Wywiady - Muzyka

"Rodzimy hip hop był ważną częścią mojego życia"

2009-02-13 12:45:35
 Wszystko zaczęło się od popularnych w tamtym okresie formacji Ace of Base i Roxette. O tym, że muzyka wciąga przekonał się, gdy zainteresował go hip – hop, nie tylko jako zlepek słów i dźwięków, ale również jako kultura i styl życia. Później wszystko potoczyło się już swoim torem… Dziś Radek Miszczak współprowadzi prężnie działającą, na poletku koncertowo- imprezowym firmę Joytown, podróżuje i uzupełnia polski rynek wydawniczy w publikacje dotyczące muzyki. Na koncie ma m.in. „Beaty, rymy, życie. Leksykon muzyki hip-hop” napisany wspólnie z Andrzejem Całą, a także „Dusza, rytm, ciało. Leksykon muzyki r&b i soul” . Współautorami są Andrzej Cała i Hirek Wrona.

Z Radosławem Miszczakiem rozmawia Radosław Ząb


Radosław Ząb - Powiedz mi Radek kim Ty chciałeś zostać jak byłeś małym chłopcem? Uległeś stereotypom o byciu strażakiem, żołnierzem czy policjantem?

Radosław Miszczak - Heheh, raczej nie uległem tym stereotypom. Chciałem zostać biznesmenem, przynajmniej odkąd pamiętam. W Polsce zaczynał się kapitalizm i wtedy mój ojciec biegał z teczką itd…. Pamiętam, że bardzo mi się to spodobało. Wtedy te symbole (teczka, aktówka, dokumenty, krawaty) robiły na mnie wrażenie. Było to dla mnie coś nowego, coś do czego nie byłem przyzwyczajony. Właśnie z tej fascynacji narodziła się chęć bycia biznesmenem, z tym , że wtedy nie wiedziałem co to znaczy i na czym polega…

(RZ) - Twoje fascynacje się spełniły, bo można śmiało powiedzieć, że jesteś biznesmenem?

(RM) - „Nie jestem kurwa biznesmenem”, jak to powiedział kiedyś Jajonasz w słynnej dla polskiego hip hopu piosence (śmiech). Oczywiście można mnie w pewien sposób uznać za biznesmena. Aczkolwiek to pojęcie w ostatnich czasach się bardzo rozdrobniło. Teraz to powinno się nazywać raczej „ogarniacz” czyli osoba, która spina różne tematy i tworzy jakąś całość, zarówno z własnych talentów jak i umiejętności innych ludzi.

(RZ) - Kiedy zatem, pomiędzy chęcią bycia „ogarniaczem”, a realizacją tego marzenia pojawiła się pasja związana z muzyką?

(RM) - Wszystko szło ze sobą w parze. Miałem 10 lat i pamiętam, że dostałem na urodziny od kuzynki z Australii płytę „Doggystyle” – Snoop Dogga. Wtedy - nie będę ukrywał - poza singlowymi numerami nie porwał mnie ten krążek. Przygodę z muzyką zaczynałem tak jak większość rówieśników w Polsce, czyli od Ace of Base, Roxette itp…Przez wiele lat fascynowałem się brit - popem. Na topie były u mnie takie kapele jak Oasis czy The Verve. Dopiero jak miałem 14/15 lat na poważnie zacząłem się interesować hip-hopem. Zaczynałem tradycyjnie, czyli od WuTangu i Beastie Boys.

(RZ) - Mówisz tylko o składach zagranicznych. Nie interesował Cię polski hip hop?

(RM) - Rodzimy hip hop był bardzo ważną częścią mojego życia. Nie zaczynałem od Liroya czy od pierwszej płyty Kalibra, tylko raczej od Molesty czy trzeciego krążka Wzgórza Yapa 3. To był gdzieś 1997 rok. Te płyty znałem na pamięć. We Wrocławiu skąd pochodzę, niewielkie było środowisko osób fascynujących się hip hopem, więc szybko się poznaliśmy i żyliśmy w wąskim gronie. Wymienialiśmy się płytami zarówno polskimi jak i zagranicznymi. Te polskie łatwiej było dostać. Mnóstwo tych składanek – „Wspólna scena”, „Znasz zasady”, „Dj 600 V Produkcja”... Kupowałem to wszystko, jeszcze na kasetach.

