Quo Vadis- Babel
2007-11-13 09:58:30Szczecińska fromacja „Quo Vadis" to już zasłużona firma na rodzimej scenie prezentującej mocne brzmienia z pogranicza starej szkoły thrash metalu i ostrego rocka.
Zespół funkcjonuje już prawie 20 lat i zdążył sobie zyskać przychylność tysięcy fanów w kraju, a nawet za Oceanem. Mają na swoim koncie występy na wielu uznanych festiwalach m.in. Metalmania '94,'95, Jarocin '89, '92 i Przystanku Woodstock '95, '96, '97, '99. Czynnie wspierają także wszelkie akcje pomocy potrzebującym, chodzi m.in. o wielokrotne występy na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tym sposobem są mocno związani z osobą Jurka Owsiaka, którego nikomu przedstawiać nie trzeba. Od roku 1988 zdążyli spłodzić sześcioro dzieci a ostatnie pt. „Król" zapadło w pamięć jako na prawdę dobry, dojrzały album.
Wiele osób z niecierpliwością czekało na nowe wydawnictwo, bo choć poprzeczka została postawiona wysoko to potenciał wciąż w nich samych był spory, jak to podkreślali często w wywiadach. Tym bardziej moje oczekiwania nie przerosły tego co usłyszałem na płycie „Babel". Widać, że jest to już dojrzały zespół przykładający wagę do każdego aspektu swojej twórczości. Na dzień dobry otrzymujemy świetną okładkę, przedstawiającą scenę z Biblii. Chodzi oczywiście o wieżę Babel i historię o pomieszaniu języków budowniczych, by w ten sposób nie mogli się ze sobą porozumieć, a co za tym idzie skończyć wieży, która miała sięgnąć niebios. Całość wydana w eleganckim digipacku stanowi dowód na klasę zespołu.
Początek płyty to swoiste gotycko- chóralne misterium wprowadzające słuchacza w średniowieczny klimat smutku i melancholii. Po chwili zapomnienia „Quo Vadis" raczy nas tym, co najlepiej potrafi. Szybkie bicie perkusji i chwytliwy typowo thrash-owy riff. W warstwie lirycznej kawałek przedstawia historię najbardziej znanego zdrajcy, Judasza Iskarioty. Zwrócić uwagę należy na eksperyment z elektroniką w środku utworu, który nadaje mu finezji i wprowadza muzykę w bardziej progresywne rejony, spod znaku ostatnich wydawnictw „Paradise Lost".
Nie zagłębiając się w szczegóły każdego z utworów należy podkreślić, że przez niemal cały album progresywne, klawiszowe wstawki zajmują szczególne miejsce. Pomimo tego swoistego novum w muzyce Pomorzan, styl który prezentowali na poprzednich albumach został tylko rozwinięty a nie zmieniony. Dalej czuć oddech thrash metalu w stylu starego „Exodus" czy nawet „Slayer". To połączenie stylów nie pozwala jednak jednoznacznie zaszufladkować tworzonej przez nich muzyki w jednym, określonym gatunku. Dzięki temu zespół stał się bardziej awangardowy. Należy koniecznie wspomnieć o utworze „Dominus". Zdecydowanie najlepszym na płycie, bardzo drapieżnym z chwytliwym refrenem. W dodatku zespół nakręcił do niego teledysk. Zakończenie albumu to płaczliwe wyznanie o przemijaniu człowieka. W podkładzie tylko klawisze, które nadają mu bardzo specyficzny klimat requiem. Ciekawą sprawą są ambitne liryki napisane przez Skaye, który nie bał się wpleść w nie łacińskich zdań. Bardzo dobry zabieg potwierdzający tylko kunszt autora.
Całość brzmi bardzo dobrze, słychać klarownie każdy instrument i nic nie ucieka naszym uszom. W końcu od zespołu z takim stażem można tego oczekiwać. Kompozycje choć nie są zbyt rewolucyjne to jednak słychać, że wszystko zostało skrzętnie przemyślane i zaaranżowane. Uważam, że wśród przerażającej ilości kiczu który zalewa nasz rynek po „Babel" można sięgnąć bez obaw. Na prawdę dobra, ambitna muzyka.
