Rock’n’rollowy karnawał, czyli Nashville Pussy
2014-01-20 13:40:28Nashville Pussy to bezkompromisowy zespół, w którego twórczości można odnaleźć szybkość i drive Motörhead, ekspresję wokalną spod znaku Briana Johnsona z AC/DC, gitarową melodyjność Krokusa, jak i punkrockową surowość The Clash.
Dwie panie i dwóch panów (parytety zachowane) dodają do tej mieszanki charakterystyczne, prześmiewcze, ostre teksty, typowy amerykański klimat i bawią się na całego.
Otwieracz "Everybody's Fault but Mine" wokalnie kojarzyć się może z jeszcze jednym klasykiem gatunków hard/heavy, myślę tu o nieprzeciętnym Amerykaninie, posługującym się pseudonimem Alice Cooper - szorstki wokal i szybkie tempo oczywiście słychać też w innych numerach. W "Rub it to Death" wchodzą mieszane chórki, a całość wykończona zostaje rozbudowaną solówką.
"The South is Too Fat to Rise Again" to już punkowy odlot, w którym wokalnie udziela się gitarzystka Ruyter Suys. W "Spent" usłyszymy amerykańskie country, "Beginning of the End" to klasyczna, rock’n’rollowa jazda w stylu Aerosmith, ciekawe czy tytuł miał być ironicznym nawiązaniem do "End of Beginning" otwierającego wydany w ubiegłym roku album "13" Black Sabbath.
Tytułowy "Up the Dosage" nie jest hitem, ale brzmi nieźle, szczególnie gdy rozwija się instrumentalnie w drugiej części. "Before the Drugs Wear Off" wyróżnia się ciężkim riffem i sabbathowskim klimatem, podrasowany blues ułyszymy w "Hooray for Cocaine, Hooray for Tennessee".
Całość zamyka niezwykle przyjemna piosenka opatrzona tytułem, o jakże edukacyjnym charakterze, mianowicie "Pussy's Not a Dirty Word" - po raz kolejny poza wokalistą Blainem Cartwrightem usłyszymy też głos jego żony Ruyter, nad którą ewidentnie czuwa duch pankówy wszech czasów – Wendy O. Williams.
"Pussy" nie jest nieprzyzwoitym słowem, Nashville Pussy może i jest brudnym zespołem, ale na pewno nie słabym. Chcecie dobrego hard rocka - to odpalcie "Up the Dosage", jest ogień!
Ocena 7/10
Jakub Kosek