Aktualności - Muzyka

Brutal Assault 2019 - relacja i zdjęcia z festiwalu

2019-08-17 09:48:49

Cztery dni pełne koncertów - plus wtorkowe warm-up i sobotnie after party. Pięć scen. 130 zespołów. Dziesiątki tysięcy litrów wypitego piwa. Jedna twierdza wypełniona międzynarodowym tłumem. Zero dostępnych biletów - impreza wyprzedała się na kilka tygodni przed rozpoczęciem. Tak w największym skrócie da się streścić 24. edycję Brutal Assault - wyjątkowo popularnego wśród polskich fanów festiwalu open air. Byłoby to jednak zbyt zdawkowe podsumowanie. Bo działo się dużo i ciekawie. A to co udało się nam zobaczyć i  usłyszeć - tak wiemy, że to zaledwie skromny wycinek „brutalowej” rzeczywistości - opisaliśmy w poniższej relacji z festiwalu.

Zobacz zdjęcia z festiwalu: Dzień 1, Dzień 2, Dzień 3, Dzień 4

Środa 7.08

SOILWORK
Pod głównymi scenami festiwalu - tym, którzy nie mieli okazji być w twierdzy Josefov należy się słówko wyjaśnienia: Brutal Assault to festiwal, na którym dwie jednakowej wielkości sceny ustawione są obok siebie, a koncerty odbywają się na nich naprzemiennie (przerwy między występami zredukowane są do minimum) - zameldowaliśmy się późnym popołudniem. Dokładnie wtedy, gdy na Sea Shepherd Stage zameldowali się zawodnicy z Soilwork.

Speed i spółka są w formie. Świadczy o tym nie tylko zawartość ostatniego albumu "Verkligheten" - z którego usłyszeliśmy m.in.: szybkostrzelny "Arrival", przebojowe "Full Moon Shoals" i "The Nurturing Glance" oraz zamykającego seta, średniotempowego killera z nieprzyzwoicie melodyjnym refrenem w postaci "Stålfågel" - ale też precyzja wykonania i doświadczenie, które widać, słychać i czuć. Soilwork to rutyniarze, ale zespół daleki jest od zmęczenia materiału. "Nerve", "The Ride Majestic" i tytułowy utwór ze "Stabbing The Drama" uzupełniły odegranego z werwą seta, który znakomicie wprowadził nas w festiwalowy nastrój. 

JINJER
Jinjer to zespół, który szanuję za pracowitość i konsekwencję. Ukraińska formacja niezmordowanie koncertuje - często u boku większych zespołów, choć robi to też i na własny rachunek - i powoli, ale skutecznie buduje mocną markę.

To, że takie działania się opłacają, widać było na BA 2019. Pod sceną zgromadził się całkiem pokaźny tłum, a Tatiana i jej koledzy mogli naocznie przekonać się, że ciężka praca przynosi efekty. I choć łącząca w sobie elementy metalcore'a i nu metalu muzyka Jinjer - podobnie jak nieco beznamiętny śpiew Tatiany - zupełnie do mnie nie przemawiają, to muszę przyznać, że Jinjer to solidny średniak z potencjałem na awans do wyższej ligi. Nie oszukujmy się - uroda wokalistki to spory atut.

EYEHATEGOD
Zdecydowanie bardziej po drodze - a jest to droga wiodąca przez bagna Luizjany - jest mi z dokonaniami Eyehategod. I choć nie jest to ścieżka aż tak kręta, jak życiowa droga lidera zespołu - Mike Williams zdążył m.in. zaliczyć epizod z bezdomnością, pobyt w więzieniu i przeszczep wątroby - to nie jest to też trasa "jasna, długa, prosta". Muzyka EHG jest bowiem nasączona brudem i beznadzieją, a nad wszystkim unoszą się demony uzależnień. Nie są to dźwięki podnoszące na duchu.

I choć na pozór do piwkometalowego, festiwalowego luzu mają się nijak, to namiot, który stanowi trzecią pod względem wielkości scenę BA wypełnił się szczelnie. Zapach słodkiego dymu unosił się w powietrzu, a Eyehategod przez blisko godzinę serwowali ociężałe, post-sabbathowskie riffy okraszone sprzężeniami i desperackim wrzaskiem. 

