Wspominamy Kurta Cobaina
2013-02-20 10:44:17Gdyby Kurt Cobain żył, kończyłby dziś 46 lat. To dobra okazja, żeby przypomnieć jedną z jego filmowych biografii. W końcu Nirvana jest równie popularna, co 20 lat temu i nadal jest inspiracją dla zbuntowanych młodych fanów muzyki rockowej.
W 2006 roku na Toronto International Film Festival po raz pierwszy zaprezentowany została biografia Kurta Cobaina, przedwcześnie zmarłego lidera zespołu Nirvana. "About a son", bo taki jest jej tytuł (wywodzący się z jednej z piosenek napisanych przez muzyka) to historia muzyka opowiadana przez niego samego. Reżyserii podjął się AJ Schnack, twórca związany z kinem niezależnym, którego debiutem był filmowa opowieść o mało znanym w Polsce zespole They Might Be Giants.
Kurt Cobain uważany był za głos swojego pokolenia, stając się (nieco wbrew własnej woli) symbolem popkultury. "About a son" to efekt zarejestrowania w latach 1992 - 1993 ponad dwudziestu pięciu godzin rozmów z Cobainem. W dokumencie Schnacka nie ma miejsca na manipulacje czy przejaskrawienia - wszystko oparte jest na wspomnieniach artysty.
Dyskusyjną kwestią jest rzeczywisty wpływ twórców na jakość filmu oraz jego finalny efekt - podczas, gdy w dużej mierze muzyczne biografie opierają się na interpretacji wydarzeń z życia artysty przez twórców (reżyserów czy pisarzy), w "About a son" obraz jest tylko (dosłownie i w przenośni) tłem dla dźwiękowych wspomnień muzyka. Zadaniem AJ Schnacka była bardziej selekcja materiału niż proces twórczy.
In minus należy też zapisać nieobecność muzyki Nirvany w filmie - rozczaruje się każdy, kto liczy na niepublikowane wcześniej fragmenty koncertów czy nagrania z prób. Nie widzimy również samego artysty - obrazy, na których oparty jest "About a son" są tylko luźno powiązane z tym, co mówi Kurt. Taki brak jednolitej fabuły przywodzi na myśli "Koyaanisqatsi" Godfreya Reggio. To dość nowatorskie rozwiązanie, jednak można mieć wątpliwości, czy muzyczna biografia broni się niejako w odcięciu od twórczości jej głównego bohatera.
"About a son" to dokument, któremu zarzuca się że jest przystępny głównie dla fanów - dla osób niebędących miłośnikiem Cobaina pozbawienie komentarza i oparcie filmu na monologach może okazać po prostu nudne. Z drugiej strony fani Nirvany, którzy przeczytali "Dzienniki" napisane przez wokalistę mogą czuć się nieusatysfakcjonowani - w filmie Schnacka nie dowiedzą się niczego ponad to, co przeczytali w pamiętniku Kurta. Mimo wszystko trzeba pochwalić twórce za nieszablonowe i odważne podejście do tematu.
MP