L.U.C znów łamie język
2010-11-06 12:59:28Awangardowy eksperymentator, Mike Patton znad Odry czy może rozmiękły umysłowo graforaper (by Jakub Żulczyk) ? L.U.C coraz bardziej podkręca tempo i prezentuje najnowszą (kolejną na której tytule można połamać język) płytę "PyyKyCyKyTyPff", wydaną 22 października nakładem swojego wydawnictwa i dzięki dystrybucji EMI Polska.
Najświeższy krążek to, jak mówi sam autor, w jego dyskografii pozycja przełomowa. Łukasz Rostkowski po raz pierwszy odszedł całkowicie od tradycyjnej muzycznej formy - wszystkie dźwięki na albumie pochodzą z jego ust, przepony i trzewii. Po wcześniejszych beatboxowych wtrętach w swoich piosenkach oraz współpracy z mistrzem tej sztuki - Zgasem, L.U.C postanowił całą koncepcję płyty oprzeć na tej technice.
Niestety, przez cały czas trwania "PyyKyCyKyTyPff" - pomimo nowego podejścia twórcy - czuć jednak pewną wtórność. L.U.C zabrnął w ślepą uliczkę wymyślnych metafor, połamanego frazowania i abstrakcyjnych tekstów. I na przykład takie "7 przebudzenie" to świetny, psychodeliczny numer, jednak estetycznie pasowałby praktycznie do każdej wcześniejszej (oprócz "39/89 - Zrozumieć Polskę", oczywiście) jego płyty. W pewnych momentach gęstwina dźwięków i kaskady słów może stać się męcząca.
Jednym z głównych zarzutów kierowanych w stronę Rostkowskiego jest to, że nawija o niczym i nie można nazwać go w żadnym stopniu raperem. Cóż, o ile z tym drugim argumentem kłócić się nie można (hip-hop to coś więcej niż tylko stylistyka, równie absurdalne byłoby nazwanie Koli rapowym ansamblem), o tyle to, co L.U.C chce przekazać prawie zupełnie ginie w nagromadzeniu porównań, neologizmów i onomatopei. A może to kolejny celowy zabieg inteligentnego twórcy?
Łukasz Rostkowski w swoich tekstach krytykuje polską rzeczywistość - upierdliwe kolejki na poczcie, tak zwane "dorosłe" życie i związane z tym wyzwania czy papkową popkulturę (w numerze stylizowanym na ... oratorium o chomikach). Wszystko w charakterystycznym dla niego sosie autoironii i abstrakcji.
Warto wspomnieć o gościach - L.U.C zaprosił na płytę nadal utrzymujących wysoką formę Abradaba, Rahima i Vienia, jednak największą zagadką pozostaje zwrotka O.S.T.R. (którego album "Tylko dla dorosłych" śmiało może kandydować do miana płyty roku 2010), która ma zostać upubliczniona w najbliższym czasie przy okazji premiery nowego teledysku (nie wiadomo jeszcze, do której piosenki).
Wydawnictwo jest dwupłytowe - drugi krążek to instrumentalne wersje kawałków - dokładnie można wsłuchać się, jak karkołomnego wyzwania podjął się L.U.C. Bo chyba raczej nikt nie będzie próbował bawić się w psychokaraoke.
L.U.C po raz kolejny udowadnia, że oprawa graficzna albumu jest dla niego równie ważna, co zawartość merytoryczna. Kolejny jego krążek to dziełko samo w sobie - enigmatyczna, mroczna okładka i artwork Adama Tunikowskiego i Michała Misińskiego - brawo za złamanie sztampy tandetnego, kartonowego digipacku!
Podobnie jak w przypadku wydanej w 2008 roku "Planet L.U.C", najnowsza propozycja Łukasza Rostkowskiego sprzęga dźwięk z obrazem - na oficjalnym kanale YouTube artysty można obejrzeć (póki co) dwa teledyski promujące "PyyKyCyKyTyPff" - "Loopedoom" i "Kto jest ostatni" z gościnnym udziałem Abradaba.
Bardzo ciekawie zapowiadają się koncerty promujące najnowszy krążek L.U.C - w końcu karkołomne pętle, basy i inne efekty paszczowe będą wymagały ogromnej precyzji.
Coraz szersze zastępy fanów twórczości L.U.C "PyyKyCyKyTyPff" ogłoszą zapewne kolejnym objawieniem A czy tak jest naprawdę? Cóż, najnowsza produkcja Rostkowskiego jest na przyzwoitym, wysokim poziomie, do którego zdążył już przyzwyczaić słuchaczy, ale kto chce posłuchać naprawdę dobrego beatboxu sięgnie raczej po Rahzela. Dla pierwszorocznych miłośników alternatywy spod znaku akademika pozycja na pięć gwiazdek, dla całej reszty przynajmniej półtorej oceny w dół. Trochę szkoda, zważywszy że jakieś 5 lat temu w Kanale Audytywnym widziałem nadzieję polskiej muzyki.
Michał Przechera