THERION
- Gdy nagraliśmy tę płytę, byłem pewien, że wszyscy ją znienawidzą i będzie to koniec zespołu - tak przed wieńczącym seta Therion "Grand Finale" wspominał czasy premiery "Theli" Christofer Johnsson. Oczywiście mylił się. A to jak bardzo się mylił, obrazowało m.in. przyjęcie koncertu Therion na Brutal Assault. Zespół wykonał w całości materiał ze swojego piątego albumu - za sprawą, którego Therion obrał kurs na metalową symfonikę - i ktokolwiek wpadł na ten pomysł, miał nosa. Począwszy od "To Mega Therion" przez "In The Desert Of Set" i "Nightside of Eden", aż po epicki "The Siren Of The Woods" lider zespołu (koncert rozpoczął w cylindrze i fraku) i tercet wokalny - tworzyli go: dwie hiszpańskie wokalistki oraz Thomas Vikström w koszulce "Theli" i czapce a'la Rob Halford - mogli cieszyć się entuzjazmem publiki napędzanej gothicmetaloym sentymentem. I choć kiczowaty image muzyków może razić, to  sznyt a'la weterani Castle Party spotykają bywalców klubu Pod Błękitną Ostrygą, pasuje do tego heavymetalowo-quasioperowego teatrzyku.

PARKWAY DRIVE
Australijska gwiazda sceny metalcore zaprezentowała prawdopodobnie najbardziej spektakularne show tegorocznej (choć być może nie tylko) edycji festiwalu. Jak na warunki BA mieliśmy do czynienia z wydarzeniem spektakularnym. Począwszy od starannie wyreżyserowanego wejścia na scenę – zespół przebijał się przez festiwalowy tłum w asyście ochrony z pochodniami, przez obecność żeńskiego kwartetu smyczkowego, który znalazł się na scenie na specjalnych platformach w "Writings On The Wall" i "Shadow Boxing", a na wyjątkowo efektownej pirotechnice skończywszy. 

Wszystkie elementy - scenografia, oświetlenie, ruch sceniczny – ten ostatni oczywiście z wyłączeniem kontuzjowanego basisty, który przed trzecim utworem wjechał na scenę na wózku inwalidzkim - były starannie przemyślane i dobrane tak, by dramaturgia występu trzymała publiczność w napięciu i budziła ciekawość tego, co może wydarzyć się za chwilę. Przebojowe i melodyjne refreny "Prey" i "Vice Grip", rytmiczna chwytliwość "Bottom Feeder", gniotące breakdowny "Crushed", mroczna atmosfera "Wishing Wells" i chóralny śpiew publiczności w "Wild Eyes" - to wszystko złożyło się na set, który potwierdził, że nieprzypadkowo Parkway Drive coraz częściej występują jako headliner dużych imprez open air.

Czwartek 8.08

SACRED REICH
Od poprzedniego koncertu Sacred Reich na Brutal Assault upłynęło trochę wody w Łabie, która przepływa tuż obok Josefova. Sporo się też zmieniło. I nie chodzi tylko o pogodę - co zauważył nawet Phil Rind, komplementując sierpniową aurę AD 2019 i wspominając burzliwe okoliczności poprzedniego gigu na BA - ale przede wszystkim o to co wydarzyło się w obozie amerykańskich thrashersów.

Po pierwsze - roszady w składzie. Za perkusją zameldował się stary-nowy bębniarz, Dave McClain (który odszedł z Machine Head). Z kolei Jasona Raineya w roli wiosłowego zastąpił 22-letni Joey Radziwill, długowłosy chłopak o aparycji cherubinka.

Po drugie - zespół przygotował pierwszy od 23 lat studyjny album "The Awakening", a w tegorocznej setliście znalazły się trzy przedpremierowe utwory. Tytułowy, "Divide & Conquer" i poprzedzony płomienną przemową Rinda - "bądź zmianą, którą chcesz ujrzeć" - "Manifest Reality". Piszę tę słowa na kilkanaście dni przed premierą albumu i muszę przyznać, że te zajawki zaostrzyły mój apetyt. Premierowe kompozycje można śmiało podsumować stwierdzeniem "stary, dobry Sacred Reich". A gdy o takim mowa, to oczywistym jest, że takie strzały, jak: "Death Squad", „Who's To Blame”, "Love... Hate", "The American Way", "Independent" i wieńczący dzieło "Surf Nicaragua" to koncertowe pewniaki, które i tym razem rozkręciły solidny młyn pod sceną. Warto czekać na listopadowe koncerty Amerykanów w Polsce.

