Jajecznica odeszła w niepamięć!
2011-12-14 16:11:55Najnowszy krążek, albo przede wszystkim pierwszy, w pełni autorski album Alicji Janosz – „Vintage” to już nie przypalona jajecznica, a niezłe danie, którym można delektować się codziennie, odkrywając coraz to nowe smaki.
Zobacz szczegóły płyty
Alicja Janosz to już nie mała dziewczynka znana z Idola, a dojrzała kobieta, która powraca z konkretnym materiałem w 11 odsłonach. Nieszczęsna jajecznica przylgnęła do wokalistki, niestety jak rzep do psiego ogona i wcale bym się nie zdziwił, gdyby Ala miała wstręt do jajek… Cały czas mowa o kurzych jajkach.
Na „gorącym” jeszcze krążku z pewnością zaprocentowało doświadczenie, jakie artystka zdobywała podróżując od morza do Tatr i śpiewając, a to z Banachem i Indiosami czy choćby z HooDoo Band. Dodatkowo wychodzą zainteresowania, inspiracje wokalistki i kierunek jaki sobie wybrała. Podąża w piękne, magiczne dźwięki soulu. Choć warto podkreślić, że jest to na tyle uniwersalna piosenkarka , że na „Vintage” wplotła wiele gatunków od popu po funk. Amaryki nie odkryje jeżeli powiem, że „Vintage” to pierwsze dziecko państwa Niebieleckich. Ala wraz z mężem (Bartoszem Niebieleckim) są autorami lub współkompozytorami prawie wszystkich kompozycji.
W 11 utworach Alicja Janosz przenosi słuchacza w inny wymiar. Jest to swoistego rodzaju matrix. Płyta zresztą została nagrana z takim zamysłem, aby połączyć style z różnych epok. Po prostu Vintage! Dlatego opakowanie, jest niczym mini winyl. Jest podział na stronę A i B, jak za dawnych lat! Zresztą sam krążek przypomina miniaturkę czarnej płyty, kiedyś i dziś niezwykle popularnej. Różnica jest taka, że to mimo wszystko rzeczywistość i cały czas w ręku trzymasz CD. Dodam tylko, że w tym roku wśród rodzimych wykonawców, na podobny pomysł wpadła grupa Video.
Zdjęcia autorstwa Anny Powierzy (Verte Studio) zdobiące album, również zrobione są w starym stylu. Nowe wydawnictwo Alicji Janosz można porównać do Vabanku. Wszystko zostało bardzo dobrze zaplanowane, a nieznana może być jedynie reakcja słuchacza. Retro pełną gębą!
Album otwiera jeden z lepszych utworów na płycie. Zresztą, nie bez przyczyny kawałek „I Woke Up So Happy” został wybrany na singla. Trzeba zaznaczyć, że w ogóle pierwsze utwory są bardzo dobre. „Zawsze za mało” – to świetna balladowa opowieść o miłości i tęsknocie. Ala Janosz przekazuje, że upojenie sobą jest fajne i warto. Można odnieść wrażenie, że cała płyta to wycięte skrawki z życia Alicji Janosz. Każdy może to podpiąć pod siebie i każdy może być bohaterem opowieści pod tytułem Vintage. „10 mln $”, „Not In My Head” czy „Hush Hush” to kolejne kompozycje, które powalają na kolana. Tworzą świetny nastrój, niezależnie od tego czy pada deszcz, śnieg czy świeci słońce.
Na uwagę zasługuje układ tracklisty, który powoduje, że słuchacz nie nudzi się tym albumem, i też nie zwraca uwagi czy na albumie jest 5 czy 10 piosenek w języku angielskim, który w Polsce jest trudniej przyswajalny. Po wolnym i „angielskim” „So Much To Me” jest rodzime, optymistyczne i przede wszystkim szybsze „Jest jak jest”(drugi singiel). Ogromną zaletą płyty jest fakt, że każda kompozycja ciekawi, wciąga i zostaje w pamięci na dłużej. Na uwagę zasługują wykorzystane instrumenty, które tworzą wspaniałą otoczkę dla każdej historii o której śpiewa Ala Janosz. Dodam, że skrzypce, wiolonczela, organy, harmonijka, tuba, saksofon i fortepian to muzyczny hat trick.
Taki krążek nie można inaczej nazwać jak tylko albumem kompletnym! Przemyślana została także dodatkowa część „Vintage” tzw. strona B, na której w postaci zapisu DVD każdy znajdzie m.in. teledysk do kawałka „Jest jak jest”, sesję zdjęciową czy making of z nagrań tego wydawnictwa.
Mam słabość do wokalistek, które wygrywały rodzime edycje programu Idol. Ostatni album Moniki Brodki przekroczył wiele granic i pokazał innym, że można stworzyć „Grandę”. Teraz Alicja Janosz wytycza kolejne ścieżki dzięki albumowi „Vintage”. Polecam ten krążek, bo to kawał dobrej muzyki i podróż po dźwiękach, które dopełnia niezły wokal. Zjawisko, które się wytwarza zmusza do refleksji, otwiera różne inne możliwości. Niech magia „Vintage” trwa cały czas.
Radosław Ząb