"Kawał rock and rollowego ciasta"
2008-11-20 10:12:52Ogromnie ciekawy, jak „kawał rock and rollowego ciasta" (tak zwykł mawiać na koncertach Piotr Rogucki) upiekła nam tym razem Coma. Rozbrzmiewa dosyć długie, wprowadzające w nastrój intro ,a po chwili do mych uszu docierają pierwsze dźwięki nowej twórczości artystów.
Wraz z rozkręcaniem się nagrania utwierdzam się, że to 100% głos „Roguca", tylko jakby w innej oprawie... Kapela wyraźnie poszła na poszukiwanie nowych form i podjęła próbę miksu, który zapewne w założeniu miał przynieść zupełnie coś nowego. Po pierwszym szoku przyznaję, że całkiem dobrze im to wychodzi i chociaż ciężko znoszę perspektywę prawdopodobieństwa, że zespół chciał wypełnić lukę po chwilowym braku zespołu Myslovitz (wniosek ten nasuwa się po wysłuchaniu utworu 4tego), to jednak wciąż nie mogę powiedzieć, że jestem zdegustowany tym co słyszę. Do czasu... Sytuacja zmienia się całkowicie wraz z nieuchronnym nadejściem utworów 5 i 6! Zdaję sobie sprawę z tego, że Coma grała przed zespołem Linkin Park na ich koncercie w Polsce, ale żeby zapożyczać od nich utwory?! Niestety to co słyszę niebezpiecznie ociera się o nu-metal! Domyślam się, że chcieli stworzyć utwór do „rozruszania" ludzi na koncercie, tylko troszkę przesadzili...
Na całe szczęście reszta „eksperymentów" jest dosyć udana a nawet potrafią wywoływać uśmiech na twarzy, chociażby utwór Emigracja, w którym członkowie zespołu przejmując styl zespołu Leszcze, opowiadają zabawną historię. Muszę oddać im tyle, że jest parę utworów, w których bez problemu odnajdujemy brzmienie charakterystyczne dla zespołu, lecz niestety stanowią one drugie tło dla kawałków o charakterystyce nowoczesnej.
Już z mniejszym podekscytowaniem wkładam do odtwarzacza drugą płytę albumu, obawiając się, że mogę usłyszeć coś, co zupełnie zmieni moje zdanie na temat zespołu. Wraz z pierwszymi taktami utworu Ekhart moje obawy zostają zupełnie rozwiane. To jest to! To ta „stara dobra" Coma, której chcemy słuchać. Znów słyszę utwory, które mają w d..ie to czy będą grane publicznie, czy tez trafią do wąskiego grona odbiorców. Druga płyta zawiera w przewadze spokojniejsze nagrania, ale bardzo nastrojowe i w dobrym guście. Odnaleźć na niej można nawet utwór Cisza i ogień znany „starym" fanom zespołu ,a nigdy nie wydany. Znów budzą się te nieopisane emocje towarzyszące wsłuchiwaniu się w ich utwory ,a po zakończeniu każdego z nich pozostaję w stanie głębokiej zadumy, myśląc sobie „cholera - jednak im się udało".
Hipertrofia nagrana jest w ciekawej, raczej niestosowanej przez rodzimych artystów konwencji. Po każdym utworze następuje przerywnik (często wcale nie krótki), dzięki temu cała płyta jest pewną opowieścią. O czym? Tutaj można wybrać dwie drogi. Pierwszą podpowiada nam sam Piotr Rogucki, który mówi: „Patronami tej płyty są Hegel i Nietzsche" oraz radzi zajrzeć do „Dzienników Michała Dworzanina" dostępnych na oficjalnej stronie zespołu. Drugą drogą jest samodzielna interpretacja ,co tez z pewnością ucieszy artystów, którym zależy na otwieraniu umysłów słuchaczy.
Jaka jest Hipertrofia? Trudne pytanie, bo tej płyty nie można jednoznacznie zaklasyfikować ze względu na jej szerokie horyzonty muzyczne. Część fanów może odwrócić się od zespołu stwierdzając, że odeszli zbyt daleko od swoich korzeni, inni uznają to za rozwój i ukazanie zupełnie nowej „brzmieniowej perspektywy". Podejrzewam, że nawet Ci drudzy, tak jak ja, będą potrzebowali czasu aby docenić to co nowe u Comy, ale myślę, ze warto bo Hipertrofia jest udanym albumem.