SODOM
Podobnie jak Sacred Reich także Sodom zameldował się w odświeżonym składzie. Z ekipy, która ostatnio rozpalała teutoński ogień w twierdzy Josefov ostał się jedynie Tom Angelripper. Nic więc dziwnego, że lider Sodom uznał za stosowne przedstawić publiczności nowych kolegów. A są to wyjadacze, którzy z niejednego pieca riffy krzesali i niejeden naciąg skatowali. Jednym z dwóch gitarzystów aktualnego line-upu jest bowiem znany m.in. z Kreator -  Frank "Blackfire" Gosdzik, a rytm thrashowych klasyków napędza rozpoznawalny m.in. za sprawą gry w Desaster i Asphyx - Stefan "Husky" Hüskens.

Setlista koncertu Sodom prawie zawsze pozostawi niedosyt - mnie brakowało choćby "Remember The Fallen" - a to za sprawą wyjątkowo bogatego dorobku zespołu. Sam Angelripper narzekał, że kiedyś to były czasy i na festiwalu można było grać tyle, ile się chciało, choćby i dwie godziny, a dziś nie ma już czasów i trzeba trzymać się sztywnej, godzinowej rozpiski. Ale i tak Niemcom udało się upakować w setliście takie strzały, jak "The Crippler", "The Saw Is The Law", "Outbreak of Evil", "Blaspehemer", "Agent Orange" i "Bombenhagel". Trudno było być więc nieusatysfakcjonowanym. Podobnie jak trudno było nie zauważyć, że Sodom jako kwartet brzmi pełniej i konkretniej niż wtedy, gdy zespół koncertował w trzyosobowym składzie. 

SICK OF IT ALL
Nowojorską scenę HC reprezentowali na tegorocznej edycji festiwalu m.in. załoganci z Sick Of It All. Bracia Koller - Pete tradycyjnie serwował firmowe wyskoki, a Lou przebiegi po scenie - wiedzą, jak poderwać publikę do zabawy, a ta zwykle nie stawia oporu. Nie inaczej było i tym razem. Miks klasyków i nowości - w trackliście znalazł się zarówno najstarszy utwór skomponowany przez muzyków SOIA "Injustice System", jak i świeżo promowany numer z najnowszego krążka "Wake The Sleeping Dragon!", czyli "Self-Important Shithead" – to sprawdzony sposób na dobrą zabawę. Gdy dodamy do tego "Uprising Nation", "Take The Night Off" i "Scratch The Surface" otrzymamy zestaw, który musiał usatysfakcjonować zwolenników klasycznego HC.

 

TESTAMENT
Testament powoli przymierza się do premiery nowego albumu - nagrania ścieżek są już zakończone - ale póki co weterani thrashowej sceny wciąż objeżdżają Europę z setlistą bliźniaczo podobną do tej zaprezentowanej chociażby na trasie z Annihilator i Death Angel, która jesienią 2018 r. dotarła też do Polski. Głód nowości pozostał więc niezaspokojony, ale nie da się tego powiedzieć o głodzie jakości.

Znakomici instrumentaliści - nazwiska takie, jak: Hoglan, DiGiorgio i Skolnick mówią same ze siebie, ukryty nieco w cieniu maestro - Eric Petersson to w końcu kompozytor lwiej części muzyki i jeden z najlepszych wokalistów na scenie thrashmetalowej - zapamiętale miotający kostkami Chuck Billy - to line-up, który nie ma słabych punktów.
Zaczęło się od utworów z wciąż ostatniego krążka "The Brotherhood Of The Snake" (tytułowego i "The Pale King"). Po chwili przyszedł czas na wizytę w latach 90. - z "The Gathering" usłyszeliśmy: "D.N.R (Do Not Resuscitate)", "Eyes Of Wrath" i "Legions Of The Dead" - a ten etap setlisty uzupełnił tytułowy numer z "Low". Ostatecznie wylądowaliśmy w złotych latach 80. i delektowaliśmy się takimi klasykami, jak: "Into The Pit", "The Preacher", "The New Order", "Over The Wall" i "Disciples Of The Watch".

Zwieńczeniem 13-utworowego seta był cios w postaci "The Formation Of Damnation". Nie było co zbierać. Zespół, któremu zdarza się zabrzmieć chaotycznie, tym razem zaskoczył prezycją i klarownością brzmienia. Testament widziałem na żywo kilkanaście razy. To był jeden z lepiej brzmiących koncertów, które miałem okazję oglądać.


