"Demonologia II" - Słoń kontynuuje masakrę
2013-11-19 16:49:00White Zombie, Hannibal Lecter, Yao Ming, Rage Against The Machine, Blade, Jimi Hendrix, Steven Seagal, Angus Young, Evil Dead, Obituary, H.P. Lovecraft, Frontside, Body Count, Van Damme, Cannibal Corpse - jaki może być wspólny mianownik tego wszystkiego? Odpowiedź jest zaskakująca prosta - Słoń. Na drugiej części "Demonologii" dostajemy prawdziwe streszczenie wszystkiego, czym jarały się chłopaki urodzone w latach osiemdziesiątych podane w charakterystycznej dla reprezentanta Wyższej Szkoły Robienia Hałasu atmosferze masakry.
Wydanie "Demonologii II" robi wrażenie. Trzypłytowy album (dwa krążki z muzyką i jeden z filmem dokumentującym powstanie płyty - obraz nieco przegadany i mało odkrywczy, ale dość dokładnie opisujący proces powstawania albumu) z komiksowym szczurem na okładce nie może nie przykuwać uwagi. Do ładnego (czy to najbardziej adekwatne określenie, można dyskutować) artworku Konrada B. przydałoby się jeszcze tylko dodać książeczkę (z tekstami czy z grafikami).
Od początku sporo patentów przypomina o pierwszej "Demonologii" - jest numer poprzedzający intro ("206"), jest trzecia część "WCM", są follow-upy (choćby w "Takich samych" do kawałka "Bajters").
Trzeba jednak pochwalić Słonia za tekstowy rozwój - liryki są bardziej złożone niż na pierwszej "Demonologii" a storytelling rozbudowany. Zdarzają się zarówno opowieści zabawne ("Pan Patryk jedzie na biwak"), przerażająco-odrażające ("Suro") jak i analizujące psychikę głównego bohatera ("Baran"). Widać, że Słoń połknął kilka nowych książek i filmów.
Jednym z głównych zarzutów wobec "Demonologii II" może być paradoksalnie jej... równy poziom. Album trwa nieco ponad sto minut, przez co nie mogło obyć się bez mielizn i słabszych momentów (czy nawet całych utworów), choć (nawet po kilku przesłuchaniach) ilość numerów sprawia, że trudno jest wyróżnić konkretne piosenki. Brak zaskoczenia (pomimo opowieści Słonia o nowych wkrętach, jak chociażby kultura Japonii) odczują wszyscy, którzy słuchali wydanego 3 lata temu krążka z Mikserem.
Na drugiej "Demonologii" dostajemy obrzydliwe opowieści o zagładzie (atak zombiaków i wszechobecny trąd w dwóch częściach "Zagłady"), klasyczny horrorcore ("Slasher") czy podaną z przymrużeniem oka analizę kreskówkowych bohaterów ("Bajkowe pato"). Jest wreszcie inspirowana mangą hitowa "Ania" z historią niczym z teledysku Skrillexa (przebój na miarę "Love Forever" z mistrzowsko wykorzystanym samplem z Disneya). Najbardziej bronią się kawałki z poważnymi rozkminami - niemalże punkowe wersy w "Efekcie Lucyfera" ("Nasi dziadkowie dorastali w cieniu swastyk, naszych rodziców indoktrynowali czerwoni kłamcy", "Ludzie podobnie do dzieci są na kłamstwo podatni więc zamknij ryj, żryj, pracuj i płać podatki", "Oblicza wojny, zysk ponad prawo dla wielu głos zdrowego rozsądku wzbudza żałość") czy prawie autobiograficzny i rozliczający się zarówno ze sceną, jak i krytykami "Prosty przekaz" ("Ojciec mnie nie bił i nie pił, wpoił szacunek do matki, wiem jak smakuje zwycięstwo, znam także posmak porażki", "Sram na tą całą otoczkę bycia życiowym poetą raperzy kłamią jak z nut, udając kogoś kimś nie są").
Można przyczepić się też do niewielkiego technicznego progresu autora płyty. Słoń to elokwentny koleś, sprawnie żonglujący kontekstami i tworzący sugestywne, przemyślanie historie, jednak raper powinien przede wszystkim rapować. Słoń tymczasem nawija praktycznie ciągle tak samo. Podobne jest frazowanie i akcentowanie, znajdujące się bliżej lat dziewięćdziesiątych niż trapowo-grime'owych nowinek, choć zdarzają się zwiastuny odmiennego flow ("Blizny") czy nawet próby podśpiewania refrenów ("Winda"). Ale Słoń przecież nigdy nie napinał się, żeby specjalnie szpanować skillsami (ironiczne "Jestem w chuj słaby i cienki, nie trafiam w bity jak no skill dlatego gramy koncerty we wszystkich regionach Polski").
Mikser, co zrozumiałe, znajduje się nieco na drugim planie, jednak jego bity prezentują naprawdę solidny poziom. Mroczny, ale zróżnicowany klimat ("Suro") jest dobrym podkładem do chorych opowieści Słonia. Plus za nienachalność i wyczucie (aż chciałoby się dorwać instrumental do "Króla Szczurów" czy "Super Partii". Goście nie robią rewelacji, ale dobrze wpisują się w klimat płyty. Pozytywne zwrotki Kacpra HTA, Eripe czy Piha równoważą wtopy w postaci niefortunnych szesastek Kaena (schemat, schemat) czy Antka Pcpark.
Słonia często krytykuje się, jakoby jego piosenki miałaby trafiać głównie do gimbusów. I tak często jest, chociaż - o czym sam autor wielokrotnie mówi - jego twórczość nie ma przekazu a muzyka jedynie jest formą rozrywki kierowaną do ludzi, którzy etap nauki w gimnazjum mają już za sobą (lub nawet nigdy do niego nie chodzili). Miła rzecz dla fanów horrorów.
Michał Przechera (michal.przechera@dlastudenta.pl)