Exclusive - Muzyka

Sziget 2012: To nie jest kolejna relacja z festiwalu

2012-08-21 14:39:33

Zasiedliśmy do pisania drobiazgowej relacji z tego, co zobaczyliśmy, co sfotografowaliśmy, kogo widzieliśmy i co wypiliśmy na tegorocznym Sziget Festival, ale gdzieś tak po drugim akapicie doszliśmy do wniosku, że pisanie relacji z festiwalu generalnie nie ma zbyt wiele sensu.

Pisze się je dla kogoś, kto tam się bawił i wie, o co chodzi, a czyta się, żeby móc porównać swoje doświadczenia, a od wielkiego pana krytyka dowiedzieć się, że koncert, na którym się było, to tak naprawdę słaby był. A może po prostu mamy dosyć czytania (i pisania zresztą też) elaboratów pełnych zdań-wydmuszek typu "jedno z najciekawszych wydarzeń tego festiwalu", "wrażeń nie brakowało", "każdy znajdzie tam coś dla siebie" czy "na Szigecie nie można się nudzić". No raczej, że nie można. Dlatego zapraszamy na zbiór może odrobinę rwanych scenek i obrazków, które zapadły w pamięć podczas tego tygodnia w Budapeszcie. Bo taki też jest ten festiwal - planować nie można zbyt wiele, bo po prostu za dużo się tam dzieje.
 
***

Kolory, wszędzie kolory. Różne kraje, różni ludzie, ale wszyscy na relaksie. Niezrozumiały dla normalnego człowieka węgierski wcale nie jest aż tak dominującym językiem na Szigecie. Co najmniej połowa ludzi to obcokrajowcy - wszędzie można usłyszeć Holendrów, Brytyjczyków, a i polski słyszymy o wiele częściej niż nam się wydaje, że powinniśmy słyszeć. Polacy są już jak Japończycy Europy - nie ma miejsca, gdzie by ich nie było. Nad Balatonem więcej naszych niż miejscowych. Wegrzy na szczęście lubią Polaków i nie rżną ich perfidnie na kasę w knajpach jak Czesi. W takim tyglu raczej ciężko też o to, żeby czuć się wyalienowanym - masa ludzi podchodzi do siebie na spokoju i przez cały festiwal nie widzieliśmy nawet zaczątka jakiejś spiny.

***

Bo i też ludzie tu są trochę inni. Najwięcej jest oczywiście studentów, ale też i zaskakująco sporo ludzi w średnim wieku. Na Sziget w zdecydowanej większości przyjeżdzają ci, których na to stać. Tu nie ma brudasów, którzy są pijani jeszcze przed dwunastą i cebulaków, którzy żulą kasę na kolejnego browara. Taplania się w błocie i pogo też nie ma.

***

Nasz pierwszy dzień na festiwalu był odrobinę niefortunny - chcieliśmy zobaczyć The Roots i rzeczywiście zobaczyliśmy. Jak parkują autobus i rozkładają sprzęt. Zaszła nieoczekiwana zmiana miejsc i zamiast Murzynów z Filadelfii na scenie głównej mamy Anti-Flag. Fajny klimat, grają o jakieś sześć godzin za wcześnie niż powinni, ale słuchamy i w międzyczasie ogarniamy. Dużo tego! Pięć metrów od nas wkręty typu kolacja na dźwigu, diabelskie huśtawki, teatry kukiełek, a to i tak tylko ułamek zapełniaczy czasu. No i knajpy, gdzie można dostać wszystko (tradycyjny węgierski bogracz - miazga, tak jak zresztą cała ich kuchnia). Wracamy i chcemy wejść do namiotu, gdzie Roots grają już od 10 minut. Sorry, no bonus. Przyszło za dużo ludzi i nikt więcej nie wejdzie. Możemy pocałować pana ochroniarza w jego kurteczkę. Wykorzystujemy niespodziewaną godzinę, którą otrzymaliśmy w prezencie i jedziemy zwiedzać Budapeszt. Siedzieliśmy tam kilka dni, a i tak nawet połowy rzeczy nie zobaczyliśmy. Miasto rządzi. Zwłaszcza nocą.

