Marcin Kindla: Konsekwencja w działaniu
2011-11-21 21:45:22„Przyzwyczaiłem
się już do takich sytuacji. Kiedy m.in. grałem na swoim koncercie utwór „Tak
jak anioł”, który skomponowałem dla Stachurskiego, ludzie mówili - on gra covery Stachurskiego…” Marcin Kindla
– facet ze Śląska, który ma na koncie wiele przebojów, śpiewanych jednak przez
innych. Niegdyś występował w zespole Kindla, a od kilku miesięcy rozpoczął
karierę solową. We wrześniu tego roku ukazała się jego debiutancka płyta „Teraz
i tu”. Z kompozytorem, wokalistą i autorem tekstów – Marcinem Kindlą rozmawia
Radosław Ząb
Radosław Ząb/dlaStudenta.pl - Powiedz co bardziej czujesz - śpiewanie czy może komponowanie, pisanie tekstów,
bo jak na razie to ostatnie, wychodzi Tobie znakomicie!
Marcin Kindla - Jestem wokalistą nie z przypadku, ale z musu, dlatego pisząc piosenki, przez
teksty, komponując muzykę w pierwotnych wersjach sam też grywałem, żeby to
jakoś powstało i dzięki temu zacząłem śpiewać. W zespole Kindla, na pierwszej
płycie większość rzeczy śpiewał mój brat. Ja w naturalny sposób zacząłem
śpiewać, próbować, aż doszedłem do wniosku, że mogę robić to publicznie.
Czy Twój solowy album wymusił rozpad
zespołu Kindla czy to jakby była osobna decyzja?
Nie. W momencie kiedy wydawaliśmy z bratem płytę „Nowy dzień”
powiedzieliśmy sobie, że jeżeli nic specjalnego się nie wydarzy po promocji
płyty to damy sobie spokój z zespołem na jakiś czas.
I nic się nie wydarzyło?
Zrobiliśmy z płytą to co mogliśmy zrobić, czyli zagraliśmy kilka koncertów.
Dodam także, że tytułowa piosenka zaistniała nie tylko w rozgłośniach
radiowych, ale nawet w serialu „M jak miłość”. Mimo tego sami stwierdziliśmy,
że nie przeskoczyliśmy poprzeczki, którą sobie postawiliśmy. To były główne
powody zawieszenia działalności zespołu Kindla. Z końcem 2010 roku zespół
przestał istnieć, a na początku 2011 roku zawiązał się mój solowy projekt.
Rozumiem, że braci Gallagherów nie
naśladowaliście?
Nie pokłóciliśmy się z bratem! Dalej jesteśmy rodzeństwem. Robert jest teraz
zagranicą. Dosyć często rozmawiamy przez telefon. Od czasu do czasu namawiam
go, żeby do muzyki wrócił. Naszej sytuacji absolutnie nie ma co porównywać do
braci Gallagherów… Nikt nikomu gitarą nie przyłożył. Zawieszenie zespołu Kindla
odbyło się w zgodzie.
Jaki masz plan na przetrwanie w muzyce
podczas, gdy rynek jest coraz trudniejszy do tego żeby zaistnieć. Nawet jeżeli
jest się dobrym.
Koncerty, koncerty i jeszcze raz koncerty. Najważniejsza w działaniu jest
konsekwencja. Jeżeli pojawia się możliwość pokazania Twojej twórczości,
oczywiście w granicach przyzwoitości, to trzeba to wykorzystywać. Ostatnio
dzieje się tak, że na to co robię, media patrzą przychylniej niż kiedyś na działalność
zespołu Kindla. Pewnie jest to wypadkowa wielu sytuacji i projektów w których
biorę udział. Obecnie moje imię i nazwisko mówi ludziom trochę więcej.
To musi być dość dziwna sytuacja, kiedy
komponujesz piosenki, które są okrzyknięte mianem przeboju, a śpiewa je kto
inny. Ciebie, niewiele osób zauważa w tej całej machinie.
Przyzwyczaiłem się już do takich sytuacji. Kiedy grałem na swoim koncercie
utwór „Tak jak anioł”, który skomponowałem dla Stachurskiego, ludzie
mówili - on gra covery Stachurskiego.
Jak on tak może! Nie wiedzą, że to ja napisałem. Podobnie jest m.in., z utworem
„Rodzinka.pl”, którą ostatnio napisałem, a którą wykonuje Piotrek Kupicha. Dla
ludzi tworzących ten serial to, że Piotrek jest autorem tego kawałka było tak
oczywiste, że nawet nie umieścili w końcowych napisach mojego imienia i
nazwiska jako autora. Dopiero po jakimś czasie zmieniono. Nie mam z tym
problemu. Jestem dumny z tego co zrobiłem, że poszło dalej w świat.
Pierwszy raz od jakiegoś czasu serial
dorównuje piosence…
Bardzo dziękuję. Poszliśmy na żywioł z tą piosenką. Zrobiliśmy normalny
kawałek, bez zbędnej filozofii. Bardzo fajnie to wyszło.
7 listopada ukazał się projekt
„Odnalezione piosenki” poświęcony twórczości Bogdana Łyszkiewicza, mało tego,
bo z jego tekstami! Ty wspólnie z Piotrem Kupichą wzięliście w nim udział! Jak
się tam znaleźliście?
