"Polor" Pablopavo - uliczna poezja
2014-02-06 14:00:40"Poezja" - to słowo zapewne wielu kojarzy się z nudnym wkuwaniem wierszyków na pamięć w szkole, może też przywoływać na myśli nawiedzonych swetrowców z nieodłącznym tomikiem Stachury pod pachą. Pablopavo po raz kolejny pokazuje, że można robić coś noszącego spore znamiona poezji bez poczucia obciachu i pretensjonalności.
"Konsekwencja" - to słowo-klucz w przypadku twórczości Pablopavo. "Polor" to jego trzeci solowy album (oczywiście, nagrany razem ze składem Ludziki) i po raz kolejny to głównie ukłon w stronę brzmień i historii sprzed kilkunastu (a nawet nierzadko i kilkudziesięciu) lat.
"Dancingowa piosenka miłosna" to pierwsze, na co zwraca się uwagę podczas słuchania "Poloru". Ten singlowy numer to niezły uzależniacz - spróbujcie po pierwszym przesłuchaniu wyrzucić z głowy fragment "Nie umiem śpiewać jak Gregory Isaacs, ale jeśli chcesz kupię Ci wszystkie jego płyty". Chyba się nie da (a zresztą nawet jeśli tak to po co to robić). Do utworu nakręcony został klimatyczny, czarno-biały teledysk stylizowany na dancingowe czasy. Skojarzenia z pierwszą (i, swoją drogą, najlepszą) płytą Czarno-Czarnych jak najbardziej na miejscu. Kolejnym z uzależniaczy są "Koty" - numer, który jako pierwszy zapowiadał "Polor" jeszcze w 2012 roku.
Podobnie jak w przypadku wydanych w 2011 roku "10 piosenek" znów mamy damsko-męski duet. Tym razem obok niskiego tembru głosu Pablopavo można usłyszeć refren w wykonaniu Ani Iwanek - ośmiominutowa "Wenecja" (w Waszym mieście też jest lub była pizzera o tej nazwie?) to godne zakończenie albumu (chociaż po kilkudziesięciu sekundach ciszy dostajemy jeszcze niezatytułowany, akordeonowy numer).
Nawet jeśli nie wszystkie utwory przekonują do końca (zestawione obok siebie numery "Piątek" i "Eleganccy pesymiści" można byłoby pominąć bez większego żalu), to godzina z "Polorem" mija niezwykle szybko. Album jest różnorodny, ale niezwykle równy.
Ludziki (personalnie dość mocno pokrywające się ze składem Vavamuffin - zgadzają się przecież sekcja rytmiczna i gitara) grają bardzo czujnie, nie powielając patentów znanych z macierzystej kapeli Pablopavo. Bez silenia się na sztuczne wchodzenie w konwencję zabierają słuchacza na potańcówkę końca lat sześćdziesiątych ("Dancingowa piosenka miłosna"), teleportują do pełnej papierosowego dymu knajpy ("Wenecja"), ale potrafią też stworzyć nowocześnie brzmiący podkład pod organiczny hip-hop (ironiczne "Pablo i Pavo" opowiadające o dwoistości ludzkiej natury na przykładzie samego Pawła).
Tematyka tekstów po raz kolejny oscyluje wokół kobiet ("Załóż sukienkę tę podle czerwoną, niech będzie dla byka moich oczu płachtą"), ukochanego miasta ("od tego dnia Mokotów jest bezbronny"), piłki nożnej ("dzieciaki grające na Drukarzu, tam jeszcze meczów nie drukują") i tęsknoty za dawnymi czasami ("a teraz mróz jak martwa cholera powoli żniwo wśród kolegów zbiera"). "Polor" to chyba najbardziej nostalgiczny album Pablopavo. Paweł nienachalnie pokazuje też swoją erudycję niby od niechcenia podając takie smaczki jak "Czytamy Chandlera jak Harlequiny, pijemy, palimy, siedzimy, stoimy" ("Eleganccy pesymiści").
"Polor" prezentuje się na półce bardzo elegancko. Czarne wydanie również pasuje do wszechobecnego klimatu sześćdziesiony. Aż chciałoby się zobaczyć winylową edycję płyty (chociaż namiastkę tego stanowi rozkładana wkładka z tekstami).
"Poloru" można słuchać z dziewczyną, może być to soundtrack do pokerowej rozrywki z kumplami, można odtwarzać go na słuchawkach podczas nocnych spacerów po mieście. Pablopavo ani nie odcina kuponów od twórczości Vavamuffin, ani nie stara się kopiować sprawdzonych patentów z wcześniejszych albumów. Dojrzały materiał od inteligentnego twórcy.
Michał Przechera (michal.przechera@dlastudenta.pl)