"Ja jestem rodem z nieba" - Czesław Mozil
2008-10-07 10:52:31Czesław Śpiewa. Kto to?
To jest taki chłopczyk, co ma 29 lat. Nazywa się Czesław Mozil. Urodził się w Zabrzu w ’79 roku. ’85 rok migracja, rodzice wyjechali, ale kontakt z Polską był logiczny, bo została rodzina i przyjaciele. Polska była drugim domem. Teraz jest pierwszym, a Dania się zrobiła drugim. Wiesz, Czesław Śpiewa, to jest też taki ściemniak. Wcale się nie nazywa Czesław, a nazwał się tak komercyjnym trikiem, żeby fajnie brzmiało (śmiech). A to Śpiewa to jest jeszcze większa ściema, bo on nie śpiewa, tylko więcej krzyczy.
Krzyczy? Śpiewa! Tylko co?
Śpiewa takie pioseneczki. Nazwijmy to pop. Alternatywny pop z takim podtekstem punkowym, trochę anarchistycznie. Na luzie. W teorii to śpiewam te piosenki, jakbym siedział sam w domu, na kacu i próbował sobie coś zaśpiewać, ale nie przejmował się w ogóle o ten „wielki wizerunek”. Tak się czuję bezpiecznie. To jest ciekawe, nie? W tym świecie to jest tak, że potrzebna jest czasami jakaś ściema, jakaś „kamuflaża” do tej estrady. A ja się cieszę, że mogę to właśnie tak robić i że na to jest publika.
Fenomen Czesława. Pojawia się płyta „Solo” i wybucha „Czesławomania”? Jak to się robi?
Tak, ale ja byłem tutaj siedem lat. Jeździliśmy, koncertowaliśmy, mieliśmy grono tak wiernych fanów, że jak graliśmy koncert w Krakowie, to ludzie przyjeżdżali z Łodzi. Trzeba jeździć i grać. Media i koncerny zauważyły, że scena alternatywna jest bogata. I to się teraz będzie zmieniało dla niej w dobrym kierunku.
Słuchając Ciebie, mam wrażenie, że masz bardzo dużą pokorę do tego co robisz, do publiczności, która tutaj zaraz przyjdzie i do miejsca, w którym właśnie jesteś. Czym dla Czesława jest pokora?
Jakbym nie mógł się tak strasznie cieszyć, że dzisiaj przyjdzie tyle osób posłuchać tego i oswoić się choć trochę z moim światem. To jest wymiana i to jest bardzo proste – ja mogę sobie grać sam, ale wolę grać dla ludzi, a oni przychodzą mnie posłuchać. To może zabrzmi romantycznie, ale w teorii to mam ochotę spotkać każdą osobę na tym koncercie i wymienić parę słów. Nie jest to łatwe, bo będzie ich tyle, to jest wbrew prawom fizyki (śmiech). Ten dzień, kiedy będzie się pisać piosenki albo wchodzić na scenę z takim uczuciem, że ludzie logicznie będą – wtedy ma się przegrane. Mam prawo do adoracji? Trzeba brać to bardzo, bardzo poważnie. Obojętnie, czy jest to pisanie muzyki, czy cokolwiek innego.
Ta płyta, dla mnie zaistniała też w dużej mierze przez teksty. To, co się na niej tekstowo wydarzyło, jest bardzo ciekawe. Opowiedz o tym.
