Umarł Król, niech żyje Król
2014-05-16 09:30:27W 2009 roku Michael Jackson osierocił muzykę rozrywkową. To nieważne, że od czasu "Dangerous" nie wydał żadnego longplaya, który mógłby zachwycić a media częściej donosiły o jego stanie zdrowia i problemach prawnych niż o spektakularnych sukcesach z czasów "Thrillera" i "Bad". Geniuszu (szalonego, ale przecież geniusze to zawsze wariaci) autorowi "Black or white" nie można było odmówić.
Odcinanie kuponów od sławy zmarłych muzyków to nic nowego - wystarczy chociażby spojrzeć, ile "nowych" płyt ukazało się po śmierci 2Paca, Elvisa czy Johnny'ego Casha. Co prawda czasami na dnie szuflady zdarzało się spadkobiercom twórców odnaleźć perełki, częściej jednak były to zbyt słabe numery, żeby mogły trafić na właściwe longplaye (choć w przypadku MJ sytuacja wyglądała nieco inaczej - "Wanna be startin' somethin'" powstało w czasie nagrywania "Off The Wall" a "Earth song" to utwór z czasów "Dangerous").
Informacja o premierowej płycie Jacksona spolaryzowała świat muzyki. Niektóry jeszcze przed przesłuchaniem materiału stwierdzili, że "XSCAPE" to cyniczny skok na kasę wokalisty, który nie może już podjąć żadnych artystycznych decyzji, dla innych natomiast to jedyna okazja do kolejnego spotkania z Królem. I chociaż "najnowsze" utwory Michaela Jacksona nie mają nawet startu do jego klasyków, bardzo dobrze znów usłyszeć Jacko.
Utwory zebrane na "XSCAPE" to po prostu typowy Michael. Album jest dość krótki - to zaledwie nieco ponad pół godziny, na które składa się 8 piosenek zarejestrowanych w czasie różnych sesji nagraniowych na przestrzeni lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
Otwierający album singlowy "Love never felt so good" (na wersji deluxe pojawił się w tym utworze Justin Timberlake), napisany wspólnie z Paulem Anką to typowy dyskotekowo-soulowy strzał, która dobrze wprowadza w klimat "XSCAPE". Kolejne utwory to mieszanka charakterystycznego jacksonowego groove'u, wokali z echami Motown i nowoczesnego, syntetycznego brzmienia. Charakterystyczny pazur w głosie MJ nakręca "Chicago" i "Slave to the rhythm", przy tytułowym numerze z pewnością można wbijać na parkiet. Jacko brzmi jak przystało na współczesne standardy - o to już zadbali L.A. Reid i Timbaland (no i kilku innych producetów zatrudnionych przy tworzeniu "XSCAPE"). Rzeczywiście, brakuje nieco tego błysku geniuszu i przebojowości (bliżej "Invincible" niż "Thrillera"), ale gdyby Michael żył, z pewnością nadal skutecznie mógłby walczyć o młodą widownie z Justinem T. czy Pharrellem W.
Teksty Jacksona to nadal opowieści o miłości ("Love never felt so good", "Loving you"), dzieciach przeżywających piekło w domu ("Do you know where you children are") czy wreszcie o niezrozumieniu i osaczeniu przez system, z którym Michael mierzył się przez całe życie (tytułowe "XSCAPE"). Still better than "Because I'm happy".
"XSCAPE" to przyzwoity materiał, który jednak znacząco (o ile w ogóle) nie wpłynie na postrzeganie dyskografii Jacko. Mimo wszystko, jedyne co można powiedzieć to "Michael, dobrze Cię znowu usłyszeć". Umarł Król, niech żyje Król. Ten sam.
Michał Przechera (michal.przechera@dlastudenta.pl)