Niezła nowa płyta Strachów na Lachy
2013-03-09 15:49:47Jeszcze kilka lat temu Strachy na Lachy były zespołem budzącym dość skrajne emocje - z jednej strony tłumy bawiące się przy "Dzień dobry kocham cię", z drugiej miłośnicy "Futuristy" kręcący nosem i zarzucający Grabażowi, że brzmi tak, jakby coraz mniej kochał Clash i lubił Ramones. Dziś sytuacja się nieco uspokoiła - nie ma już Pidżamy Porno (choć pewnie tylko do następnej reaktywacji za kilka lat), a i ostatnie płyty Strachów trzymały też - bez większej przesady - naprawdę solidny poziom. Stąd raczej niewiele hałasu towarzyszyło premierze najnowszego krążka muzykującej międzymiastówki.
Czego można jeszcze spodziewać się po zespole takim jak Strachy na Lachy? Pozycja Grabaża na polskiej scenie jest już na tyle ugruntowana, że właściwie mógłby wydawać same autokserokopie, a i tak pewnie nie miałby problemów z zapełnianiem sal i sprzedażą płyt. "!To!" to jednak w zdecydowanej większości sprawne oraz chwytliwe kompozycje (praktycznie wszystko na albumie jest dziełem wokalisty), których z pewnością nie trzeba się wstydzić.
Kwestię słów piosenek na "!To!" można podsumować starym dobrym "Kiedyś pisałem teksty ostre" - słychać, że Grabowski stara się dziś tworzyć liryki niczym za dawnych czasów - z całkiem zresztą niezłym efektem. Zdarzają się momenty bardzo dobre, typowo Grabażowe - czyli nieco grafomańskie - ("Siedzę w Zatoce Świń, podobnym przyglądam się gówniarzom, nie liczyłem się z tym, że do komina iskry nie wracają" - "Jaka piękna katastrofa"), zdarzają się też częstochowskie wersy i rymy okrutnie kłujące w uszy ("Specyficzny to kraj – o ja pierniczę - Gdzie najlepiej sprzedają się znicze, Otóż tutaj znicze idą jak woda, w zniczach przegląda się nasza uroda" - "Bloody Poland"). Nie ma koszmarków na miarę "Dzień dobry, kocham cię, już posmarowałem tobą chleb", ale brakuje też zapadających w pamięć po pierwszym przesłuchaniu strof.
Grabaż obserwuje i krytykuje, wydaje się być rozczarowany młodym "Pokoleniem Shit i Botox Party". W singlowym, na maksa chwytyliwym "I can't get no gratisfaction" (brawo za chóralny, niemalże stadionowy refren) wbija szpilę fanom darmowego ściągania i anonimowego komentowania w necie - "My jedziemy po was w necie, tak społecznie i za darmo, więc nawet jeśli grasz na flecie płać za swoją popularność". W "Gorszych" śpiewa "Hej dziewczęta i hej chłopcy, kliknąć myszką – ma się wszystko, w sumie jesteście mi obcy, środkowy palec w oczy chłystkom" i podsumowuje "Jesteście gorsi niż wasi starzy". To dość nietypowa sytuacja - w końcu prawie pięćdziesięcioletni artysta krytykuje młodych, przeżartych konsumpcją i zaślepionych przez światło monitora.
Zdecydowanie częściej jest klimatycznie niż przesterowo. Trzeba przyznać, że brzmienie Strachów jest charakterystyczne - to cały czas w dużej mierze ogniskowy punk rock, jednak ze specyficznym, trudnym do pomylenia z czymś innymi sznytem. Wokalna maniera Grabaża, której można się czepiać i czepiać (z płyty na płytę coraz bardziej), po kilku przesłuchaniach tak naprawdę przestaje wkurzać. Takie "Bloody Poland" śmiało mogłoby się znaleźć nawet na pidżamowym "Styropianie".
Szkoda, że Strachy tym razem nie zdecydowały się na żadnego dziesięciominutowca - "Pogrzeb króla" na "Piła Tango" czy "Radio Dalmacija" na "Dodekafonii" to jedne z najlepszych kompozycji w całej historii. Najdłuższe na płycie, smutne "Dreadlock queen" z amerykańsko brzmiącym refrenem i ciekawym storytellingiem Grabaża to jeden z jaśniejszych punktów płyty.
Najsłabsze ogniwa albumu? Abstrahując od paskudnej okładki (czyżby ktoś bawił się w renderowanie i zapisał efekt kilkuminutowej pracy?) i niezbyt fortunnego tytułu ("!To!" - WTF?) zupełnie nie powala "Mokotów", znany już z koncertówki "Przejście" - szczególnie irytuje akcentowanie niektórych słów przez Grabaża. Punky reggae biesiada w "Za stary na Courtney Love" to też zlepek dźwięków otagowanych "gdzieś już to kiedyś słyszałem". Strachy to dość wtórny zespół, jednak grający z wyczuciem i doświadczeniem.
Muzyka na juwenalia i letnie festiwale? Tak, ale jeśli całkoształt brzmi dobrze, po co się spinać. Jeżeli już coś ma lecieć w radiu, niech będą to Strachy Na Lachy, a nie żenujące i nieśmieszne Gangnamy i Harlemy.
Michał Przechera
(michal.przechera@dlastudenta.pl)