The Prodigy: zespół-fenomen
2014-03-18 14:30:26Dziś mija osiemnaście lat (niewiarygodne!) od premiery singla "Firestarter" grupy The Prodigy. Grupy, która była (i zresztą nadal jest) prawdziwym fenomenem - wystarczy przejść się tylko na ich koncert. Tak wiele różnych grup (fani muzyki tanecznej, długowłosi, everymani w jeansach i białych koszulkach, fani pasków na lampasach) są w stanie połączyć w jednym miejscu tylko autorzy "Breathe" i "Smack my bitch up".
Trudno oprzeć się wrażeniu, że dziś The Prodigy nie są już takimi nowatorami jak w latach dziewięćdziesiątych (przemycenie do mainstreamu ciężkich, rave'owo-jungle'owych basów nie należało zapewne do najłatwiejszych zadań), jednak ich koncerty (których w Polsce grają mnóstwo - w naszym kraju pojawiają się praktycznie co roku) nadal przyciągają wielotysięczną publiczność. Pamiętamy wrocławski występ na śp. festiwalu Creamfields (jeden z najlepszych koncertów na jakich mieliśmy kiedykolwiek być, genialna setlista!), z pamięci nieco wyparował już nieszczęsny gig na Woodstocku (tłumy, tłumy, tłumy, nagłośnienie, Owsiak); z pewnością chętnie jeszcze wybralibyśmy się na imprezę nakręcaną przez panów z Essex (grunt, żeby Liam Howlett skupiał się głównie na numerach z ubiegłego tysiąclecia).
Pewnym przybliżeniem grupy może być (dziś już traktowana nieco jak eksponat muzealny) książka Martina Roacha, która opowiada o początkach The Prodigy.
"Elektroniczny punk" ("Electronic punks"), Martin Roach, 1994
Książka Martina Roacha pokazuje, jak nie powinno się pisać autoryzowanej biografii. Opublikowana w 1994 roku (w Polsce jej premiera miała miejsce cztery lata później nakładem wydawnictwa Rock-Serwis) i przedstawiająca tylko początkowe lata twórczości zespołu The Prodigy (1988 - 1994) pozycja powieliła główny błąd, który jest typowy dla oficjalnych życiorysów. Przede wszystkim, napisana jest bardzo subiektywnie. Trudno oczekiwać, żeby zespół chciał przedstawić się w niekorzystnym świetle, ale wyraźna bezkrytyczność obecna w książce Martina Roacha może na dłuższą metę irytować.
Oprócz tego, dla czytelnika nieobeznanego w brytyjskiej scenie muzyki elektronicznej (a takich zapewne jest większość) nagromadzone w biografii nazwy zespołów po prostu nic nie mówią. Dziś łatwo jest dotrzeć do wszelkich, nawet trudno dostępnych, nagrań dzięki internetowi, jednak w momencie wydawania "Elektronicznego punka" anonimowość wymienianych kapel i pewna hermetyczność środowiskowa mogły stanowić pewną barierę dla odbiorców.
Pozytywem biografii The Prodigy jest fakt że autor, Martin Roach to naoczny świadek wielu z opisywanych zdarzeń i dobry znajomy muzyków, stąd sporo (mniej lub bardziej ważnych) szczegółów typu kiedy członkowie zespołu zaczęli grać koncerty na trzeźwo (i czym wcześniej się odurzali) lub w jaki sposób mózg kapeli, LiamHowlett, zdobył pieniądze na swój pierwszy sprzęt. Również szczegółowe wypowiedzi muzyków i osób związanych z zespołem, których na próżno szukać w starych wywiadach, wiele z historii jest opisanych w zabawny, kwiecisty sposób.
"Elektroniczny punk" rozmiarami przypomina bardziej rozbudowaną broszurkę niż pełnowartościowy życiorys - to jedynie sto stron historii zamkniętej po wydaniu drugiej długogrającej płyty (dziś zespół ma ich na koncie pięć). W momencie wydania książki w Polsce zespół był już po wydaniu największego swojego hitu, albumu "The fat of the land", stąd początkowa notka polskiego wydawcy, który myślał o rozszerzeniu zawartości życiorysu: "Choć mieliśmy początkowo taki zamiar, mimo naszych starań kierownictwo zespołu i sami muzycy nie zgodzili się na jakiekolwiek uzupełnienie treści biografii. Poniekąd jest to zrozumiałe, gdyż trudno byłoby w ewentualnym suplemencie oddać jej specyficzny i charakter" (str. 6).
W przypadku oficjalnych biografii często dużym plusem są archiwalne, niedostępne nigdzie indziej, zdjęcia. W książce o The Prodigy znajdziemy jednak ich bardzo niewiele, do tego czarno-białych i w niewielkim rozmiarze, co nie ratuje niejednoznacznie, ale jednak negatywnego odbioru tej pozycji.
Dziś "Elektroniczny punk" w Polsce jest już, oprócz nieregularnie pojawiających się tanich jak barszcz aukcji internetowych, praktycznie niedostępny. Za granicą natomiast, w 2010 roku, ukazała się reedycja książki (z podtytułem "Early years" - "Wczesne lat"), jednak w wersji "podstawowej", nierozszerzonej o czas po 1994 roku. Szkoda, bo po odpowiednich poprawkach biografia The Prodigy napisana przez Martina Roacha mogłaby być naprawdę wartościową pozycją.
Michał Przechera (michal.przechera@dlastudenta.pl)