Wspólnie ze znajomymi z tej samej kliki żyliśmy tym. Pamiętam, że pojawiały się zagraniczne płyty, czasem zaledwie po dwie na Wrocław. Wtedy ktoś kto miał odłożone oszczędności kupował płytę i przegrywał wszystkim. Dziś oczywiście już tego nie ma. To była fajna zajawka. Tak właśnie rodziła się ta pasja. Warto podkreślić, że powstawała z czegoś zupełnie niezależnego i ignorowanego, nie istniejącego wówczas w mediach.

(RZ) - Jesteś koneserem, żeby nie powiedzieć degustatorem dźwięków…

(RM) - To odważne słowo. Na pewno jestem fanem, bo byłem w stanie sam chodzić na koncerty, wydawać długo oszczędzane pieniądze na płyty czy pojechać do Warszawy czy innego miasta na ciekawy event. Początkowo na pewno było to jakimś „novum” a nawet dziwactwem dla niektórych osób.

(RZ) - To, że w ogóle zainteresowałeś się hip hopem to był przypadek, presja rodziny czy zupełnie coś innego?

(RM) - Pochodzę z rodziny, w której długie są tradycje związane ze słuchaniem muzyki i pasjonowaniem się nią. Mój tato jest zapalonym fanem, bardziej rockowych dźwięków. Jeżeli chodzi o hip hop, ja nie miałem bezpośrednich inicjatorów, nawet moi kumple nie słuchali hip hopu. Tradycje chodzenia na koncerty i słuchania płyt wyniosłem z domu. Natomiast kierunek w jakim to poszło to już była indywidualna droga.

Hip hop był czymś niezależnym, drapieżnym, nielegalnym – bo wiązał się też z graffiti. Zresztą ja też coś kiedyś amatorsko malowałem.

(RZ) - Andrzej Cała był jednym z kolegów z tamtego okresu? Jak doszło do waszej współpracy?

(RM) - Poniekąd tak. Jest jednym z kumpli z którymi poznałem się przez wspólną pasję do tej muzyki. Spotkaliśmy się na konferencji prasowej. Zresztą, interesując się muzą bardzo często uczestniczyliśmy w różnego rodzaju konferencjach przez co po pewnym czasie się zakolegowaliśmy. Mieszkałem wtedy w Warszawie, gdzie studiowałem więc ten kontakt był lepszy. Wspólni znajomi, działalność w mediach, fascynacje hip hopem. Tak to się zaczęło. Efektem współpracy są chociażby nasze dwie publikacje.

(RZ) - Ile czasu poświęciliście na książkę „Beaty, Rymy, Życie. Leksykon Muzyki Hip-Hop”.


(RM) - Bardzo intensywne prace trwały ok. 2 lata, Ja spinałem to wszystko jako redaktor prowadzący (oprawa graficzna, znalezienie wydawcy, gromadzenie haseł i uzyskiwanie licencji). Zajmowałem się rzeczami, które zazwyczaj ogarnia wydawca. Chciałem sprawować nad tym wszystkim piecze. To było autorskie dzieło.

(RZ) - Jak byś porównał leksykon hip hopu do drugiego Waszego dzieła „Dusza, rytm, ciało. Leksykon muzyki r&b i soul”?

(RM) - Druga publikacja to zupełnie inne tryby pisania. Przy pierwszej książce ja miałem 19/20 lat, Andrzej 20/21, więc mieliśmy na napisanie tego bardzo dużo czasu. Ponadto byliśmy studentami na utrzymaniu rodziców. Napisanie tego było kwestią odpuszczenia sobie kilku imprez i posiedzenia kilku godzin dziennie przed komputerem. Teraz już jesteśmy w zupełnie innym punkcie życiowym. Nie mieliśmy tyle czasu. Każdy żyje swoim rytmem dlatego „Duszę, Rytm Ciało” pisaliśmy 3 lata.

(RZ) - Może łatwiej było napisać prace magisterską?


