Lunatic soul - eklektycznie
2008-11-12 11:19:54Mariusz Duda, znany dotychczas jako basista i wokalista grupy Riverside, postanowił stworzyć swój własny projekt. Do współpracy zaprosił kolegów z grup Indukti i Quidam. Tak powstał zespół Lunatic Soul, który niedawno wydała swój debiutancki album.
Jak brzmi Lunatic Soul? Na pewno inaczej niż Riverside. Właściwie jedynym elementem wspólnym jest tu wokal Mariusza Dudy. W żadnym z utworów nie pojawia się gitara elektryczna. Zamiast tego mamy liczne partie gitar akustycznych czy basowych. Szczególnie bas brzmi interesująco, ponieważ czasami przejmuje funkcję gitary rytmicznej(Out on a Limb). Mimo braku gitary elektrycznej, płyta jest bardzo bogata brzmieniowo. Najbardziej rozbudowana jest sekcja rytmiczna, gdzie oprócz basu i perkusji pojawia sie masa perkusjonaliów, różnego rodzaju przeszkadzajek oraz instrumenty brzmiące bardzo orientalnie. Dużą rolę odgrywają również klawisze. Zarówno w formie klasycznego fortepianu(Summerland, Near Life Experience), organów Hammonda(Lunatic Soul) czy w bardziej elektronicznej odsłonie(Waiting for the Dawn).
Muzykom udało się nagrać płytę bardzo eklektyczną, której nie sposób jednoznacznie zaszufladkować. Pojawiają się fragmenty inspirowane muzyką filmową, np. Summerland po wycięciu wokalu mogłoby znaleźć się na ścieżce dźwiękowej filmu American Beauty. Słychać również jazz a konkretnie bardzo jazzowy, improwizujący fortepian(Near Life Experience). Czasami brzmienie zbliża się do ambientu(Where the Darkness is Deepest), a gdzie indziej w ramach jednego utworu potrafi przejść od zapętlonego beatu wygrywanego na bongosach do podniosłego marszu rodem z Gwiezdnych Wojen(The Final Truth). Z kolei króciutki Adrfit mógłby spokojnie dać sobie radę w radiu w charakterze singla.
Mimo bogactwa gatunków płyta brzmi bardzo spójnie. Wszystkie utwory w całość spinają elementy orientalne, które w mniejszym lub większym stopniu pojawiają praktycznie we wszystkich kompozycjach oraz wokal, pojawiający się w klasycznej bądź wokalizowej (Near Life Experience) formie. Płyta jest bardzo starannie wyprodukowana co w dużej mierze wpływa na jej odbiór. Minusem jest tylko utwór tytułowy. Prawie siedmiominutowa kompozycja jest wprawdzie bardzo udana jednak za bardzo przypomina utwór Again brytyjskiej grupy Archive. Oprócz tego trudno znaleźć jakieś minusy debiutanckiego albumu Lunatic Soul. Wręcz przeciwnie, plyta jest tak bogata, że kiedy już znajdzie się w odtwarzaczu, bardzo trudno się od niej oderwać.
Jak brzmi Lunatic Soul? Na pewno inaczej niż Riverside. Właściwie jedynym elementem wspólnym jest tu wokal Mariusza Dudy. W żadnym z utworów nie pojawia się gitara elektryczna. Zamiast tego mamy liczne partie gitar akustycznych czy basowych. Szczególnie bas brzmi interesująco, ponieważ czasami przejmuje funkcję gitary rytmicznej(Out on a Limb). Mimo braku gitary elektrycznej, płyta jest bardzo bogata brzmieniowo. Najbardziej rozbudowana jest sekcja rytmiczna, gdzie oprócz basu i perkusji pojawia sie masa perkusjonaliów, różnego rodzaju przeszkadzajek oraz instrumenty brzmiące bardzo orientalnie. Dużą rolę odgrywają również klawisze. Zarówno w formie klasycznego fortepianu(Summerland, Near Life Experience), organów Hammonda(Lunatic Soul) czy w bardziej elektronicznej odsłonie(Waiting for the Dawn).
Muzykom udało się nagrać płytę bardzo eklektyczną, której nie sposób jednoznacznie zaszufladkować. Pojawiają się fragmenty inspirowane muzyką filmową, np. Summerland po wycięciu wokalu mogłoby znaleźć się na ścieżce dźwiękowej filmu American Beauty. Słychać również jazz a konkretnie bardzo jazzowy, improwizujący fortepian(Near Life Experience). Czasami brzmienie zbliża się do ambientu(Where the Darkness is Deepest), a gdzie indziej w ramach jednego utworu potrafi przejść od zapętlonego beatu wygrywanego na bongosach do podniosłego marszu rodem z Gwiezdnych Wojen(The Final Truth). Z kolei króciutki Adrfit mógłby spokojnie dać sobie radę w radiu w charakterze singla.
Mimo bogactwa gatunków płyta brzmi bardzo spójnie. Wszystkie utwory w całość spinają elementy orientalne, które w mniejszym lub większym stopniu pojawiają praktycznie we wszystkich kompozycjach oraz wokal, pojawiający się w klasycznej bądź wokalizowej (Near Life Experience) formie. Płyta jest bardzo starannie wyprodukowana co w dużej mierze wpływa na jej odbiór. Minusem jest tylko utwór tytułowy. Prawie siedmiominutowa kompozycja jest wprawdzie bardzo udana jednak za bardzo przypomina utwór Again brytyjskiej grupy Archive. Oprócz tego trudno znaleźć jakieś minusy debiutanckiego albumu Lunatic Soul. Wręcz przeciwnie, plyta jest tak bogata, że kiedy już znajdzie się w odtwarzaczu, bardzo trudno się od niej oderwać.
Krzysztof Sokalla
Słowa kluczowe: recenzja, nowości płytowe