Pomysł jest Michała Zabłockiego. On już sześć lat chyba pisze na takim czasie, co drugi czwartek. Pisze taką multipoezję, gdzie on jest projektantem tego wszystkiego, za to ludzie robią taką burzę mózgów – dopisują, dyskutują. Michał to składa i wychodzą niesamowite rzeczy. Dla mnie to jest fenomen. Jednym się te teksty podobają. Dla innych, kiedy dowiadują się, że to jest sztucznie pisane na Internecie, a nie przez jakiegoś poetę, który siedział i płakał i był przepity, tracą one wartość. (śmiech)
Piosenki „małotęgie” o niczym? Ale jak może być piosenka o niczym? Jak to piosenka o żabie, która tonie w betonie jest o niczym. Przecież to jest o wielkiej miłości. Albo o babeczce, co ucieka z wesołego miasteczka, kiedy ja taką babeczkę znam. Wiesz, ja ją bardzo, bardzo znam! Ja sam się taką babeczkę czuję, już nie mówiąc o moich rodzicach! Tak jest w całej popkulturze. Tak jakby się mówiło, że teksty Feel’a są beznadziejne. Skoro ktoś w nich znajduje wielką, wartość, to one właśnie wtedy mają wielki sens. Nie lubię przeintelektualizowania sztuki. Jeśli coś się podoba, to trzeba bić głośno brawo. Każdy ma swój gust. Ale taki fenomen „trolling”, wchodzi się na Internet i wszystko jeb, jeb, jeb. Wszystko co czytasz, obojętnie, czy to będzie jazda Kubicy, czy afera polityczna. Wyładowujesz całą twoją złość. Marysia Peszek. Niesamowita postać muzyczna, a kocham czytać komentarze w Internecie, kiedy ludzie mówią, że ona jest niemuzykalna i niezdolna. Może ze mną też tak trochę jest. Mnie też w końcu krytykują…
Trudno się śpiewa po polsku?
Wcale nie. Rozmowa z tobą też mi idzie bardzo łagodnie. Ja kocham polski język. W śpiewaniu po polsku też się zakochałem. Robię to trzy, może cztery lata. Piszę też pioseneczki po polsku. To jest niesamowicie piękny język. Jak miałem bar w Kopenhadze, to puszczałem tam płytę Marysi Peszek „Miastomania”. Co chwilę przychodził ktoś i pytał: Co to za piękny język?. A specjalnie pięknie brzmi w wykonaniu Marii. Cały czas szlifuję język, ale akcentu chyba się nigdy nie pozbędę (śmiech)
Ale przecież Twój akcent, to jest super sprawa.
No na pewno. Powiedział mi kolega Budyń z zespołu Pogodno, że aktorzy, z którymi rozmawiał, byli pewni, że to jest jakaś „manewra”, że ja sobie ten akcent specjalnie wymyśliłem. A ja sobie tak naiwnie myślę, że jak się nie wie, że ja mam ten akcent, to się go w tych moich piosenkach nie słyszy. Zresztą myślę, że mój akcent polski, jest taki sam jak Twój. (śmiech)
„Polska to cudowny kraj, język polski jest piękny, ja chcę tutaj być” – Czesław patriota?
Czesław jest wielkim patriotą. W przeciwnym razie, to już dawno bym tego kontaktu z Polską nie miał. A dla mnie, już jako nastolatka, było tak ważne, żeby ta Polska istniała. Polskie jedzenie, polska kultura. Koledzy Duńczycy zawsze mi mówili: „Obojętnie co, Czesław, to i tak skończysz z Polką”. Zawsze miałem jakiś dziki, nieświadomy flirt z osobami, które mówiły do mnie po polsku. A teraz coraz bardziej pozytywnie widzę przyszłość polskiej sceny muzycznej, politycznej. Coraz więcej widzę polityków w telewizji, którym bym nawet ufał, nawet myślę „Kurcze, z nim bym wypił piwo”
To o jeszcze jednej miłości Czesława. Akordeon.
Akordeon to jest taka „high love relationship”. Do każdego instrumentu trzeba mieć wielki dystans. Ja kocham ten instrument, ale wiem też, że może okropnie brzmieć. To jest instrument, który potrafi wiele, ale nie znaczy to, że powinno się na nim wszystko grać. Jeżeli chodzi o pioseneczki, to jest świetny. On tak akompaniuje! Ja studiowałem muzykę współczesną, mam dyplom, więc w teorii jestem zdolnym akordeonistą. (śmiech)
Plany na przyszłość.
Bardzo intensywnie. Ja się tak cieszę z tej trasy jesiennej, bo o tym marzyłem – żeby grać! Super, że Polska, to jest taki duży kraj. (śmiech) Może w lutym trochę odpocznę, ale nie jestem dobry do odpoczynku. Chcę pracować. Ja wiem, że mam teraz moje piętnaście minut sławy i chcę to wykorzystać. Wiesz co? Chce, żeby za dwa lata było tak, że ktoś mówi: „To co, idziemy na Czesława? Idziemy, bo Czesław jest dobry BigMac”
„z sentymentem wzruszona” rozmawiała Marzena Kozłowska