Tak! Marcin Sitko, który stworzył ten cały projekt, poprosił mnie, bo
wiedział że kiedyś zagrałem koncert z Bogdanem Łyszkiewiczem. To w ogóle była
kosmiczna sytuacja, bo chyba w 1997 roku przyjechałem z zespołem bluesowym na
koncert z okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, gdzieś pod Ostrołęką!
Zimno, ciemno i pamiętam, że gdy podjechaliśmy na miejsce wyłonił się szyld
Disco Polo Cocktail… Wchodzimy na salę, a tam Bogdan Łyszkiewicz z gitarą.
Zapytał nas czy z nim zagramy. Jego
utwory nie były trudne do zagrania – c –dur, d-dur, f-dur i a-mol. Oczywiście
nie ujmując Bogdanowi, bo było w tym dużo emocji i finezji. Zagraliśmy z nim
ten koncert i w zasadzie był to mój jedyny kontakt z Bogdanem Łyszkiewiczem.
Opowiedziałem to w książce. W roku 2000 grajac ze Stachurskim na festiwalu w
Opolu dowiedziałem się o jego tragicznej śmierci. Marcin Sitko poprosił mnie
żebym do tekstu znalezionego w domu Bogdana napisał muzykę. Tak powstał numer –
„Nie trać wiary”.
Numer śpiewa m.in. Piotrek Kupicha ?
Tak. Spotkaliśmy się z Piotrkiem w studio i gdy usłyszał ten kawałek powiedział
– ale numer! Stwierdziłem, żeby zaśpiewał. To bardzo gitarowy utwór, bliżej
chyba twórczości Feela niż mojej.
Nie myślałeś o tym, żeby wykorzystać na
swojej płycie artystów dla których komponowałeś przeboje? Przynajmniej w jakimś stopniu.
Nie chciałem być posądzony o to, że dzięki znajomości z artystami topowymi
Marcin Kindla wziął sobie znane nazwiska żeby album lepiej się sprzedawał.
Planuje, żeby na reedycji pojawili się goście! Przynajmniej w 3 kawałkach.
Album „Teraz i tu” miał być tylko i wyłącznie wykonywany przeze mnie. W moim
mniemaniu dobrze to świadczy o kimś, kto startuje na rynku muzycznym. Nie
wycieram się nazwiskami na lewo i prawo.
Dużo miałeś kompozycji przygotowanych na
płytowy debiut?
Na „Teraz i tu” miałem przygotowanych ponad 20 piosenek. W pierwszej wersji
chciałem nagrać więcej utworów, które stworzyłem dla innych wykonawców, ale
powstało kilka fajnych numerów, więc w zasadzie nagrałem jeden kawałek, który
jest na płycie Stachurskiego i „Nie jesteś wyspą”, który jest na krążku Ewy
Farnej. Na albumie znalazł się także jeden cover – Reni Jusis – „Kiedyś Cię
znajdę”. Nie chciałem tego robić, ale na koncertach to się sprawdza.
Nie myślałeś, żeby wydać płytę, na
której Twoje kompozycję śpiewają inni?
Jest to jakiś pomysł. Myśleliśmy o
tym w kontekście reedycji, natomiast to, że nagrywam piosenkę, którą napisałem
dla Ewy Farnej, to jej fani i tak nie zwracają uwagi, na to, kto jest
kompozytorem czy autorem tekstu. Dla nich liczy się, że śpiewa Ewa Farna.
Ostatnio przeczytałem na jakimś forum, że taki koleś Marcin Kindla nagrał
piosenkę Ewy Farnej właśnie… - „Złodziejstwo, ukradł jej to!” Dopiero później
ktoś napisał, że Kindla to skomponował. Zdałem sobie sprawę, że ich fani będą
mnie porównywać ze swoimi artystami. Jest to zawsze jakieś ryzyko.
Ale powiedz jak to się dzieje… Dzwoni do
Ciebie Ewa Farna i mówi "Marcin, napisz mi jakąś fajną piosenkę" czy odbywa się to
przez wszędzie obecne castingi?
Akurat w
przypadku Ewy Farnej zadzwoniła wytwórnia płytowa Universal Music. Powiedzieli,
że płyta, która ukazała się w Czechach, oczywiście w czeskim języku, ukaże się
także w Polsce i chcą jedną piosenkę kompozytora z Polski. Wiem, że w sumie
zgłosili się z gotowymi kawałkami m.in. Tomek Lubert i Adam Kąkol. Stało się
tak, że wybrali mój numer. Czułem się trochę wyróżniony. Ale to też nie jest
jak w McDrive, że podjeżdżasz i mówisz poproszę piosenkę, żeby zaczynała się na
„uuuu”, a w refrenie miała „lala lala”. Jak piszę, to nie zastanawiam się czy
będzie ją śpiewała Ewa Farna, czy ktoś inny. Staram się, żeby tekst i melodia
były bardzo prawdziwe i żeby było czuć emocje w piosence.
Liczyłeś na ilu płytach jesteś w
charakterze kompozytora, czy też autora tekstu?
Gdybym liczył ze składankami to uzbierałoby się grubo ponad 150. Jeśli chodzi o
albumy wykonawców to ok. 50.
Fot: Marek Wilczyński/dlaStudenta.pl