Groniec "Na Żywo" z klasą
2008-10-21 12:56:13Mimo to udało się jej osiągnąć w Polsce status gwiazdy piosenki aktorskiej, a wszystko to stało się przy niemal zerowym zainteresowaniu ze strony mediów. Groniec stara się bowiem być piosenkarką, przez którą przemawia wyłącznie jej twórczość. Aby zyskać uznanie, nie potrzebuje tańczyć na lodzie i za to chapeaux bas. Żenadę zostawmy dla Joli Rutowicz i Miśka Koterskiego.
Groniec jest znana z nieszablonowych interpretacji klasyków piosenki kabaretowej spod znaku Marleny Dietrich czy Edith Piaf. Rzeczywiście, w najlepszych fragmentach płyty udało się jej choć przez chwilę odtworzyć przedwojenny, dekadencki duch fin de siecle. Klub KitKat i atmosfera dworca Tiergarten, znane tak dobrze chociażby z musicalu "Kabaret" z Lizą Minnelli odrodziły się na nowo w Polsce XXI wieku. Najlepszym tego dowodem są otwierające drugi krążek "Przyjaciółki". Interesująco wypada również słynna weillowska "Alabama Song", choć osobiście polecam wersję niezrównanych Doorsów. W "Na żywo" bardziej podoba mi się aranżacja niż stylizowana na pijacki bełkot interpretacja artystki. Kto wie, może to jednak ja blefuję, a Groniec mówi prawdę?
Z pewnością jest ona znakomitą wokalistką, która z głosem potrafi zrobić praktycznie wszystko. W najlepszym pod tym względem "Przekleństwie Millihaven" ze skromnego podlotka zmienia się w ciągu sekundy w nieobliczalną morderczynię. "Wyrzucić mężczyzn" mogłoby stać się hymnem feministek, nie godzących się na to, by kobiety były dłużej czarnuchami świata. Tę piosenkę Groniec jako prawdziwa szansonistka po prostu powinna wykonywać z cylindrem a la Grabaż na głowie i ze slimem w ustach, co podniosłoby poziom wiarygodności do maksimum. Budzi ona skojarzenia również z konkretnymi wykonawcami - w niektórych utworach brzmi jak Beth Gibbons z Portishead, niekiedy zaś jej maniera zbliża ją do biorącej wszystko na serio Edyty Geppert.
Lirycznie również jest bardzo dobrze. "Na żywo" mamy przecież wykonane klasyki Jacquesa Brela, Nicka Cave'a czy wreszcie Kurta Weilla z tekstami Bertolta Brechta. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że większość z nich przeszła przez ręce Wojciecha Młynarskiego - niegdyś tekstowego MVP, jeśli chodzi o nasz kraj, to wiadomo, że o warstwę liryczną możemy być spokojni. Sama Groniec podtrzymuje swoją minimalistyczną naturę – w swoim pisarstwie jest delikatna, czasami prowokująca, ale nigdy agresywna czy nachalna. Warto zwrócić uwagę na bezwstydnie uroczy "Poniedziałek". Zadziałał mi na wyobraźnię, a to dobrze. My, mężczyźni, których trzeba wyrzucić, lubimy, kiedy nas się zaskakuje.
Jedyne czego mi brakuje w "Na żywo", to nutki szaleństwa. Poza wspomnianym "Przekleństwem..." jest go tutaj tyle, ile trucizny w zapałce. Czasami chciałoby się usłyszeć więcej żarliwości, ale prosić to ja sobie mogę. Pewnie dlatego większość, słysząc materiał z "Na żywo" odbierze go jako jeden nieustający, niezmienny w swoim rytmie utwór i odpadnie po paru piosenkach. Sam też nie mogę ukryć, że czasami czułem się, jakbym oglądał Anioł Pański i nerwowo poszukiwałem przycisku skip na pilocie. Byłoby to jednak niesprawiedliwe powiedzieć, że "Na Żywo" jest nudne i krew nagła może zalać podczas odsłuchania. Groniec jak prawdziwa kobieta sprawdza się w niespodziewanej zmianie nastroju, co udowadnia pełną napięcia końcówką kameralnego z początku "Mamo".
Najbardziej klimatyczne utwory z "Na żywo" to bez wątpienia "Będę z Tobą" – poruszające wyznanie miłości, które każdy chciałby usłyszeć oraz "Tamta kobieta" - opowieść o kolejnym z milionów niezauważalnych i nie mających szansy na realizację uczuciu. Jest w tej piosence coś przejmująco osobistego, bo przecież każdy przeżył coś takiego choć jeden raz. Mnie zrobiło się smutno, zupełnie jakbym popatrzył na twarz Klaudii Kulawik z "Mam talent". I teraz, kiedy piszę ten tekst o pierwszej w nocy, nocy ciemnej jak sumienie faszysty, mam ochotę podpalić faję jak Humphrey Bogart, otworzyć butelkę whisky i ponarzekać, że ze wszystkich barów na świecie ona weszła akurat do mojego. W zadymionej knajpie ćwiczę pokera, brakuje tylko tańczących na stole kankana i zadzierających kieckę striptizerek. Hm, nikt nie powiedział, że mieszkanie w akademikach należy teraz do ciekawych.
Jerzy Ślusarski
(jerzy.slusarski@dlastudenta.pl)