Jaki kraj, takie The Clash
2012-10-04 14:58:18"Achtung 2012" to dziesiąta płyta płockiego Farben Lehre. Jeśli chodzi o polski punk rock mało jest kapel z takim stażem i doświadczeniem. Jednak po przesłuchaniu ich najnowszego krążka trudno nie dojść do wniosku, że punk dla zespołu dowodzonego przez braci Wojda stał się bardziej kwestią formy niż, tak ważnej w tym gatunku, treści.
Jak przystało na charakterystyczne dla Farben Lehre punky-reggae słychać silne inspiracje klasyką (jak chociażby cytaty z Sex Pistols w "Watasze") jednak wszystko brzmi, niestety, schematycznie i monotonnie. Nie pomaga natłok gości (jednym tchem obok siebie między innymi Kamil Bednarek, Gutek, Jelonek, Anja Orthodox, Piotr Sołoducha, żeby nie wymieniać wszystkich) - nie jest aż tak eklektycznie, jak można się było spodziewać. Panowie z FL zapewne chcieli stworzyć polską wersję "Sandinisty!" biorąc sprawdzony 30 lat temu schemat: totalnie niepunkowe instrumety - jak chociażby skrzypce, fujarki czy akordeon - i zaproszeni wokaliści, najczęściej nie mający wcześniej z punk rockiem nic wspólnego. Aż na usta ciśnie się "jaki kraj, takie The Clash".
Jeśli chodzi o warstwę liryczną krążka - najczęściej jest dramatycznie. Trudno nam uwierzyć że słowa na "Achtung 2012" to coś innego niż tylko słabe odrzuty z wcześniejszych albumów. Wojciech Wojda banał przykrywa banałem. Już w pierwszym, tytułowym numerze mamy zapowiedź tego, co będzie działo się dalej - "Achtung ajajajaj dwa zero jeden dwa, Achtung ajajajaj gdzie ty tam ja" - tak tragicznego refrenu nie słyszeliśmy już dawno. Wers "Ja nie jestem twoim wrogiem, nie nie nie, zapamiętaj sobie" z "Zapamiętaj" przywodzi na myśl doskonale znaną wszystkim piosenkę (na bank Wam też z nią się skojarzy). "Razem możemy przecież pięknie się różnić, budować lepszy świat, a nie ten obłudny" brzmi natomiast jak słaba reklama Gazety Wyborczej. Długo by wymieniać, tylko chyba nie ma to żadnego sensu. Niestety, mamy wrażenie że Farben Lehre ma już niewiele do przekazania - a nawet jeśli, to skutecznie gubi to w gąszczu komunałów i schematycznych refrenów, na który zespół istniejący od ponad ćwierć wieku nie może sobie pozwalać.
Nie widzimy zbytniego sensu w bonusach (czyli po prostu trzech przearanżowanych numerach) zamieszczonych na płycie - ani specjalnie nie różnią się od wersji kanonicznych, ani też nie było potrzeby dopychania składającego się z dwunastu utworów albumu. Może to też pomysł zaczerpnięty z "Sandinisty!"?
Brakuje też tego, co wcześniej było największą siłą Farben Lehre. Całkiem obiektywnie trzeba przyznać, że takie utwory jak "Terrorystan", "Ferajna" czy "Helikoptery" były przebojowe, wpadały w ucho i katowano je na wszelkiej maści ogniskach. Na "Achtung 2012" brakuje kawałków z potencjałem radiowym - jedynie od biedy za taki można uznać numer tytułowy.
Ale żeby nie popaść w skrajny krytycyzm (nie wszyscy jesteśmy hejterami) trzeba przyznać, że niektórych piosenek słucha się - to chyba najbardziej trafne określenie - sympatycznie. Miło bujają "Anioły i demony" (tylko nam początek utworu przypomina "Spokój i ręce" Pidżamy Porno?) z gościnnym udziałem Gutka, damskie wokale w "Zapamiętaj" pozwalają chociaż na chwię odpocząć od jednostajności płyty. Muzycznie mogą zaintrygować "Aura" (choć od tekstu bolą zęby) czy zamykający właściwą część albumu "Omen" z gościnnym udziałem Anji Orthodox i Mariusza Kumali (mimo tego, że na Closterkeller reagujemy alergicznie) - ale to w sumie bardziej ciekawostka niż fakt ratujący najnowsze wydawnictwo FL.
To, co sprawdza się na letnich festiwalach niekoniecznie musi bronić się na kompakcie. Boleśnie można przekonać się o tym słuchając "Achtung 2012". Bo skoro Ramones (których zresztą bardzo lubimy) stali się legendą grając przez wszystkie płyty jedną piosenkę w różnych kombinacjach, nie miejmy zbytnich pretensji do Farben Lehre. Ale naciągana trója na szynach to maks na ile możemy ocenić tę płytę.
Michał Przechera (michal.przechera@dlastudenta.pl)