ANTHRAX

O ile w przypadku Testament tliła się iskierka nadziei na usłyszenie premierowych kompozycji, o tyle w przypadku Anthrax takich nadziei nie miałem. Od wrocławskiego koncertu Amerykanów nie minęły bowiem nawet dwa miesiące i ciężko było spodziewać się radykalnych różnic (tym bardziej, że zespół praktycznie cały czas jest w trasie).

W rzeczy samej takowych nie było praktycznie wcale, poza tą oczywistą, że festiwalowy set był krótszy od koncertu klubowego. Zespół wystartował gdy rozbrzmiał odegrany z taśmy "The Number Of The Beast" i od razu kupił publicznością za sprawą połączonych sił "Caught In The Mosh", "Got The Time" i "Madhouse". Po takiej trójkowej akcji i poprawieniu za sprawą "I Am The Law" wszystko było jasne. Anthrax jest w gazie.
Zadedykowany herosom, którzy odeszli - m.in. Ronniemu Jamesowi Dio i Dimebagowi Darrellowi - "In The End" rozpoczął drugą połowę seta, który finiszował za sprawą "Antisocial" – to jeden z tych coverów, który jest popularniejszy niż oryginalne wykonanie - i "Indians" (Belladona tradycyjnie odprawił swój wojenny taniec w pióropuszu). Scott Ian pytał ludzi, czy kochają thrash metal, a Ci odpowiedzieli mu zapamiętale walcząc pod sceną. Thrashowy czwartek na Brutal Assaul został godnie uwieńczony.

 

Piątek 9.08

ANATHEMA
Obecność stricte rockowego składu jakim od wielu już lat jest formacja braci Cavanagh na jakby nie patrzeć festiwalu o metalowej proweniencji, dziwić nie może, bo korzenie Anathemy wyrastają z doom/death metalowego boomu wczesnych lat 90. i choćby z tego względu zespół wciąż cieszy się zainteresowaniem część metalowej publiki.
Szkoda jednak, że Anglicy (i jeden Portugalczyk) nie zdecydowali się na specjalny set pokroju "Anathema plays: Eternity, Alternative 4 and Judgement" (bo o "The Silent Enigma" i starszych krążkach nie może już raczej być mowy). Być może taki wyjątkowy koncert przyciągnąłby pod scenę większą rzeszę fanów. A tak wiele osób zapewne potraktowało obecność Anathemy jako dobry pretekst do odsapnięcia przed występami głównych gwiazd wieczoru.

Przyciągnąć tłumów nie mogła też oprawa koncertu, która - delikatnie rzecz ujmując - była więcej niż skromna. Jedynym wizualnym highlightem - za sceną nie było nawet banera z logo - była obecność dwóch perkusistów. Jej sens pozostaje dla mnie nieodgadniony, bo partie tandemu Douglas/Cardoso w żaden sposób nie odbiegały od tego, co znamy z płyt, na których jak wiadomo bębni tylko pierwszy z tej dwójki.

Rodzinne przedsięwzięcie, jakim od lat jest Anathema straciło nieco familijnego charakteru po odejściu Jamiego Cavanagha w 2018 roku, ale oczywiście uwagę fanów wciąż skupiają bracia Danny - nieco pulchniejszy niż wcześniej - i Vincent, który dzieli się obowiązkami wokalnymi z Lee Douglas. Niestety konferansjerka tak doświadczonych jakby nie patrzeć muzyków pozostawiła wrażenie lekko sztywnej i nieco wymuszonej. Czyżby aż tak bardzo nieswojo czuli się na metalowej imprezie?
W setliście nie zabrakło "Fragile Dreams", ale poza tym wyjątkiem Anathema serwowała utwory z okresu od "Natural Disaster" do "The Optimist". Usłyszeliśmy m.in. "Can't Let Go", "Thin Air", "A Simple Mistake", "Closer", "Springfield", "Distant Satellites" i na finał "Untouchable Pt. 1". 

AGNOSTIC FRONT
Podobnie jak opisywani wcześniej zawodnicy z SOIA, także starzy wyjadacze z Agnostic Front trzymają fason w stylu, który pozwala z dużą przyjemnością obserwować koncerty nowojorskich weteranów. W centrum uwagi jest Stigma, który skacze po scenie z werwą godną młodzieniaszka i stroi zabawne miny i pozy, co jakiś czas serwując też specjalność zakładu, czyli uniesienie w górę gitary, na której widnieje ksywka gitarzysty. Koleżka ma charyzmę i energię, którą mógłby odzielić kilku młodszych adeptów hardcore'owej sztuki.

