Wywiady - Muzyka

L.U.C na przesłuchaniu (cz.2)

2012-04-12 15:09:49

PRZECZYTAJ PIERWSZĄ CZĘŚĆ WYWIADU Z L.U.C

dlaStudenta.pl: Nie bałeś się nagrywać płyty o Powstaniu Warszawskim? W 2005 roku Lao Che nagrali płytę o tej tematyce i przez niektóre środowiska zostali uznani za winnych zamachu na świętość. Nie myślałeś, że to jednak zbyt poważny temat?

L.U.C: Wszystkie moje projekty są stricte moimi ideami – wpadam na pomysł i chcę coś zrobić. Tutaj natomiast Muzeum Powstania Warszawskiego chciało, żebym coś takiego nagrał. Zgodziłem się, ponieważ podoba mi się to miejsce, niezależnie od politycznych kłótni. To taka nasza przypadłość, żeby wszystko podeptać i upolitycznić. Polskie gówno zawsze musi wypłynąć, nawiązując do Tymona Tymańskiego, któremu kibicuję w pracy nad filmem.

Ponoć „Polskie gówno” ma mieć premierę już we wrześniu.

Bardzo czekam na ten film, nawet grałem tam małą rolę – specjalnie jechałem aż pod Warszawę. Mam wrażenie, że „Polskie gówno” powstaje już z dziesięć lat. Niewiarygodne, jeśli rzeczywiście to wyjdzie. Masakra, muszę spytać o to Tymona. Właśnie za takie akcje go szanuję. Wracając do tematu Powstania Warszawskiego – powiedziałem od razu, że ten temat mnie wzrusza, ale jednocześnie jest on bardzo wyeksploatowany, a ja niezbyt palę się do grzebania w wypalonym ognisku - poza tym Lao Che zrobiło coś dużego i ciekawego - choć jak dla mnie trochę nieautentycznego. Z drugiej strony jednak patrząc, mam taką filozofię, że staram się żyć chwilą i odbierać pewne rzeczy sercem. Kiedy widziałem ludzi pracujących przy Muzeum i naprawdę przejmujących się nim – chcą, żeby opowiadać o Powstaniu na różne sposoby, bo to jest ich życie – ujęło mnie to i postanowiłem jednak spróbować. Podjąłem się przeglądu archiwum tekstów mówionych z tamtego okresu i jak się potem okazało, znalazłem klucz potrzebny do nagrania płyty. Tym kluczem było pokazanie surrealizmu i humorystycznych aspektów tego wydarzenia – bałem się, żeby kogoś tym nie urazić, dlatego robiłem to maksymalnie delikatnie. Nie nazwałem tej płyty satyryczną, tylko groteskowo-surrealną. To takie malowidła pokroju Salvadora Dali – opowieść o ludziach, którzy zdrapują do woreczków foliowych masło z brudnych od błota i krwi budynków, ponieważ zrzucane zasobniki nie miały spadochronów jest niezwykle surrealna. I temu podobne.

Nie chciałeś dodać nic od siebie?

Nie, mimo mojego szacunku do Lao Che trochę nie podobało mi się i nie do końca mnie przekonuje śpiewanie piosenek powstańczych przez dzisiejszych młodych ludzi. To było przecież takie piekło, taki horror – zobaczenie swojej dziewczyny z przestrzelonym mózgiem wylanym na ulicę czy wiszących z okna jelit sąsiadki są sytuacjami, których nasze pokolenie chodzące na blanta do parku nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić. Dlatego nie wyobrażam sobie próby interpretacji tego, bo automatycznie jest to dla mnie skazane na nieprawdziwość. Dlatego nie myślałem o swoim komentarzu – mogę komentować Sztampoland, zamazane przystanki, psie gówno na chodniku czy bloki wymalowane jak Aneta na baletach, a nie Powstanie Warszawskie.

Jaki jest wobec tego Twój prywatny pogląd na słuszność i sens Powstania Warszawskiego?

Nigdy nie ukrywałem swojego stanowiska w tej sprawie i tym bardziej mam szacunek do ludzi z Muzeum, że zwrócili się akurat do mnie. Na płycie „39/89” nazwałem Powstanie pyrrusową klęską i tak to dla mnie wygląda. Trzeba umieć powiedzieć głośno, że ponieśliśmy klęskę, która była spowodowana złym rozkazem czy może niedoinformowaniem lub wprowadzeniem w błąd. Trudno jest nam oddać tak skomplikowaną sytuację, ale ostatecznie Amerykanie jeżdżą całować się do Pragi, a nie do Warszawy. To jest klęska następnych pokoleń. Był to jednak czyn heroiczny i romantyczny i każdy człowiek, który ma uczucia oraz jest wrażliwy potrafi dostrzec tę walkę bieli z czernią – infantylną wręcz batalię Vadera z Yodą.