(RM) - Z pewnością. Od wpisania pierwszej litery na klawiaturze do wyjścia z obrony – tu się pochwalę: z oceną celującą, a napisałem pracę na 180 stron, minęło 60 dni.

(RZ) - Pisząc te książki chciałeś coś udowodnić, wypełnić lukę na rynku wydawniczym czy może coś innego?

(RM) - Wszystko po części, choć może to zabrzmi dość buńczucznie ale nie czuje żebym musiał komuś coś udowadniać. Ewentualnie tylko sobie. To była potrzeba tworzenia, zostawienia czegoś po sobie, kreacji. Świadomość, że się posiada potencjał czasowy, intelektualny związanym z zamiłowaniem do sztuki i żeby coś z nim zrobić, a nie tylko mieć.

(RZ) - Istnieje polska muzyka rhythm & bluesowa, soul?


(RM) - Na pewno nie w takim stopniu jak polski hip hop. Polska scena r&b to bardzo różne próby stawiania kroków, głównie przez wokalistki. Współczesne r&b to nic innego jak pop, tylko na czarną modłę. To co robi m.in. Ania Szarmach to jest polskie rnb. To jest takie wzorowanie się na Beyonce czy Rihannie.

Czy jest polski soul, czyli bardziej dojrzała akustycznie muzyka? W tej chwili trudno powiedzieć. Dwie formacje, które umieściliśmy w leksykonie to były Sofa i Sistars. Grupy te fantastycznie tworzyły w obrębie tych nurtów i odniosły jakiś wymierny sukces. Jeżeli chodzi o innych polskich wykonawców to nazwałbym to przygodą.

Prawda też jest taka, że musimy dać czas polskiej scenie r&b na rozwinięcie. Polski hip hop 10 lat się rozwijał do momentu ,kiedy napisaliśmy książkę. Polskie r&b to dopiero 3-4 lata, więc nie minęło wystarczająco wiele czasu żeby uwzględnić jego dorobek w książce obok klasyków.

(RZ) - Co Ciebie drażni w polskim hip hopie? Jak zapatrujesz się na hip hoppolo?

(RM) - Kilka lat temu polski hip hop był bardziej popularny niż jest teraz. Wystarczyło cokolwiek rymować i już można było mieć kontrakt płytowy. Niektóre zespoły, które nie miały nic wspólnego z tą kulturą i tradycją wypływały na tej fali. Chłopaki wcześniej kupujący kasety disco polo zostali raperami, więc nie dziwie się, że pojawiła się ogromna fala negatywnych opinii w kierunku tego nurtu.

Konserwatywni fani hip hopu byli tym zbulwersowani. Zresztą ja też do nich należę. Dla mnie to nie tylko sztuka, styl muzyczny ale przede wszystkim styl życia i jakieś ideały, których się broni. Poczułem się jakby ktoś wycierał usta czymś co lubimy, kochamy i doceniamy.

Inni wkładają w to mnóstwo czasu, talentu, a tu przychodzi taki „kotleciarz” i się przebija. Paru z nich niestety jeszcze zostało. Czy Mezo występujący w białej koszuli w Opolu to jest reprezentant polskiego hip hopu? Reprezentantem rodzimego hip hopu są O.S.T.R., Molesta Ewenement czy Łona! Cieszy mnie to, że te legendy pozostały na scenie, natomiast drażni mnie łatka „wieśniactwa”, która przyległa do hip hopu, choć niestety nieprzypadkowo. Chodzi tu przede wszystkim o reprezentantów podwórkowego, ulicznego stylu. Dla porównania powiem, że Molesta, Sokół czy Pono to artyści, którzy zrobili ogromny postęp. Gdzie byli 10 lat temu, a gdzie są dzisiaj? Widać w nich super progres – i jako artystach, i jako ludziach. Natomiast inni cały czas rymują jakby mieli 18 lat i fajnie było krzyczeć „jebać policję”, „zjarajmy jointa” i „chodźmy na jakieś foki”. Ja mam na to alergię. Nie jara mnie jako słuchacza coś takiego. Wydaje mi się, że można powiedzieć o dojrzalszych, ciekawszych tematach. Irytuje mnie to, że niektórzy grzęzną cały czas w wąskich tematach.