Publiczność zakotłowała się przy takich utworach, jak” "My Life My Way", "Police Violence", "Old New York" i "For My Family". Apogeum zabawy nastąpiło w drugiej części godzinnego seta, gdy w tłum poleciały m.in. "Crucified", chóralnie odśpiewany "Gotta Go" i wieńczący całość cover największej legendy nowojorskiej sceny, czyli ikoniczny "Blitzkrieg Bop" z reperuaru Ramones. Widziałem Agnostic Front bodajże trzeci raz w ciągu ostatnich dwóch lat i muszę przyznać, że jest forma i jeżeli macie ochotę na ćwiczenia obowiązkowe ze ściany śmierci i gonitwy w circle pit, warto zapisać się na kolejny trening prowadzony przez nowojorczyków.

HEILUNG
Kompletnie inne doznania zaserwował Heilung. Tłum, który zebrał się pod sceną oczekiwał rzeczy niezwykłych i takich też był świadkiem. Międzynarodowa formacja serwuje muzykę, która wedle samych członków zespołu jest "wzmocnioną historią wczesnośredniowiecznej Europy Północnej", co w praktyce przekłada się na miksturę dźwięków o proweniencji folkowej i rytualnej. Połączenie eterycznego wokalu Marii Franz i gardłowego śpiewu Kaia Uwe Fausta, szamańskich inkantacji, wilczego wycia, plemiennych partii bębnów i pierwotnej energii generowanej przy pomocy zestawu unikalnych instrumentów miało w sobie hipnotyczną moc.

Heilung wykonali m.in.: "Alfadhirhaiti", "Krigsgaldr", "Hakkerskaldyr", "Othan" i "Hamrer Hippyer", a w szczytowych momentach na scenie znajdował się ponad tuzin wykonawców (w tym pięcioosobowa ekipa wojowników z włóczniami i tarczami).  Efektowne stroje - zwierzęce skóry i poroża stanowiły ich istotny element - w połączeniu z intrygującą choreografią i przede wszystkim wyjątkową muzyką tworzyły całość, która sprawiła, że w prywatnym rankingu właśnie ten koncert umieszczam na samym szczycie zestawienia tegorocznych brutalowych występów. Magia.

EMPEROR
Gdyby nie fakt, że występ Ihsahna i spółki był bliźniaczo podobny do tego sprzed dwóch lat, być może właśnie ten koncert stawiałbym na równi z występem Heilung. Bo tamten koncert był dla mnie ewidentnym highlightem edycji w 2017 r.

Ale ponowne - co z tego, że ponownie znakomite - odegranie w całości "Anthems To The Welkin At Dusk" - nie stanowiło już źródła takiej ekstazy, jak za pierwszym razem (swoją drogą szkoda, że nie wrócili dla odmiany do "In The Nightside Eclipse", czy też nie sięgnęli po "IX Equillibrium"). Uczciwość każe przyznać, że od strony wykonawczej i brzmieniowej koncert był na najwyższym poziomie, ale nawet zestaw dodatków w postaci "Towards The Pantheon", "The Majesty Of The Nightsky", "I Am The Black Wizards" i "Inno A Satana" nie spowodował, że zmianie uległaby kolejność w rankingu najlepszych koncertów, które dane było mi obejrzeć na BA w tym roku. Choć oczywiście o rozczarowaniu mowy być absolutnie nie może.

Sobota 10.08

ROTTING CHRIST
Ostatni dzień festiwalu stał pod znakiem nieprzyjaznej, deszczowej aury, która sprawiła, że liczba koncertów, które zdecydowałem się obejrzeć została radykalnie okrojona. Rotting Christ to formacja, do której sentymentu nie osłabiają w moim przypadku nawet albumy, których zawartość nie wzbudza już takich emocji jak kompozycje z klasycznych krążków Greków.