Odchodząc nieco od tematu – nagrałeś dwie płyty producenckie (bo chyba tak możemy traktować „39/89” i „Warsaw War Saw”). Czy nie myślałeś, żeby sprawdzić się w roli producenta dla kogoś innego? Byłbyś gotowy na taki krok?

Nigdy nie czułem się producentem. Jeszcze w Kanale Audytywnym było tak, że Spaso miał się zajmować produkcją muzyczną, a ja to robiłem przez swoje ADHD i fakt, że kocham składać dźwięki. Efekt był taki, że komponowaliśmy po połowie, ale zawsze czułem że to tylko taki dorywczy rzut. Ostry na przykład bardziej uważa się za producenta niż rapera – ja bardziej czuję się tekściarzem. Miałem nawet kilka ciekawych opcji – swojego czasu Kora zaproponowała, żebym wyprodukował jej album. Mieliśmy przygotować jej powrót – jeszcze przed wydaniem jej ostatniej płyty – to było dla mnie bardzo ciekawe, ale tak nowe i szokujące, że nie potrafiłem nic odpowiedzieć, byłem zawieszony jak balonik na weselu.

To dlatego, że byłeś fanem Maanamu?

Szanowałem niektóre utwory, miałem nawet ich kasetę, ale nie byłem na pewno takim fanem jak w przypadku Ninja Tune (śmiech). Uważam, że Kora jest osobowością i warto by było z nią współpracować, ale zbiegło się to w czasie z otrzymaniem Paszportu Polityki, zrobiło się dość głośno, miałem więcej propozycji i nie do końca potrafiłem się w tym odnaleźć. Ostatecznie stwierdziłem, że chcę zrobić „Pyykycykytypff”.

Pewnie zdarzyło Ci się niejednokrotnie wyłączać wtedy telefon.

Tak, był to pierwszy taki moment w moim życiu. Moja droga długo szła pod górę, miała trochę zakrętów – z jednej strony miałem wrażenie, że przez wiele lat to była ciężka droga i szedłem w zamieci śnieżnej po grani, a z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że trudno dojść szybko na szczyt… (L.U.C się zamyślił) jakaś dziwna sytuacja w mojej głowie się zrobiła. Bo wiecie, albo się wspina pionowo i stromo i dochodzi się szybko, albo po idzie płaskim, ale droga jest dłuższa. Natomiast ja mam wrażenie, że idę pionowo na maksa i bardzo długo dochodzę do tego, co mam – niedługo będę obchodzić już dziesięciolecie twórczości. To jakieś zagięcie czasoporzestrzeni chyba, kurczę. No bo idę długo i stromo pod górę a do szczytu daleko. Ale nie z drugiej strony spoko. Ponoć propozycja bycia jurorem w talent show to najwyższe wyróżnienie w tym kraju. No to mam to już za sobą, hahaha...

A jak wygląda sytuacja z Kanałem? Planujecie ze Spasem jeszcze coś robić? (rozmawialiśmy jeszcze przed ogłoszeniem Kanału jako jednego z wykonawców OFF Festivalu – przyp. red.)

Dla mnie niemoralne jest naciąganie fanów na rozwiązanie zespołu, potem reaktywację, potem znowu rozwiązanie. To lipa i nie zgodzę się na to. Uznałem – pewnie kiedyś możemy wrócić, więc nie zamierzam robić jakiegoś wielkiego zamknięcia. Mieliśmy trudny czas, postanowiliśmy zrobić sobie przerwę (która trwa właściwie już pięć lat) – nie chcę za dużo mówić, ale może zrobimy jakiś mały myk. Coś się kroi, ale niech to będzie taka trochę niewiadoma.

Kiedyś w jednym ze sklepów znaleźliśmy egzemplarze „Haelucenogenoklektyzmu” w cenie 9,99 zł. Dziś nakład jest już wyczerpany, a na aukcjach wartość albumu jest czasem kilkukrotnie większa.

Ale to nie moja zasługa, nie jestem spekulantem! (śmiech)

Nie myślałeś o reedycji, na przykład na winylu? Jesteś przecież gadżeciarzem – analogi wyglądają bardzo ładnie, grafika prezentuje się lepiej niż na kompaktach – nie rozważałeś takiej opcji?

