bokserskie, gdyby tylko chciał) porył beret swoimi... cyrkowymi sztuczkami. "Rozpierdolili" - to było najczęściej wypowiadane słowo tuż po tym występie i właściwie zawiera ono w sobie skrótowo wszystko, co chcieliście wiedzieć o tym wieczorze. Myślimy, że chłopaki jeszcze tu do nas kiedyś zawitają. Zagrali w końcu o pół godziny dłużej niż przewidywał oficjalny timetable.

Panowie z Flirtini mogli tylko żałować godziny swojego koncertu - po lekkiej obsuwie czasowej wyszli praktycznie przed pustą salę - ale przecież trudno było spodziewać się innego obrotu sprawy. Niestety, oprócz świetnych koncertów fajerwerków nie było. Możliwość przejażdżki Mini, naładowanie telefonu czy surfowanie po necie to dość kiepski magnes dla potencjalnych uczestników. Również mały namiot, w którym impreza wystartowała już o 19 niespecjalnie przykuwał uwagę dźwiękiem (Falcona można było rzucić na main stage, a w namiocie zrobić lepiej ogarniętą strefę gastro - chrzczony browar, kiełbaski i minishoty to nie jest to, w tym przypadku viproom z kozackimi szaszłykami był wybawieniem). Do tego kolejki - każde wyjście na fajkę wiązało się z przepychaniem się pomiędzy tłumem czekającym na piwo albo stojących po karnety. Ale i tak było zajebiście, bo umówmy się, że przy tak przystępnej cenie biletu nie jest to żaden powód do napinki. Na zdecydowany plus trzeba zapisać urodę dziewczyn - ludzie, ile tam było pięknych kobiet! Niekiedy to nie wiadomo było, gdzie się patrzeć - niby jest się tutaj dla muzyki, ale w pewnych momentach po prostu nie dało rady nie obczajać tych kandydatek na żonę (ładne, słuchają dobrej muzy - czego chcieć więcej). Życzymy sobie, żeby na wszystkich zbliżających się letnich festiwalach było podobnie! Co ciekawe, w Bielsku nietrudno było też spotkać raperów niewystępujących na festiwalu (pojawili się m.in. Rahim czy Chada incognito).

Szkoda też, że Burn In Snow trwało tylko jeden dzień - dłuższy czas festiwalu oraz dodanie pozamuzycznych atrakcji mogłoby być początkiem robienia pozytywnej konkurencji Hip Hop Kempowi. Impreza, pomimo niesprzyjających (tak chyba trzeba nazwać sobotnie ciepełko w kontekście śnieżnych szaleństw) okoliczności była naprawdę fajna. Dla miłośników dobrego rapu (takich jak my) przede wszystkich ze względów muzycznych, dla ludzi niespecjalnie zainteresowanych kulturą hip-hop (sporo takich też spotkaliśmy) na pierwszym miejscu stał klimat i po prostu możliwość sympatycznego spędzenia czasu w gronie znajomków. Patrząc na facebookowe komentarze po Burnie (a pamiętajmy, że niektórzy jeszcze nie skończyli aftera, sami doszliśmy jako tako do siebie kilka godzin temu), przeważają głównie głosy zadowolenia. W ogóle się temu nie dziwimy. No to do zobaczenia za rok!

Michał Przechera, Jerzy Ślusarski / fot. Krzysztof Dubiel

Słowa kluczowe: burn in snow heyah 2014 relacja bielsko biała koncerty method man redman a$ap ferg
Artyści
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
  • dramat [0]
    LiPa
    2014-03-04 21:58:50
    dramatem dla mnie było juz to gdy w mediach była cisza, podejzewałem ze coś nie tak i okazało sie ze impreza nie jest tam gdzie co roku była i bylismy na niej juz czulem ze cos nie tak ze nie w szczyrku, potem dramatycznie wiesniacki spot reklamowy no i na koniec zero snowboardu to po ch## maiłęm jechać ? Mimo ze uwielbiam duet met i red! impra powinna wrócić do szczyrku, fuck nawet nie znam powodów czemu jej tam nie ma od tego roku
Zobacz także
Ostatni koncert z trasy "Omamy" Julii Wieniawy w A2 we Wrocławiu [RELACJA]
Ostatni koncert z trasy "Omamy" Julii Wieniawy w A2 we Wrocławiu [RELACJA]

Czym zaskoczyła nas artystka podczas finałowego koncertu trasy?

Organek wystąpił w A2 [RELACJA] Wrocław

Ogień na scenie, czyli jak formacja Organek rozpaliła wrocławską publiczność

Polecamy
fot. screen/YouTube
Najlepsze single: TOP 8 piosenek Madonny [WIDEO]

Sprawdź zestawienie najlepszych utworów "Królowej Popu".

fot. materiały prasowe
Najlepsze single: TOP 8 piosenek Michaela Jacksona [WIDEO]

Zobacz zestawienie najwspanialszych utworów "Króla Muzyki Pop".

Polecamy
Zobacz również
Ostatnio dodane
Ostatni koncert z trasy "Omamy" Julii Wieniawy w A2 we Wrocławiu [RELACJA]
Ostatni koncert z trasy "Omamy" Julii Wieniawy w A2 we Wrocławiu [RELACJA]

Czym zaskoczyła nas artystka podczas finałowego koncertu trasy?