Polecam Krzysztof Sobczak
Zespół funkcjonuje już prawie 20 lat i zdążył sobie zyskać przychylność tysięcy fanów w kraju, a nawet za Oceanem. Mają na swoim koncie występy na wielu uznanych festiwalach m.in. Metalmania '94,'95, Jarocin '89, '92 i Przystanku Woodstock '95, '96, '97, '99. Czynnie wspierają także wszelkie akcje pomocy potrzebującym, chodzi m.in. o wielokrotne występy na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tym sposobem są mocno związani z osobą Jurka Owsiaka, którego nikomu przedstawiać nie trzeba. Od roku 1988 zdążyli spłodzić sześcioro dzieci a ostatnie pt. „Król" zapadło w pamięć jako na prawdę dobry, dojrzały album.
Wiele osób z niecierpliwością czekało na nowe wydawnictwo, bo choć poprzeczka została postawiona wysoko to potenciał wciąż w nich samych był spory, jak to podkreślali często w wywiadach. Tym bardziej moje oczekiwania nie przerosły tego co usłyszałem na płycie „Babel". Widać, że jest to już dojrzały zespół przykładający wagę do każdego aspektu swojej twórczości. Na dzień dobry otrzymujemy świetną okładkę, przedstawiającą scenę z Biblii. Chodzi oczywiście o wieżę Babel i historię o pomieszaniu języków budowniczych, by w ten sposób nie mogli się ze sobą porozumieć, a co za tym idzie skończyć wieży, która miała sięgnąć niebios. Całość wydana w eleganckim digipacku stanowi dowód na klasę zespołu.
Początek płyty to swoiste gotycko- chóralne misterium wprowadzające słuchacza w średniowieczny klimat smutku i melancholii. Po chwili zapomnienia „Quo Vadis" raczy nas tym, co najlepiej potrafi. Szybkie bicie perkusji i chwytliwy typowo thrash-owy riff. W warstwie lirycznej kawałek przedstawia historię najbardziej znanego zdrajcy, Judasza Iskarioty. Zwrócić uwagę należy na eksperyment z elektroniką w środku utworu, który nadaje mu finezji i wprowadza muzykę w bardziej progresywne rejony, spod znaku ostatnich wydawnictw „Paradise Lost".
Nie zagłębiając się w szczegóły każdego z utworów należy podkreślić, że przez niemal cały album progresywne, klawiszowe wstawki zajmują szczególne miejsce. Pomimo tego swoistego novum w muzyce Pomorzan, styl który prezentowali na poprzednich albumach został tylko rozwinięty a nie zmieniony. Dalej czuć oddech thrash metalu w stylu starego „Exodus" czy nawet „Slayer". To połączenie stylów nie pozwala jednak jednoznacznie zaszufladkować tworzonej przez nich muzyki w jednym, określonym gatunku. Dzięki temu zespół stał się bardziej awangardowy. Należy koniecznie wspomnieć o utworze „Dominus". Zdecydowanie najlepszym na płycie, bardzo drapieżnym z chwytliwym refrenem. W dodatku zespół nakręcił do niego teledysk. Zakończenie albumu to płaczliwe wyznanie o przemijaniu człowieka. W podkładzie tylko klawisze, które nadają mu bardzo specyficzny klimat requiem. Ciekawą sprawą są ambitne liryki napisane przez Skaye, który nie bał się wpleść w nie łacińskich zdań. Bardzo dobry zabieg potwierdzający tylko kunszt autora.
Całość brzmi bardzo dobrze, słychać klarownie każdy instrument i nic nie ucieka naszym uszom. W końcu od zespołu z takim stażem można tego oczekiwać. Kompozycje choć nie są zbyt rewolucyjne to jednak słychać, że wszystko zostało skrzętnie przemyślane i zaaranżowane. Uważam, że wśród przerażającej ilości kiczu który zalewa nasz rynek po „Babel" można sięgnąć bez obaw. Na prawdę dobra, ambitna muzyka.
Polecam Krzysztof Sobczak
Słowa kluczowe: recenzja płyty