Nie da się jedna ukryć, że kulturoznawcze zapędy Sakisa, który eksploruje w kompozycjach RC wątki zaczerpnięte z różnych epok i różnych stron świata co jakiś czas przynoszą ciekawe rezultaty. Setlista, na którą złożyły się m.in. "Hallowed Be Thy Name", "Kata Ton Daimona Eaytoy", "Dies Irae", "Elthe Kyrie' "Fire, God and Fear", "Apage Satana" i "In Yumen-Xibalba" świadczyła o tym, że Grecy potrafią w klimat, a wpleciony w w środku koncertu oldskulowy minizestaw "The Forest of N'Gai", "Societas Satanas" z repertuaru Thou Art" i "King Of A Stellar War" sprawił, że ocena występu RC skoczyła o oczko w górę.

NAPALM DEATH
Fakt, że zespół, w którego składzie nie ma ani jednego muzyka z oryginalnej inkarnacji wciąż tworzy rzeczy, które nie ustępują w niczym klasycznym dokonaniom to ewenement. Napalm Death to w najlepszym tego słowa rozumieniu instytucja na scenie grind/death i nawet absencja Mitcha Harrisa nie zmieniła nic w temacie jakości występów scenicznych żywej legendy z Birmingham. Barney, Shane Embury i spółka mielą swoje z werwą godną muzykantów o dwie dekady młodszych.

Przekrojowa setlista - Anglicy pomieścili w godzinę ponad 20 kompozycji - spotkała się z żywiołowym przyjęciem. Począwszy od "Multinational Corporations" a na "Smear Campaign" skończywyszy ND nie bawili się w konwenanse. Strzały znikąd w postaci "Smash Single Digit", "Practice What You Preach", "Greed Killing", poprzedzonego antyreligijną tyradą Barneya "Suffer The Children", "Unchallenged Hate" i "Inside The Torn Apart" oraz ultraszybkie ataki "Scum", "Life?", "Deceiver" czy też eksplozje hałasu "You Suffer" i "Dead?" zbierały żniwo w postaci crowd surferów i zapamiętale walczących w młynie zawodników. Antyfaszystowski cover "Nazi Punks Fuck Off" był wisienką na torcie.

Ten koncert stanowił piękne ukoronowanie tegorocznych zmagań na BA. Teraz pozostaje już tylko odliczać do jubileuszowej 25. edycji festiwalu.

Maciej Miskiewicz
Fot: Krzysztof Zatycki 

Słowa kluczowe: Festiwal, Metal, Jaromer, Czechy, Bilety, lato, Muzyka,
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Kwiat Jabłoni zaprasza na Turnus Tour 2025 [WIDEO]

Kwiat Jabłoni, zespół znany z niepowtarzalnego podejścia do muzyki i niezapomnianych koncertów, zaprasza na wyjątkową muzyczną podróż w ramach swojej trasy.

Melodie nad Odrą: Wyjątkowe koncerty drugiego dnia 60. Jazzu [FOTO] Wrocław

Tradycja i nowoczesność na scenie jazzowej.

Niezwykły wieczór z Sealem: Koncert w Atlas Arenie w Łodzi [WIDEO]

Seal - wokalista, którego głos rozpoznawany jest na całym świecie, zawita do Polski jeszcze w tym roku.

Polecamy
Kukon, Oki - koncert relacja
Koncert Kukona i Okiego, czyli zakończenie "Lata w Plenerze" we Wrocławiu [Relacja]

Zobacz, jak przebiegał koncert Okiego i Kukona we Wrocławiu.

Polecamy
Ostatnio dodane
Kwiat Jabłoni zaprasza na Turnus Tour 2025 [WIDEO]

Kwiat Jabłoni, zespół znany z niepowtarzalnego podejścia do muzyki i niezapomnianych koncertów, zaprasza na wyjątkową muzyczną podróż w ramach swojej trasy.

Melodie nad Odrą: Wyjątkowe koncerty drugiego dnia 60. Jazzu [FOTO] Wrocław

Tradycja i nowoczesność na scenie jazzowej.

Popularne
U2 w Polsce!
U2 w Polsce!

W 2009 roku rusza trasa koncertowa promująca najnowszy album grupy. Chorzów znalazł się na liście dziesięciu europejskich miast, w których zespół na żywo zaprezentuje nowe utwory.

Peja "Na serio"
Peja "Na serio"

Peja ujawnił szczegóły swojego najnowszego albumu, który ukaże się w sklepach 17 września. Na albumie "Na serio" znajdzie się 19 utworów.

Hity na Czasie 2008
Hity na Czasie 2008

Na sklepowe półki trafiła składanka "Hity na Czasie 2008" czyli zapowiedź tego co czeka na fanów eskowych hitów w ramach letniej trasy!