Bardzo chciałbym wydać winyl i przygotowuję się do tego od trzech lat, ale trochę w życiu frunę i robię to, co czuję, że chcę właśnie zrobić, a ten winyl zawsze jest jakoś obok i po prostu nie mam czasu zrobić odbicia na tą drugą grań. Halo! Kto mi zrobi winyl?

Sam zbierasz winyle?

I tak, i nie. Mam parę bardzo ważnych dla mnie płyt – jak chociażby ścieżkę dźwiękową do filmu „187”, którą sprowadzałem ze Stanów, ale nie jestem jakimś arcyfanem analogów. Nie wącham ich, nie pieszczę ani nie głaszczę. Mam parę płyt, które kupuję, kiedy mam czas. Jestem takim ciągle wkręcającym się w coś kolesiem – jak zacząłem się bawić w samplowanie winyli, chodziłem po starych sklepach, szukałem odpowiednich nagrań, wypytywałem Igora ze Skalpela potem siedziałem nad tym nocami i byłem bardzo mocno w to wkręcony. Potem wychodzę z tego i przez siedem miesięcy siedzę z rysownikami, przygotowując komiks. U mnie ciężko jest z jedną, podstawową pasją. Mam sporo winyli od samplowania, ale nie umywam się do Hirka Wrony (śmiech).

Czy kiedy zaangażowałeś się w poprawę estetyki wrocławskich blokowisk nie brałeś pod uwagę, że może to być walka z wiatrakami?

Nie, bo nie kalkuluję przy swoich projektach. Gdybym usiadł, otworzył statystyki i zobaczył, że rynek leci na mordę, na koncerty przychodzi coraz mniej ludzi, a płyty wiadomo jak się sprzedają, to nigdy bym nie chciał inwestować w koncertokomiks. Nie rozpatruję tego w kategoriach opłacalności. Dla mnie przykre było to, że nikt nie mówi o tej żenadzie. Zacząłem rozmawiać z kilkoma osobami i okazało się że czują to, co ja. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie jest tylko moja faza, że trzeba zacząć o tym mówić i rozkręcać akcję. Ale to też trochę taki rzut kamieniem w wodę wywołujący mały plusk w wielkim oceanie. Skumało to trochę ludzi wyczulonych na estetykę, choć nie oszukujmy się – mas to nie odmieni. To jest drobny kroczek, ale właśnie te drobne kroczki trzeba stawiać. Właśnie ukazuje się książka Piotra Sarzyńskiego o estetyce miast – to kolejny z tych kroczków itd...

Byłeś krytykowany za to, że przestrzeń miejską wykorzystujesz do promowania swojej komercyjnej działalności. Jak się odnosisz do tych zarzutów? Czy w ogóle da się zawłaszczyć miasto?

Wchodzenie we wspólną przestrzeń publiczną ze swoją ideą to trudna kwestia. Zależało mi właśnie na tym, żeby rozpocząć dyskusję na ten temat. Moim marzeniem jest stworzenie osiedla–galerii, które opowiada jedną historię, przedstawia jedną spójną wizję. Jest konceptualne. Ale czy to jest wykonalne? Najpierw trzeba zaprosić artystę, który to zaprojektuje a później okaże się, że inny artysta mieszkający na tym osiedlu stwierdzi: „skandal, dlaczego to nie ja mam robić?”. Dyskusja o estetyce i o tym kto, co powinien to spory problem. To właściwie temat na odrębną rozmowę czy nawet książkę. To już zakrawa o zagadnienia z prawa własności – co jest moje, a co twoje, o poszanowanie drugiego człowieka i jego przestrzeni. Mnie irytuje fakt, że chodząc po ulicach widzę budynki wysmarowane na seledynowy róż – to jest moim zdaniem ohydne, ale z drugiej strony komuś może nie podobać się mój mural. Inną kwestią są logotypy czy banery – niektórzy chcą przyklejać swoje logo nawet ludziom na czołach. Zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa akcji publicznej czy społecznej i faktu, że nagrywam normalne płyty, gram koncerty i żyję z tego. Rozumiem tę cienką linię i to jest dla mnie nauczka – wiem, że trzeba bardzo uważać. To był właśnie ten rodzaj krytyki, który choć jak się okazało motywowany głównie zawiścią, ma w sobie odrobinę racji. Wchodząc w przestrzeń publiczną swoją sztuką naruszam pewną sferę prywatności. Tak samo jednak naruszają moją sferę kolory trędowatych bloków. Zarzut, z którym się spotkałem - że mural nie powinien być komercyjny - choć nawet Wikipedia twierdzi inaczej - jednak w jakimś stopniu jest słuszny i też wolałbym, żeby sztuka nie reklamowała tylko niosła emocje i budziła przemyślenia. Z tą tezą się zgadzam. Niestety pan, który wystosował atak chyba by się podpromować albo przypodobać za swoje komercyjne blamaże, mocno się ośmieszył tym zarzutem bo: po pierwsze porównał artystę, który opowiada historię o kosmitach do puszki Coca Coli - po drugie nie zrozumiał, że nie reklamujemy płyty, tylko jej treść w pewnym sensie za darmo przekazujemy ludziom poprzez mural, nie nagrywam płyt o cyckach i samochodach, tylko zawsze z jakąś misją i nie szafujemy sloganami handlowymi. Pogrążyło go zupełnie to, że płyta jest w całości za darmo w internecie, a na sprzedaży muzyki na płytach prawie się dziś nie zarabia.

