Play raz jeszcze po 10 latach
2011-08-11 14:59:06Blisko dekadę temu o fonograficznym debiucie projektu Play – „Forever” pisano, że trudno byłoby się pogodzić z zakończeniem działalności grupy na jednym krążku, aczkolwiek zawsze można do niego wrócić. Po 10 latach S.P Records odświeża pamięć koneserom wytrawnych brzmień, wydając reedycję, jak na razie jedynej płyty projektu Sławka Pietrzaka.
Tajemniczość, solidność, pewna nutka melancholii i dość bogaty skład to zjawiska, które najlepiej charakteryzują ten krążek. Warto dodać, że instrumentalnie przy powstawaniu wydawnictwa „Forever” wzięło udział 20 osób. Osób - muzycznie nie przypadkowych, bo trzeba wspomnieć, że od Sławka Pietrzaka, który zaistniał na tej płycie jako multiinstrumentalista, można usłyszeć skrecze Dj Feel-xa (You Don't Have To Change), chórki w wykonaniu Nowiki, basówkę Deriglasoffa czy kapitalną trąbkę Tomasza Stańko („001”). Warto cały klimat tej płyty oddać w dużej mierze wokaliście - Markowi Śledziewskiemu. Oczywiście takie zespoły to eksperymenty! W dużej mierze nieudane, ale z Play jest inaczej. Słuchając tej płyty można odnieść wrażenie, że muzycy rozumieją się jak przysłowiowe łyse konie i od przynajmniej 20 lat ze sobą grywają.
Wadą tego albumu może być w przekonaniu wielu osób brak hitów, tymczasem trzeba wspomnieć, że każdy zespół ma przeboje na miarę swojej muzyki i jej klimatu. Na „Forever” singlowymi utworami wpadającymi w ucho, spokojnie mogą być i są „You Don't Have To Change” czy absolutny faworyt „Don't Tell Me Lies”. Świetnie wypada również „Nie jestem stąd”. Swoistego rodzaju klamrą spinającą tę kompilację jest pierwsza na setliście instrumentalna kompozycja „Wejście” i zamykający wydawnictwo utwór ”Maski”. Warto dodać, że kawałki zaczynają się identycznie. To świadczy, chociażby o tym, że album został dobrze zaplanowany i nie ma w nim przypadkowości, a przynajmniej tego nie widać.
Płyta mimo iż instrumentalnie bardzo różnorodna to bardzo klimatyczna. Na tym krążku w każdym utworze czuć tajemniczość, otchłań zapomnienia i jesienną melancholię. Może to dobrze, bo przecież jest jesień tego lata. Leniwe tempo 14 kawałków wprowadza pewien trans i chyba tylko okładka przedstawiająca kobietę siedząca na sedesie może po części psuć sielankowy charakter. Jeżeli to miejski szalet, to bez butów radziłbym nie wchodzić. Warto podkreślić, że kiedyś swoich sił na sedesach próbowały, także inne panie m.in. Ramona Rey i Millie Jackson. Ta pierwsza miała podobno być seksowna…Okładka płyty tej drugiej została uznana na jedną z najbardziej obrzydliwych. Prawdziwym paliwem na „Forever” są wspomniane już instrumenty, a było ich całkiem sporo; trąbka wiolonczele, klarnet czy syntezatory. W połączeniu z mocny, ciepłym wokalem tworzy się znakomity balladowy klimat. Słuchając tego krążka porównania nakładają się same. I to porównania nie byle jakie bo od Coldplay, przez Air, Myslovitz czy Lipnicką na ostatnim jej krążku, aż na upartego po Rolling Stones („Angel”).
Bajkowy charakter tego albumu zamazuje rzeczywistość i jest ponad czasowy! To absolutne zalety tego wydawnictwa. Trzeba również jednoznacznie podkreślić, że płyta dzięki swojemu niecodziennemu charakterowi skierowana jest do osób poszukujących ciekawych brzmień, dźwiękowych melanży skupiających różne instrumentarium. Nie jest to muzyka, która dodaje kopa, a bardziej skłania do refleksji. Miłośnicy muzycznych podróży, którzy dekadę wcześniej nie zdołali zauważyć tego wydawnictwa, teraz mają okazję. Niektórzy mówią, że rodzima muzyka jest słaba! Może tak jest, ale tej ciekawej również nie brakuje, trzeba tylko umieć ją znaleźć. Sławek Pietrzak stworzył ciekawy projekt na którym sam zaistniał i sam go wydał. Pogratulować z 10 letnim opóźnieniem. Miejmy nadzieję, że kolejna płyta tego projektu wyjdzie za mniej niż 10 lat.
Polecam
Radosław Ząb