(RZ) - Jakie są wady leksykonu „Dusza, rytm ciało”?

(RM) - Ja jestem z tej publikacji bardzo zadowolony, więc trudno jest mi dostrzec jakieś rażące błędy, wady. Każdy z pewnością może się przyczepić do doboru artystów itd… ale tego się nie uniknie. Ten leksykon wyszedł taki jak sobie to założyłem. Miałem różne problemy, lecz nie jako autor a jako wydawca. Większość recenzji jest bardzo dobrych, książka trafiła do ogólnopolskiej dystrybucji… Wadą w ogóle książek jest to, że cały czas powstają nowe płyty i nowi artyści i nie można tego aktualizować. Z drugiej strony mamy w jednym dziele zebraną historię kilkudziesięciu lat.

(RZ) - Wiedza o muzyce soul, r&b w Polsce jest zerowa?


(RM) - Na pewno jest niewielka. To ma związek z historią naszego kraju. W latach 60/70 tych w Polsce była duża izolacja kulturowa od zachodu. Trójka puszczała brzmienia rockowe przede wszystkim. Nie ma silnych podstaw żeby wiedza o muzyce soul była duża.

(RZ) - Jak doszło do Waszej współpracy z Hirkiem Wroną?

(RM) - Szczerze mówiąc nie pamiętam jak do tego doszło. Hirek jest fantastyczną osobą, dobrym kolegą i przede wszystkim pasjonatem muzyki. Ma ogromną wiedzę. Trudno sobie to wyobrazić. Ponadto ma silna płytotekę.
Początkowo leksykon miał być o współczesnej muzyce r&b. Hirek Wrona zajął się historią przez co ta publikacja jest barwniejsza. Tak jak przy pierwszym leksykonie współpracowaliśmy z Druhem Sławkiem, tak teraz z Hirkiem. Wspólnymi siłami stworzyliśmy specyficzny skład, bo Hirek Wrona mógłby być – jeśli chodzi o wiek - ojcem każdego z nas. Mimo to znaleźliśmy wspólny język, determinację i chęć zrobienia projektu. To było dla nas bardzo duże wyróżnienie, przyjemność i frajda.

(RZ) - Czy założenie Joytown było sposobem na życie?

(RM) - Wspólnie z Tomkiem Chołastem stworzyliśmy platformę do realizowania wspólnych pomysłów związanych z tym co nas kręci, czyli z muzyką i rozrywką. W pewnym momencie nadszedł moment, że postanowiliśmy organizować imprezy profesjonalnie. Założyliśmy firmę i zaczęliśmy działać w sposób legalny i zorganizowany. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że się udało. Dziś Joytown to sprawnie działająca firma, w której działalność jest zaangażowanych kilka wspaniałych osób. Nie jest to już zabawa w firmę, a podstawowa forma naszej działalności. Cały czas robimy nowe, ciekawe rzeczy – to fascynujące! Jest to pewna forma spełniania marzeń, o której wcześniej nawet nie wiedzieliśmy. Założyliśmy Joytown, żeby móc się realizować.

(RZ) - W listopadzie mówiłeś o nakładzie 2 tys. egzemplarzy leksykonu „Dusza Rytm Ciało”. Jak to wygląda teraz?

(RM) - Nie mam jeszcze dokładnych danych, ale puściliśmy podobny nakład. Mam nadzieję, że znajdzie się tyle pasjonatów „czarnych brzmień” w Polsce, którzy będą chcieli mieć naszą pracę.

(RZ) - Przy pracy nad tym wydawnictwem były chwile zwątpienia?

(RM) - Oczywiście, że tak. 3 lata dłubania może zmęczyć i zdołować. Mija rok a Ty cały czas nie przekroczyłeś nawet połowy. Ja na szczęście mam taką psychikę, która nakazuje mi iść za ciosem. Jak powiedziałem „A” to musze powiedzieć „B”. Uważam, że dzielnie sobie z tym poradziłem, trochę gorzej było z wydawaniem – tu było duuużo irytujących problemów... Ale summa summarum pokonanych, więc nie mogę narzekać.

