Recenzje - Muzyka

Mrozu przywalił polską popową płytę roku

2014-03-15 17:20:43

x: słucham sobie tego mroza
x: zajebistą płytę typ zmotał
x: no na serio
x: na maksa się wyrobił
x: cały czas progres robi
x: melodie są
x: szukam teraz fajnych melodii w muzyce
x: łaknę ich jak kania dżdżu !
x: tekstowo nie pierdoli głupot
x: wie, co ma w bani wielkomiejska młodzież
x: która nie odnajduje się za bardzo w rzeczywistości
x: ale nauczyła się afirmować życie
x: prostymi codziennymi czynnościami
x: widać, że ziomek teorię melanżu ma opanowaną
x: definicja melanżu: powszechne wśród społeczeństwa polskiego zjawisko polegające na wzmożonej aktywności picia alkoholu, rwania fajnych dupeczek i paleniu jointów do muzyki andrzeja zauchy, a teraz także mroza
x: hehe
y: on zawsze ładnie grał
y: pisał spoko kawałki raperom
y: od początku go lubiłam
y: mrozu na propsie

Sobotnie popołudnie, w planach wieczorna impreza, gdzie będzie wielu dobrych znajomków, parę nowych, mam nadzieję ciekawych twarzy i generalnie mam zamiar fajnie oraz bezstresowo spędzić czas. Zapuszczam sobie dla złapania humoru najnowszą płytkę Mroza i słucham, co tam zmajstrował ten niewątpliwie utalentowany koleżka. Single zapowiadające "Rollercoastera" - utwór tytułowy i "1000 m nad ziemią" zawierały w sobie stuprocentową przebojowość, wielki talent do pisania melodii i miały w sobie kapitalną słuchalność. Było to tak świeże i optymistyczne, że zanim jeszcze oba numery zdążyły się skończyć, przesuwałem suwak na sam początek, bo taką miałem podjarkę fajną piosenką. Jeżeli typowi udałoby się cały album zapełnić takimi kawałkami, to Mrozu odstawiłby cały polski mainstream jak Bayern Monachium, bo nie pozostałoby mu wtedy nic innego jak klepka i gra z samym sobą.

Mrozu aż tak nie pozamiatał, ale nagrał bezdyskusyjnie najlepszą płytę w swojej dotychczasowej karierze. Progres tego zawodnika aż miło obserwować - od 2009 i "Milionów monet" minęło już sporo czasu, a niektórzy dalej pamiętają go przez pryzmat płonącego lontu, kiedy tak naprawdę dopiero zaznaczył swoją obecność w polskiej muzyce. Po pięciu latach czuć ogromną różnicę - Łukasz wyrobił się na maksa pod każdym względem - to, że kompozytorsko jest lepiej niż kiedykolwiek wiedzieliśmy po samych singlach, ale także wokalnie i tekstowo jest bardzo do przodu. Mrozu zawsze rokował dobrze i pokazywał spory potencjał, więc cieszy fakt, że wreszcie potwierdził, kto nagrywa najlepszy jakościowo pop w Polsce. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tak jak rok temu życzył sobie w gadce z nami Waldek Kasta, Mrozu wreszcie znajdzie mecenasa, który pokieruje nim w taki sposób, że zostanie naprawdę grubym graczem.

"Jak Nie My To Kto" wchodzi na luzaku na takim retro, że w tej chwili nie znajduję lepszego motywu do porwania dziewczyny na parkiet, zwłaszcza na rozgrzewkę przed jakimś klubowym bangerem. Z głosem Mroza fajnie współgra wokal Tomsona, a tekst poza dystansowaniem się do samego siebie ("Bo ty chcesz osiągnąć idealny stan"), za co zawsze plus, bo to cecha wszystkich fajnych ludzi, trafnie opisuje typową imprezę - zawsze rzucamy wtedy kilka popkulturowych tekstów ("Dzisiaj w klubie będzie bang", "Drina goni kolejny drin"), bełkoczemy bzdety, a tak naprawdę nie liczy się nic, bo wszystkim chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę.