Czyli nie można Ci przypisać działania komercyjnego nawet w najmniejszy sposób?

W mieście wiele środowisk walczy o ściany – nam udało się je zdobyć fartem, PKP spodobał się ten projekt, więc udostępnili swoje mury. Było mi przykro, że projekt skierowany do ludzi został skrytykowany głównie przez jedną osobę popartą kolegami i zamiast uartystyczniać miasto doprowadził do podziału. Moim zdaniem trzeba się jednoczyć. Kiedy widzę we Wrocławiu fajny mural – jak chociażby Festiwalu Interscenario – cieszę się. Sztuka powinna komunikować się poprzez sztukę. Zarzucanie mi, że mój mural promuje komercyjną rzecz jest dla mnie policzkiem, bo dla mnie komercyjną rzeczą są podpaski czy fajki. Sorry, ale moja twórczość to jednak sztuka i tego nie dam sobie odebrać. To była prowokacja. Zgrzewa mnie to, bo mam czyste sumienie. To on ma problem, nie ja.

Jeśli chodzi o dzielenie środowiska, to chyba też dość mocno podzieliłeś hip-hopowców. Nagrywałeś z Rahimem, Fokusem, Sokołem czy Kastą, a jednocześnie patrząc na internetowe komentarze czy fora związane z rapem – przez sporo osób jesteś hejtowany. Czujesz się częścią tej sceny czy bardziej korzystasz z hip-hopowej formy?

Pokaż mi rapera, który nie jest hejtowany. To jest chyba nie do rozstrzygnięcia. Wydawałoby się, że docieram do publiki, która oczekuje od tekstów czegoś bardziej metaforycznego czy uduchowionego, ale jednak miewałem sytuacje, kiedy wydawało mi się na ulicy, że zaraz będę musiał się naparzać z jakimiś ziomkami a oni mówili „zajebiście stary, półobrót Czaka, pierdolnięty jesteś, co za faza!”. Być może to dlatego, że wysyłam pozytywną energię i taka do mnie wraca. Wydaje mi się, że większość ortodoksów traktuje mnie po prostu jako jakiegoś wariata. O ile początkowo to była trochę ksenofobia, nawet nienawiść, o tyle z czasem te głosy są raczej pojedyncze. Ludzie potrzebują trochę czasu, żeby mnie zaakceptować. A ja po prostu staram się miksować żart, surrealizm z tematami poważnymi. Spotkałem się z Sokołem i zaproponowałem mu współpracę – byłem bardzo ciekaw, jak zareaguje na moją osobę. Reprezentujemy odległe style i środowiska. Jak już wcześniej mówiłem, nie chodzi mi o to żeby dzielić – ja chcę przede wszystkim łączyć bardzo różne rzeczy. Fokus to tak jak ja szkoła Krzywo – nawet miał taką koszulkę na przekór Prosto – ale dla mnie takie połączenie to zajebisty pomysł. Dlatego zadzwoniłem do Sokoła i bardzo fajnie zareagował na to wszystko - to daje mi nadzieję. Z pewnością są typy, które mnie nienawidzą za białe okulary itp., ale samo środowisko generalnie chyba rozumie o co mi chodzi. Rozumieją to Sokół, Rahim, Grubson, Wienio, Trzeci Wymiar, Fokus, Ostry, Kasta - świetnie się dogadujemy i szanujemy - kompletnie nie widzę problemu. Dawno temu spotykałem się z sytuacjami, że kolesie nie rozumieli o co mi chodzi np. z utworem "Psychomaterionety" albo "Pukagastrofazy godzina" i budziło to w nich wręcz agresję mimo, że nikogo tam nie krytykowałem. To było bardzo dziwne zjawisko. Odebrało mi sporo wiary w ludzi.