***

Pomni doświadczeń z poprzedniego dnia w piątek jesteśmy już o wiele lepiej przygotowani. Jedziemy na festiwal w nieziemskim upale (przebywając w Polsce, można się odzwyczaić od porządnego, bezdeszczowego lata), ale z zapasem. Czekamy na The xx. Na wcześniejszych koncertach poplumkali parę utworów z nowej płyty, ale generalnie szału to my się nie spodziewaliśmy. Ekipa z Londynu ze swoim minimalizmem w ogóle nie pasuje do festiwali, no i faktem jest, że nie zasnęliśmy tylko dlatego, że staliśmy. Fajne granie do depresji i leniwej nocy bez fajerwerków, ale na pewno nie na piątkowy wieczór i otwartą scenę. Można było im zrobić choć odrobinę klimatu i wrzucić do namiotu. Tam ze swoją atmosferą, wrażliwością i prostymi basami poczuliby się jak Zdzisław Kręcina przy golonce i szklance wódki.


***

The Stone Roses. Koncert, na który czekamy. Koncert, którego się boimy. Jedna z najważniejszych kapel naszego życia reaktywowała się zupełnie niespodziewanie i trudno powiedzieć, czy dla kasy, czy może goście po piętnastu latach w końcu za sobą zatęsknili. Wiemy, że obiektywnie nie będziemy w stanie ocenić tego wydarzenia. Dude, fuck it, it's the goddamn Stone Roses - krzyczy napruty Angol przed nami i różnimy się tylko tym, że nie jesteśmy na bombie. W Wielkiej Brytanii to w ogóle legendarna kapela, u nas kojarzy ich śmiesznie mało osób. Po prostu rozpadli się, zanim moda na takie granie przyszła do Polski.

***

Tym utworem rozpoczęli. Zawsze nim rozpoczynają. Nie znasz, to się zapoznaj. Nie lubisz, posłuchaj jeszcze raz, to polubisz. Jeśli "Bittersweet Symphony" było twoim hymnem, to też będzie.


***

Ej, ten koncert na razie nie jest dobry. Reni niszczy na perkusji, Mani oczywiście klasa na basie, ale Squire na gitarze gra, jakby mu się nie chciało. Ian Brown słabo śpiewa na żywo, ale to w sumie wiadomo było już wcześniej. Czegoś nam tu brakuje, nie na to czekaliśmy od momentu, kiedy poznaliśmy ich płyty i kiedy oznajmili światu, że wracają. Nie o takie Polskie walczyłem! Wykonanie "Fools Gold", bodaj ich najbardziej znanego utworu - ... Coś się musi stać.

***

I się dzieje. Antoni Piechniczek miałby coś do powiedzenia ze swoją teorią dwóch połówek. Jak już się odmulili przy "Waterfall", to nie przestali. Kawałki z młodości jeden po drugim. Wiadomo, że spóźniliśmy się z oglądaniem tego koncertu o jakieś dwadzieścia lat, ale uczestniczyć w tym wydarzeniu to mimo wszystko ogromna radocha. A na trybunach atmosfera piłkarskiego święta - dziewczęta dookoła robią to, co powinny i ściągają staniki. Dla ładniutkiej Węgierki, która pokazała cycki - "She Bangs The Drums". Tam w ogóle jest mnóstwo ładnych dziewczyn - można pojechać choćby po to, żeby się napatrzeć.

***

The Stone Roses are back. It's official.


***

Snoop Dogg potrafi zrobić show. Po intensywnych dniach w Budapeszcie, nie mieliśmy już siły, żeby stać na nim przy barierkach i mieć go w zasięgu swojego wzroku. Ale jazz był i koncert - kocur. Typek dobrze się ubiera, ma fajne okulary, które ściągnie dopiero pod koniec koncertu i kozacki sygnet. Snoop jest multasem - idzie do Marcina Prokopa i mówi "ej, ziomuś wypad stąd, to ja powinienem prowadzić 'Milion w minutę', bo tyle już zarobiłem od czasu, kiedy z tobą gadam". Przy tym nie znamy nikogo, kto go nie lubi. Każdy raper ma swoich hejterów - Snoop ich nie ma. Jest w nim coś takiego, że wszystkie te pimpowskie przechwałki wydają się być jednym wielkim wałem i jajcarską konwencją. Może to te przećpane oczy, a może to, że sam odkrył i wypromował pół sceny hip-hopowej (bo nagrywał z wszystkimi, z którymi trzeba). Sami już nie wiemy.