(RZ) - Jakie są wady i zalety wydawania zarówno samemu jak i pod szyldem cudzego wydawnictwa.

(RM) - Zaletą tego, że ktoś cię wydaje z pewnością jest brak ryzyka finansowego. Wydanie takiej książki to koszt rzędu kilkudziesięciu tysięcy zł, który trzeba zainwestować. Minusem jest mniejsza kontrola nad całością książki (grafika, dystrybucja itp…) Tego typu tematy są poza naszym zasięgiem. Tutaj jako niezależny wydawca brałem kontrolę nad wszystkim. Kosztowało mnie to dużo pracy ale dzięki temu ta książka dostępna jest w sklepach muzycznych, młodzieżowych i Empikach. Bardzo ładnie dodatkowo wygląda.

(RZ) - Czy światowy kryzys gospodarczy dotknął już rozrywkę?

(RM) - Okaże się w najbliższym czasie. Joytown robi na początku kwietnia dwa koncerty US3 i Nneki, to da jakiś obraz. Na pewno kryzys mniej lub bardziej obije się o rozrywkę. Pamiętajmy jednak, ze ludzie są tacy, że potrzebują i chleba i igrzysk, więc będą szukać ucieczki od szarej codzienności w rozrywce.

(RZ) - Ty jesteś zapalonym podróżnikiem. Ostatnio to chyba Brazylia była? Co Cię tam zafascynowało?

(RM) - W Brazylii korzystałem z uroków życia. Podróżowanie jest bardzo przyjemne i bardzo lubię tego typu formę spędzania czasu. Ostatnio przez 2 tygodnie przebywałem w Brazylii z ludźmi, którzy mimo wielu przeciwności losu potrafią się cieszyć życiem i to widać. Zachowują pogodę ducha, uśmiechają się. Próbuje teraz zarazić tym m.in. moją rodzinę i znajomych bo w Polsce zdecydowanie tego brakuje.

(RZ) - Jakie płyty „wbiły Cię w ziemię” w ostatnim roku?

(RM) - Q-Tip „Renaissance” – Ttotalny powrót do formy. Może nie tyle do formy co do nagrywania. Nigdy mnie nie zawiódł, a 8 lat trzeba było czekać na nową płytę. Nowy Common po prostu mnie rozwalił. Według mnie to brzmienie przyszłości. Ponadto polecam Fleet Foxes, a z Polski z pewnością nowy Afro kolektyw oraz 2cztery7…


Fot: Rafał Trubisz

Słowa kluczowe: Radek Miszczak Joytown, Beaty, rymy, życie. Leksykon muzyki hip-hop”
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Natalia Przybysz: Muzyka jest połączona z magicznym światem [WYWIAD]
Natalia Przybysz: Muzyka jest połączona z magicznym światem [WYWIAD, WIDEO]

Artystka opowiedziała nam o powstaniu płyty "TAM" oraz inspiracjach dnia codziennego.

Polecamy
album Pryzmat
O premierze debiutanckiej płyty "Pryzmat" oraz ważnych aspektach muzyki pop z Agatą Gołemberską [Wywiad]

Rozmowa o pracy przy nowej płycie, zadaniach muzyki pop, owocnej pracy w czasach pandemii oraz muzycznych inspiracjach artystki.

Marcin Wyrostek
Marcin Wyrostek: Mam akordeon i nie zawaham się go użyć [Wywiad]

Słynny akordeonista opowiada o swojej karierze!

Ostatnio dodane
Popularne
U2 w Polsce!
U2 w Polsce!

W 2009 roku rusza trasa koncertowa promująca najnowszy album grupy. Chorzów znalazł się na liście dziesięciu europejskich miast, w których zespół na żywo zaprezentuje nowe utwory.

Peja "Na serio"
Peja "Na serio"

Peja ujawnił szczegóły swojego najnowszego albumu, który ukaże się w sklepach 17 września. Na albumie "Na serio" znajdzie się 19 utworów.

Hity na Czasie 2008
Hity na Czasie 2008

Na sklepowe półki trafiła składanka "Hity na Czasie 2008" czyli zapowiedź tego co czeka na fanów eskowych hitów w ramach letniej trasy!