Jednym z głównych celów Twojej krytyki jest Sztampoland. Homo sovieticus nadal jest żywy w Polsce?

Tak, oczywiście.

Myślisz, że kiedyś to zjawisko umrze śmiercią naturalną?

Miejmy nadzieję, że to zniknie, wydalimy to ze krwi jak trefny nasączony kałem diabła towar. Może czasami widzę świat jednobarwnie, ale dla mnie to społeczeństwo nosi w sobie dużo zła – agresji i chęci dowalenia drugiemu. Wpoił to stary system – trzeba uważać, być podstępnym i podejrzliwym. Z drugiej strony dochodzi walka z tym systemem – solidarność jest bardzo pozytywna, lecz nagły brak wroga sprawia, że w Polsce wyniszczamy się wzajemnie. W tym samym czasie Duńczycy żyją sobie, kochają się na rowerach, stawiają wiatraki i dużo się uśmiechają. Oprócz tego chcą zmniejszać ilość spalin w Europie, co moim zdaniem jest genialne, ale nie do przeforsowania w świecie, który potrzebuje tylko zysku i zwiększania słupków dochodów. To już jednak inny temat. Jest coraz lepiej. Zauważmy to.

W jednym z utworów śpiewasz, że miałeś być mecenasem, ale pozostałeś sobą. Kiedy poczułeś, że prawo to jednak zły wybór?

Już po pierwszym roku wiedziałem, że to nie to. Pierwszy rok to było poznawanie się z nowym miastem, ludźmi i chodzenie na imprezy. Ale nigdy nie zapomnę powrotu po wakacjach na drugi rok. Byłem jeszcze świeżo po liceum, do którego zawsze wracałem z megaradością, bo co dzień się tam świetnie bawiliśmy i wygłupialiśmy – kładliśmy ziemniaki na parapetach - ludzie się zastanawiali nad różnymi tego typu wkrętami. Miałem fajną ekipę. Prawo to nie był totalnie mój przelot i bardzo mocno poczułem, że pozornie kolorowa przyszłość, którą wybrałem, to tak naprawdę paw, jakiś wymiot hipopotama, co pożarł polskie osiedla. Nawet nie tyle ludzie, co sam wydział tworzył taką mało przyjazną atmosferę. To były trudne dni jak wpisywanie na kacu kodu WI-FI. Dlatego tak chciałem nagrać tę płytę - by dodać ludziom odwagi w podejmowaniu trudnych decyzji o zmianie studiów. Nie warto marnować życia. Każdy może się spełnić - wystarczy pozostać sobą.

Rozmawiali:
Michał Przechera (michal.przechera@dlastudenta.pl)
Jerzy Ślusarski (jerzy.slusarski@dlastudenta.pl)

fot. Bartosz Maz

PRZECZYTAJ PIERWSZĄ CZĘŚĆ WYWIADU Z L.U.C

Słowa kluczowe: luc wywiad część druga l.u.c nowa płyta kosmostumostów koncerty pospolite ruszenie kanał audytywny
Artyści
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Natalia Przybysz: Muzyka jest połączona z magicznym światem [WYWIAD]
Natalia Przybysz: Muzyka jest połączona z magicznym światem [WYWIAD, WIDEO]

Artystka opowiedziała nam o powstaniu płyty "TAM" oraz inspiracjach dnia codziennego.

Polecamy
fot. materiały prasowe
Kasia Stankiewicz i Robert Janson - Nasz styl muzyczny nadal jest rozpoznawalny [WYWIAD]

Rozmawiamy z okazji zbliżającej się trasy koncertowej promującej album "Ent".

Saszan
Saszan: Wchodzę w trochę inny świat muzyczny [WYWIAD]

Artystka opowiada o nowym singlu - "Czternasty".

Polecamy
Zobacz również
Ostatnio dodane
Popularne
U2 w Polsce!
U2 w Polsce!

W 2009 roku rusza trasa koncertowa promująca najnowszy album grupy. Chorzów znalazł się na liście dziesięciu europejskich miast, w których zespół na żywo zaprezentuje nowe utwory.

Peja "Na serio"
Peja "Na serio"

Peja ujawnił szczegóły swojego najnowszego albumu, który ukaże się w sklepach 17 września. Na albumie "Na serio" znajdzie się 19 utworów.

Hity na Czasie 2008
Hity na Czasie 2008

Na sklepowe półki trafiła składanka "Hity na Czasie 2008" czyli zapowiedź tego co czeka na fanów eskowych hitów w ramach letniej trasy!