W hitowym "Rollercoasterze" w ogóle można zauważyć ładny rys osobowościowy Mroza - przedstawiciel młodego, hołdującemu hedonizmowi ("czekamy, kiedy weekend wciągnie nas") pokolenia, które niepokojąco blisko zaczęło dobiegać trzydziestki i ciągle boi się tego, co przyniesie jutro ("mamy luz, parę stów, zainwestujemy w klub, o jutrze nie gadajmy już"), dokonuje podsumowania pewnego etapu swojego życia. Już nie mamy złudzeń, zaprzedaliśmy swoje ideały za stabilizację, ale to wcale nie oznacza, że trzeba stać się dupkiem. Jeśli miało się marzenia, cele, które chciało się osiągnąć, dalej można przecież spełnić część z nich i wcale nie trzeba się okopać w stylu życia zamulacza. Świetnie to słychać w esencji optymizmu, jaką jest potężna petarda zatytułowana "1000 m nad ziemią". Mrozu nie ogranicza się do typowego, wyświechtanego "żyj carpe diem, seize the day i cały ten szit, nie wiem jak, ale żyj" tylko daje jasny przekaz "ziomek, nie daj się osaczyć codzienności, staraj się robić to, co cię jara, lej konwenanse i nie patrz na to, kim mogłeś być i jakie miałeś nadzieje wobec siebie, bo się zdołujesz, jeszcze nie jesteś przegrańcem". Bo przecież o co chodzi w życiu, jak nie o fajne historie, głupie rzeczy, które potem miło wspominać i piękne chwile z najlepszymi ludźmi dookoła siebie? Odpowiedź "o hajs" jest zbyt oczywista, jej nie zaliczam.

Muzycznie mamy do czynienia z tak wszechstronnym materiałem, że aż czasami się łapię, czy Mrozu za bardzo się nie rozstrzelał na wszystkich możliwych polach, żeby pokazać, jak teraz kozaczy. Może wreszcie skończą się te bzdurne zarzuty o kopiowanie stylu Justina Timberlake'a, które jeśli można było stawiać, to chyba za czasów, kiedy Lakersi byli jeszcze mistrzami NBA. Jest tu wspomniane już retro, bardzo czarne "Nic do stracenia", instrumentalna potęga "1000 metrów nad ziemią", gdzie ciężko mi wskazać tylko jeden ulubiony moment, wykonany w stylistyce garażowego rocka "Huragan", synthpopowy "Ogień" i naprawdę zaskakujący "Burn This", który po początkowym WTF przy wjeździe rapera potem broni się kapitalnie. Nigga na mikrofonie łakiem nie jest, motyw gitarki robi klimat, a cały kawałek płynie po skrzydłach swagu. Na repeacie nie wchodzą mi tylko "Poza logiką" (ale może nie przegryzłem jeszcze tego numeru) i zdecydowanie odstające od reszty materiału "Kuloodporny" (tu niestety niższy poziom) oraz "Story" (zupełnie inny nastrój niż na całym "Rollercoasterze"). Na przyszłość warto byłoby się też mimo wszystko zastanowić nad sensem nagrywek po angielsku - tutaj burzą trochę wrażenie spójności całego krążka.

Godzina wyjścia z chaty się zbliża i już wiem, ze dzisiaj na bibce gdzie pomiędzy Beyoncé a Pharrellem wjedzie jakiś kawałek Mroza i wiem też na pewno, że bez problemu zbierze pozytywne opinie. Chętnie przybiłbym gościowi pionę za ten album i po prostu podziękował "dzięki ziomek za te kilka godzin z twoją muzyką, jest naprawdę w porządku". Nie wiem, czy Mrozu miałby to w dupie (gdyby powiedziała mu to jakaś fajna dziewczyna, pewnie nie), ale z drugiej strony po posłuchaniu "Rollercoastera" nabrałem też energii do zrobienia czegoś, co planowałem przez długi czas, ale mi się po prostu nie chciało albo wmawiałem samemu sobie, że nie da rady, że nie ma sensu, bo coś tam. Teraz po prostu to zrealizowałem. Taka może być siła muzyki i energia, jaką ona daje.

Jerzy Ślusarski
(jerzy.slusarski@dlastudenta.pl)

Słowa kluczowe: mrozu rollercoaster recenzja nowa płyta mroza opinie jak nie my to kto 1000 m nad ziemią huragan
Artyści
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
LemON "Piątka" - recenzja płyty

Przeczytaj recenzje najnowszego albumu LemON.

Mery Spolsky zapowiada wydanie albumu "EROTIK ERA"! [WIDEO]
Mery Spolsky "EROTIK ERA" - recenzja płyty

Jak prezentuje się najnowszy krążek artystki?

"Pokaz slajdÃłw" Kwiatu Jabłoni dostępny w preorderze [WIDEO]
Kwiat Jabłoni "Pokaz slajdów" - recenzja płyty

Znany zespół pop - folkowy powraca

Polecamy
Nezznalek "XD" - recenzja płyty
Nezznalek "XD" - recenzja płyty

14 października ukazał się pierwszy album studyjny młodej wokalistki. Jak prezentuje się krążek?

Avatar "Dance Devil Dance" - recenzja płyty
Avatar "Dance Devil Dance" - recenzja płyty

Jak grupa wypadła na najnowszym krążku?

Zobacz również
Ostatnio dodane
LemON "Piątka" - recenzja płyty

Przeczytaj recenzje najnowszego albumu LemON.

Mery Spolsky zapowiada wydanie albumu "EROTIK ERA"! [WIDEO]
Mery Spolsky "EROTIK ERA" - recenzja płyty

Jak prezentuje się najnowszy krążek artystki?