***

Ten gość ma gust do tancerek. Jedna Murzynka wygląda jak Scary Spice za swoich najlepszych czasów. Zwinna blondyna robi takie szpagaty, że musimy się upewniać przez pięć minut, że to nie jest Carmen Electra. Wywijają tak, że w kabaretkach szybko puszczają im oczka. Podczas jednego utworu ruszają się jeszcze żwawiej niż zwykle, a nawet schylają się w kierunku przyrodzenia siedzącego jak Wałęsa na stoczni Snoopa. Tytuł kawałka: "I Wanna Fuck You".

***

Snoop Dogg: Do you have some ganja?
Publiczność: Yeah!!!

Prosty test. Kiedy na scenę wchodzi Nasty Dogg - pluszowy pies z gigantyczną pytą i równie gigantycznym lolkiem, a twarz Snoopa spowija już tylko mleko, rozejrzyjcie się, ilu ludzi dookoła zaczyna palić blanty. Jednemu typowi upada. Drop it, like it's hot. Podnosisz, dostajesz bucha za darmo. Misja - podejść teraz do każdego i poprosić o macha. Skuteczność: 60 %.


***

Tuż po koncercie Snoopa wchodzimy do strefy dla dziennikarzy i VIP-ów. Ludzi tam jest jakaś chora liczba. Myśleliśmy, że przed chwilą byliśmy w najbardziej zatłoczonym miejscu na całej imprezie, ale tam żeby się przepchnąć parę metrów, to trzeba powiedzieć z kilkanaście razy "excuse me". I nie dowiemy się, czy w międzyczasie nie uderzyliśmy z bara węgierskich odpowiedników Wojewódzkiego, Wolego i Tysia czy innych bywalców tamtejszego high-life'u. Przede wszystkim jednak nie dowiemy się, dlaczego ci ludzie nie chodzą na koncerty, tylko siedzą przy winku jak stare rupiecie.

***

W ogóle z tymi dziennikarzami to śmieszna sprawa. W hotelu mieszkaliśmy razem z większością akredytowanych korespondentów z Polski. Szczególnie zastanawialiśmy się nad zachowaniem pewnego zawodnika z jednego z czołowych polskich dzienników, który praktycznie za każdym razem, kiedy przychodziliśmy do hotelu, to siedział przed lapkiem w strefie Wi-Fi. Wychodzimy - on przed kompem, przyjeżdżamy z powrotem - znowu jest! Nie wiemy, czy chłop w ogóle cokolwiek coś zobaczył (czy może nie zobaczył, ale potem i tak to spisał), czy siedział na Węgrzech po to, żeby zamulać w necie. Raz widzieliśmy go na terenie festiwalu - oczywiście w pressroomie, przed kompem.

***

I jak, przekonaliśmy was? Jeśli chcecie zajawić się na Sziget, zostawiamy was na koniec z koncertem Gorana Bregovicia. I widzimy się za rok. Mega warto.

Jerzy Ślusarski
(jerzy.slusarski@dlastudenta.pl)

Słowa kluczowe: sziget festival 2012 relacja budapeszt węgry galeria zdjęcia snoop dogg the stone roses the xx
Artyści
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Ostatni koncert z trasy "Omamy" Julii Wieniawy w A2 we Wrocławiu [RELACJA]
Ostatni koncert z trasy "Omamy" Julii Wieniawy w A2 we Wrocławiu [RELACJA]

Czym zaskoczyła nas artystka podczas finałowego koncertu trasy?

Organek wystąpił w A2 [RELACJA] Wrocław

Ogień na scenie, czyli jak formacja Organek rozpaliła wrocławską publiczność

Polecamy
fot. screen/YouTube
Najlepsze single: TOP 8 piosenek Madonny [WIDEO]

Sprawdź zestawienie najlepszych utworów "Królowej Popu".

fot. materiały prasowe
Najlepsze single: TOP 8 piosenek Michaela Jacksona [WIDEO]

Zobacz zestawienie najwspanialszych utworów "Króla Muzyki Pop".

Polecamy
Zobacz również
Ostatnio dodane
Ostatni koncert z trasy "Omamy" Julii Wieniawy w A2 we Wrocławiu [RELACJA]
Ostatni koncert z trasy "Omamy" Julii Wieniawy w A2 we Wrocławiu [RELACJA]

Czym zaskoczyła nas artystka podczas finałowego koncertu trasy?