Artur Rojek solowo intryguje
2014-04-08 11:56:45Kiedy 20 kwietnia 2012 roku Artur Rojek ogłosił odejście z grupy Myslovitz, można było potraktować to jako spóźniony o trzy tygodnie Prima Aprilis. Trudno było przecież wyobrazić sobie jakikolwiek koncert autorów "Z twarzą Marilyn Monroe" bez charakterystycznego, wysokiego głosu ich niewysokiego wokalisty.
Mineły jednak 2 lata i każdy niedowiarek musi przyznać się do błędu. Myslovitz, z nowym wokalistą Michałem Kowalonkiem na pokładzie, swój album "1.557" wydali w połowie ubiegłego roku, tymczasem Artur Rojek (w ostatnich latach skupiony głównie na organizacji OFF Festivalu - przypominamy wywiad, który przeprowadziliśmy jakiś czas temu z artystą) ponownie "zadebiutował" solowym krążkiem "Składam się z ciągłych powtórzeń".
Najnowszej produkcji Artura Rojka słucha się bardzo dobrze. To dość krótki (zaledwie 10 piosenek) i przemyślany album. "Składam się z ciągłych powtórzeń" otwiera minimalistyczne i autobiograficzne "Lato '76" ("Całą swoją złość kieruję dziś do Ciebie, nie chcę nic kiedy chcesz zadowolić mnie milczeniem" - refren rzekomo skierowany w stronę ojca wokalisty). Później jest dość różnorodnie - mamy szturmem zdobywającą Trójkową listę singlową "Beksę" z dziecięcym chórkiem i przecinkowym wulgaryzmem w tekście ("Nie wytrzymuję tempa, wszystko, kurwa, skręca"), dziecięce głosy pojawiły się też w najbardziej chyba przebojowym na płycie "To co będzie" z ironicznym "Jestem głupi, miło mi". Zaintrygować mogą syntetycznie brzmiące "Krótkie momenty skupienia" i "Kokon", z pewnością zapamiętacie też delikatne "Kot i Pelikan" oraz leciutki refren "Lekkości" (tematyka jest jednak dość ciężka - "Przejdziesz sam na drugą stronę, nie policzysz lat, przejdziesz sam na druga stronę przez tłuczone szkła"). Album zamyka niepokojący, muzycznie brzmiący niczym odrzut z ostatniej sesji Joy Division "Pomysł 2". Teksty? To bardziej luźne, krótkie zbiory skojarzeń niż całe historie. Pośród całej masy niesłuchalnego, hipsterskiego indie (już na sam dźwięk tego słowa można mieć wysykpę) "Składam się z ciągłych powtórzeń" to propozycja, którą trzeba zauważyć.
Chociaż to solowy album, słowo poświęcić też trzeba muzykom akompaniującym Rojkowi. O brzmienie na płycie zadbał jej producent i współkompozytor, multiinstrumentalista Bartosz Dziedzic (wcześniej pracujący między innymi z Lechem Janerką przy "Plagiatach" czy Moniką Brodką przy "Grandzie"). Oprócz niego w składzie na próżno wypatrywać bardzo znanych postaci - bo za takie trudno uważać Leszka Mateckiego, Katarzynę Piszek (która również współpracowała z Brodką) czy Marcina Ułanowskiego (perkusista między innymi związany z artystami również wydawanymi przez Kayax - Marią Peszek czy Smolikiem). Rojek zresztą odszedł nieco od koncepcji tradycyjnego zespołu rockowego wywodzącego się z brzmienia gitarowego - w muzyce jest znacznie więcej klawiszowej przestrzeni ("Syreny").
Dla siebie znajdą coś miłośnicy My Bloody Valentine, Tindersticks czy Sonic Youth (tutaj na dobrą sprawę da się wymienić wiele wartościowych wpływów) - zresztą rojkowe muzyczne wkręty bardzo dobrze można zaobserwować na podstawie kapel, które co roku zaprasza na OFFa (czyli wszystko się zgadza). Rozczarowani mogą być za to wszyscy, którzy liczyli na powrót do korzeni - "Składam się z ciągłych powtórzeń" na półce należy postawić zdecydowanie bliżej "Uwaga! Jedzie tramwaj" Lenny Valentino czy mało komercyjnego "Happiness is easy" niż klasycznych, najbardziej znanych krążków Myslovitz.
W korespondencyjnym pojedynku z kolegami z byłego zespołu pierwszego gola trzeba zapisać po stronie Artura Rojka (po, mimo wszystko, dość wyrównanym pojdedynku), który nie musi się nikomu na siłę przypodobywać i od lat robi swoje. "Składam się z ciągłych powtórzeń" to dowód twórczej niezależności i dojrzałości.
Michał Przechera
(michal.przechera@dlastudenta.pl)