Spodnie i sukienki Ani Dąbrowskiej
2008-07-30 14:08:31„W spodniach czy w sukience?” - pyta wraz ze swoją trzecią płytą Ania Dąbrowska. Odpowiedź jest oczywistą oczywistością – wiadomo, że w spódnicy!
Ciężko mi wytłumaczyć swoją sympatię do Ani. Może to sprawa jej subtelnego i skromnego image, który emanuje stuprocentową kobiecością i minimalizmem, może po prostu rozczula mnie jej ciągłe poczucie wielkomiejskiego smutku. Stale kojarząca mi się z Millą Jovovich wokalistka na nowym albumie ujawnia swoje ewidentne fascynacje stylistyką lat 60. Co prawda w licznych wywiadach jako swoje największe inspiracje wokalne wymienia Marvina Gaye'a i Otisa Reddinga (za co ma gigantyczny plus), ale na „W spodniach czy w sukience?” bliżej jej do standardowych piosenkarek z tamtych lat jak chociażby Dusty Springfield (znanej m.in. z Son Of A Preacher Man).
Nikt się spodziewał się na nowej płycie hiszpańskiej inkwizycji – Ania nie eksperymentuje, tylko konsekwentnie idzie swoją drogą. Powiela swoje i cudze pomysły, ale i tak wszystko brzmi całkiem przyjemnie. Zdecydowanie najfajniejszą piosenką na „W spodniach czy w sukience” jest singiel „Nigdy więcej nie tańcz ze mną”, który jest chyba najlepszym utworem w dotychczasowej karierze Ani. Charakterystyczny motyw basowy i zmysłowy wokal Dąbrowskiej spowodowały, że przesłuchałem ten kawałek na repeacie przynajmniej paręnaście razy! Pozostałe highlighty na płycie to utwór tytułowy, w którym wkradają się fragmenty disco w stylu Donny Summer i „Póki starczy mi sił”, gdzie mamy wyraźne nawiązania do retro-psychodelii granej przez Anawę Marka Grechuty.
Największym zarzutem krytyków pod adresem Ani jest zawsze rzekoma bezbarwność nagrywanego przez nią materiału. W tym wypadku wokalistka ucisza ich jak Juan Carlos zrobił to z Hugo Chavezem. Faktem jest, że zwłaszcza końcowe utwory nie zapadły mi szczególnie w pamięć, ale należy wziąć pod uwagę, że Ania raczej nie stawia na przebojowy charakter swojej muzyki. W tekstach napisanych z wyraźnie kobiecego punktu widzenia wciąż jest jednak trochę naiwności. Pomimo tego, że Ani nie można zarzucić banału, nie ma tam też zbyt wielu odkrywczych obserwacji o relacjach damsko-męskich. Generalnie jednak jest nieźle – parę perełek lirycznych da radę znaleźć vide „on mnie trzymał, choć w kieszeniach ręce miał”, „popołudniu zważę się z nadzieją na kilogram mniej”.
„W spodniach czy w sukience” to płyta wręcz idealna do melancholii i dołowania się z butelką winą w ręku (zawsze to lepiej niż pić wódkę do gg). Raczej nie uderzy w łeb jak Świerczewski policjanta, ale też nie powinna pozostawiać obojętnym. Ania jest prawdziwa w tym, co robi, wierzę jej, a wcale na nią nie lecę! Mam tylko jedną prośbę – Aniu, zmień fryzurę i wróć do grzywki z okładki płyty. To jest zjawiskowe!
Jerzy Ślusarski
(jerzy.slusarski@dlastudenta.pl)