Życie i śmierć Jima Morrisona
2013-08-07 13:22:57Jak dziś wyglądałby (siedemdziesięcioletni!) Jim Morrison? Czy The Doors, podobnie jak chociażby Black Sabbath, nadal nagrywaliby premierowe albumy? W jaką stronę poszłaby ich twórczość?
Na te pytania nigdy nie poznamy odpowiedzi. Przedwczesna śmierć (w symbolicznym wieku 27 lat) Króla Jaszczura spotęgowała kult Jima Morrisona. Przedstawiamy krótki opis dwóch chyba najbardziej znanych w Polsce jego życiorysów.
"Nikt nie wyjdzie stąd żywy" ("No one here gets out alive"), Jerry Hopkins i Danny Sugerman, 1980
Pierwsza, najbardziej znana a dziś uważana za klasyczną, biografia Jima Morrisona. "Nikt nie wyjdzie stąd żywy", wydana w po raz pierwszy w 1980 roku (zaledwie 9 lat po śmierci artysty) została napisana przez Jerry'ego Hopkinsa i Danny'ego Sugermana, jednocześnie nie będąc nigdy autoryzowaną przez osoby z kręgu wokalisty. Na polskim rynku pojawiła się (w wydawnictwie Britannica) dopiero w dwanaście lat po światowej premierze, jednak uwzględniając ówczesne wydawnicze realia nie jest to zły wynik. O popularności "No one here gets out alive" na krajowym podwórku świadczy fakt, że w 2006 roku oficyna In Rock przygotowała jej reedycję.
Już samo słowo wstępu nakreślone przez Sugermana wyjaśnia podejście autorów do postaci wokalisty - "Książka ta nie rozwija ani nie rozwiewa mitu Morrisona, ma raczej przypominać, że o Jimie i The Doors istnieje nie tylko legenda; że legenda w istocie została stworzona. Miejscami treść książki staje w otwartej opozycji do mitu, to znów nie różni się od niego. Cóż, taki był ten człowiek. W moim osobistym przekonaniu Jim Morrison był bogiem. Dla niektórych spośród Was zabrzmi to jak ekstrawagancja, dla innych będzie to przynajmniej śmiałą deklaracją. Oczywiście, Morrison podkreślał, że wszyscy jesteśmy bogami i przeznaczeniem naszym jest stwarzać siebie samych. Ja chciałem tylko powiedzieć, że uważam go za boga współczesności. A przynajmniej za bożyszcze." To dość mocne (świadczące o pewnej gloryfikacji opisywanej postaci) słowa jak na wstęp do życiorysu.
Szczegółowość, z jaką udało się autorom oddać krótkie życie Jima Morrisona jest godna uznania. Ale to nic dziwnego, jeśli zwróci się uwagę na relacje autorów z zespołem - Jerry Hopkins pracując w magazynie Rolling Stone regularnie pisał o twórczości Jima, natomiast nieżyjący już Danny Sugerman to były menadżer The Doors (z czasów, gdy grupa dalej funkcjonowała po śmierci Morrisona), który rozpoczął współpracę z zespołem w wieku jedynie dwunastu lat.
Dla niektórych "fanowskie" podejście do biografistyki to oznaka niekompetencji - Beata Bartecka opisując książkę dla portalu Relaz.pl skrytykowała jej autorów: "Czy jednak należy mieć za złe, że Sugerman i Hopkins napisali tak fatalną biografię i że nie starali się pogłębić tematu i wyjść poza romantyczne wizje postaci Morrisona? Czy można ich winić, że zachowali się nieprofesjonalnie i pisali z wielką miłością i oddaniem? Stworzyli mit i chyba to wystarczy." Jednak ogromna popularność życiorysu Jima Morrisona (ponad 2 miliony sprzedanych egzemplarzy) wydaje się zadawać kłam jej twierdzeniom.
"Jim Morrison. Życie, śmierć, legenda" ("Jim Morrison: Life, death, legend"), Stephen Davis, 2004
Stephen Davis to amerykański dziennikarz muzyczny, który popularność zdobył napisanymi przez siebie biografiami muzycznymi (między innymi Guns N' Roses, Boba Marleya czy Led Zeppelin).
W "Życiu, śmierci, legendzie" Jima Morrisona autor w wielu miejscach nie stawia odpowiedzi na pytania nurtujące fanów The Doors - jak chociażby te dotyczące molestowania seksualnego wokalisty przez jego ojca - jedynie sygnalizując pewne zdarzenia czy sytuacje. To dość asekuracyjne podejście, źle wpływające na odbiór biografii.
Agnieszka Dąbrowska opisując na stronie Merlin.pl "Życie, śmierć, legendę" wytknęła podstawowe błędy autora - "Czytając książkę miałam wrażenie, że trzymam w rękach podręcznik od historii. 400 stron suchych faktów, ciągle przewijające się daty, miejsca i nazwiska, których nie sposób zapamiętać. Pozycja nie oddaje klimatu tamtych czasów. Jest opisem wszystkiego, co działo się z Doorsami i wokół The Doors. Brakuje tego, o czym mówi sam tytuł, legendy o Jimie Morrisonie..." Nie sposób się nie zgodzić z tą opinią. Stephen Davis rzetelnie przygotował się do opisania życia i twórczości wokalisty The Doors, jednak solidne dziennikarstwo to za mało, żeby "Jim Morrison. Życie, śmierć, legenda" odegrała znaczącą rolę w muzycznej biografistyce - czytając ją trudno pozbyć się wrażenia, że autor bardziej zajął się kompilacją dostępnych źródeł o Morrisonie niż tworzeniem autorskiego spojrzenia na jego życie i twórczość. Dzięki temu książka adresowana jest głównie dla rozpoczynających znajomość z The Doors.
Książka Davisa pozostaje w cieniu opisywanego wyżej "Nikt nie wyjdzie stąd żywy". I trudno się temu dziwić. Nakład pierwszego polskiego wydania jest już praktycznie wyczerpany (co ciekawe, pomimo atrakcyjnego wydania w twardej oprawie pozycja była dostępna za mniej niż połowę nominalnej ceny na kiermaszach książki) i mocno wątpliwe jest, żeby zdecydowano się na jego reedycję.